Artykuły

35 sezonów Włodzimierza Skalskiego

Po 35 latach latach pracy karierę artystyczną zakończył Włodzimierz Skalski - solista Opery Śląskiej, jeden z ostatnich śpiewaków ze "starej gwardii" bytomskiej sceny, którzy przyszli tutaj jeszcze za czasów dyrektorowania Napoleona Siessa.

Włodzimierz Skalski jest absolwentem Akademii Muzycznej w Krakowie. Studiował w sumie 9 lat, bo wcześniej rozpoczął studia na Akademii Górniczo-Hutniczej. Interesował się jednak muzyką, więc zdał także na studia artystyczne, co nie przeszkodziło mu w ukończeniu AGH na kierunku: geodezja. Pierwszy rok śpiewał w Operze Krakowskiej, potem przeniósł się do Opery Śląskiej, której solistą był przez 34 kolejne sezony. Dlaczego porzucił Kraków dla Bytomia? Ktoś patrzący z dzisiejszej perspektywy mógłby powiedzieć: "Był za słaby na Kraków". Albo: "Na Śląsku lepiej płacili". Ale 35 lat temu Opera Śląska cieszyła się po prostu większym prestiżem, tutaj dyrektorem naczelnym i artystycznym był legendarny Napoleon Siess. - Kiedy Siess przygotowywał premierę "Cyrulika sewilskiego", to pracowaliśmy nad tym spektaklem przez pół roku, niemal codziennie - wspomina Skalski. - Ale potem to przedstawienie utrzymywało się w repertuarze przez 30 lat.

Włodzimierz Skalski w czasie swojej kariery wykonywał 39 partii pierwszoplanowych. Był m.in. Alfredem w "Traviacie", Escamillem w "Carmen", baronem Scarpią w Tosce, Papagenem w "Czarodziejskim flecie", Januszem w "Halce", śpiewał tytułowe role w "Nabucco" i "Eugeniuszu Onieginie". Dziś przyznaje, że najbliższa jest mu partia Figara w "Weselu Figaro". Skalski obdarzony jest nie talentem wokalnym, ale także swoistym vis comica oraz umiejętnościami aktorskimi, z których często wyzuci są współcześni młodzi soliści. - Zaczynałem jako specjalista od ról w operach komicznych, ale w pewnym momencie zacząłem lubić także partie ciemnych postaci. Umiejętność kształtowania, przedstawiania ich charakteru przyszła z czasem -opowiada solista. - Teraz myślę, że do takich ról trzeba dojrzeć.

Praca solisty to nie tylko spektakle, w czasie których zbiera oklaski. To także żmudne ćwiczenia, przypominające trening sportowca. - W czasie współpracy z Teatrem Wielkim w Poznaniu mieszkałem kiedyś kilka tygodni w pokoju znajdującym się w gmachu teatru - opowiada Włodzimierz Skalski. - Z podziwem patrzyłem na jednego z największych solistów tej sceny, który codziennie przychodził do sali ćwiczeń i przez godzinę śpiewał gamy jak student.

Po 35 latach pracy Włodzimierz Skalski zdecydował się na zakończenie kariery. Pożegnał się ze sceną spektaklem "Traviaty", po którym otrzymał dodatkowe kwiaty i oklaski. - Scena jest jak narkotyk. Zdecydowałem się jednak na radykalną kurację odwykową. Jak ktoś kiedyś powiedział: lepiej odejść rok za wcześnie niż dzień za późno - żartuje artysta.

Bytom to nie tylko kawał pracy artystycznej Włodzimierza Skalskiego. W Operze Śląskiej poznał swoją żonę Katarzynę Skalską -wówczas solistkę baletu. Można zażartować, że w małżeństwie tym panował idealny podział ról - jego wszyscy słuchali, na nią wszyscy patrzyli. Mieszkają w Bytomiu. Włodzimierz Skalski mówi, że na emeryturze wreszcie będzie miał więcej czasu, żeby zajmować się działką na Suchej Górze. Właśnie dojrzewają tam pomidory i winogrona, które artysta osobiście zasadził i pielęgnuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji