Artykuły

Gołda Tencer: Kto ma opowiadać, jak nie my

- Jestem drugim pokoleniem po Holokauście. To we mnie tkwi. To nasz wspólny mianownik, to w nas zostało, miało na nas ogromny wpływ. Trzeba o tym pamiętać - ojczyzną Żydów jest pamięć - mówi Gołda Tencer, aktorka, reżyserka i dyrektorka Teatru Żydowskiego w Warszawie, w rozmowie z Witoldem Mrozkiem w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.

Dyrektorka Teatru Żydowskiego i zaczynającego się w sobotę Festiwalu Warszawa Singera zaprasza na jego atrakcje i do lektury książki "Jidisze marne" ze swoimi wspomnieniami. WITOLD MROZEK: Co by pani poleciła w programie tegorocznego Festiwalu Warszawa Singera? GOŁDA TENCER: Polecam wszystko. Kiedyś próbowałam zwracać uwagę na poszczególne wydarzenia, ale to tak specyficzny program, tak specyficzny klimat imprezy, że każdy znajdzie coś dla siebie. Będą wspaniałe teatry, mnóstwo koncertów jazzowych, wieczory poetyckie. I bardzo dużo premier książek.

W tym pani książki - "Jidisze mamę". Jak to się stało, że postanowiła pani spisać wspomnienia?

- Nigdy nie miałam takiego zamiaru. Całe życie jako dziecko pisałam pamiętniki. Ja jestem taki chomik - wszystko trzymam. Listy, pamiętniki, pierwszą legitymację z Teatru Żydowskiego, pierwszy wycinek pensji. Robione przeze mnie i brata dziecięce laurki dla naszych rodziców. Parę wydawnictw już kiedyś się zgłaszało, że może chciałabym napisać książkę. Myślałam, że nie mam szczególnie dużo do powiedzenia. Później Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska zadzwoniła z propozycją wywiadu dla dwutygodnika "Viva". Te wywiady to były historie osób i miejsc. Mogłam polecieć, żeby udzielić wywiadu w Izraelu czy w Ameryce. Opowiedzieć, co jest dla mnie najważniejsze, spędzić tam cały tydzień i mieć sesję zdjęciową. Powiedziałam, że potrzebuję trochę czasu na zastanowienie. I doszłam do tego: no dobrze, będę w Izraelu i o czym tam będę mówiła? Będę tam mówić, co jest dla mnie najważniejsze w życiu? Będę się uśmiechać pod Ścianą Płaczu? Nie. Powiedziałam więc: jedziemy do Łodzi.

Z tego miasta pani pochodzi.

- Tak, stamtąd są moje wspomnienia. Zawsze mówię, że widzę szaro-czarną moją Łódź. Ale to są też moje najpiękniejsze lata.

I w Łodzi zrobiliśmy wywiad dla "Vivy". Oddźwięk był bardzo dobry, wtedy pojawiła się kolejna propozycja książki. Dlaczego nie zrobić tego właśnie z Katarzyną Przybyszewską-Ortonowską? To fantastyczna osoba, zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. A ze mną nie pracowało się tak łatwo, jestem bardzo zabiegana. Udało się to skończyć, książka idzie do druku. Myślałam na początku, że nie mam tyle do powiedzenia.

A wyszło tego ponad 600 stron.

- Tak, ale to specyficzny rodzaj książki! Oddaję w niej głos także innym. Jest m.in. opowieść mojego brata, Janusza, który po Marcu '68 wyjechał z Polski. Łącznie mówi w niej siedem osób. 1 września o godz. 17 zapraszam na premierę do Teatru Kwadrat. Mam nadzieję, że nie zakłóci jej nam wizyta Donalda Trumpa.

Książkę napisały panie razem, ale jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej. To pani opowiada.

- To był wybór: robimy wywiad czy nie? Ale tego było strasznie dużo i Katarzyna zaproponowała, żeby napisać to w taki właśnie sposób. Ta książka nie była łatwa. Może chciałam w niej za dużo powiedzieć. Teraz, gdy ją zamknęłyśmy, mam tremę. Opowiadałam oczywiście wiele razy historię swojej rodziny, choć nie tak dokładnie jak teraz. Mówi się, że w żydowskich rodzinach jest zawsze jedna osoba, która ciągle zajmuje się Holokaustem. W mojej rodzinie to jestem ja.

Książka zaczyna się od wstrząsającej historii pani ojca.

- Jestem drugim pokoleniem po Holokauście. To we mnie tkwi. To nasz wspólny mianownik, to w nas zostało, miało na nas ogromny wpływ. Trzeba o tym pamiętać - ojczyzną Żydów jest pamięć.

Ojciec nie mówił o swoich przeżyciach. To milczenie było wyczuwalne w domu?

- Tak. Wszyscy zapamiętali pana Tencera, mojego tatę, ze wzrokiem skierowanym w dal, gdzieś przed siebie. Był z nami i go nie było. Nasi rodzice nie chcieli chyba obarczać swoich dzieci tą historią. Było tak nie tylko u mnie w domu. Nie chcieli o tym mówić, budowali przecież na nowo swoje życie. W ciągu ostatnich lat ciągle uzupełniam historię mojej rodziny Pewna pani z Łukowa przeglądała archiwa innej rodziny i odnalazła przy okazji Tencerów. Wysłała mi maila. Wtedy dopiero dowiedziałam się, jak nazywali się rodzice taty, ile miał sióstr, ilu braci. W żydowskie święta przy stole było nas bardzo mało. W większości żydowskich domów nie było babć, dziadków. Zastępowali je nasi przyjaciele. Po Marcu '68 zabrakło nieraz i ich.

Sporo o historii pani ojca powiedział pani niejaki pan Niedober, który przyjechał do Polski w połowie lat 80. Pytał o Szmula i Menaszego Tencerów.

- Nie wiem o nim zbyt wiele. To był przyjaciel mojego taty sprzed wojny, przyjechał wtedy z Ameryki. Pokazał mi program spektaklu

"Cud purymowy" z moim nazwiskiem i dedykacją - "Pamięci taty". Taki wyrwany kawałek. Powiedziałam do niego: "Pan sobie nie mógł wyobrazić, że córka Szmula Tencera, który przed wojną nosił pejsy, została aktorką?". Mój tata pochodził z bardzo religijnej rodziny. Ale po wojnie tata nigdy już nie przekroczył progu synagogi. Ciągle pytał: "Gdzie był Bóg?". Później próbowałam jeszcze odnaleźć pana Niedobera w Ameryce, ale mi się to nie udało. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej - on mówił m.in. o bunkrze, w którym zginęła pierwsza żona i pierwsza córeczka taty. Te historie będę zbierać do końca życia. Kto ma opowiadać, jak nie my? Kto ma opowiadać o tym narodzie? Całe życie mówię o tych, którzy już nie mogą dzisiaj mówić. I o literaturze, która ocalała. Nieprzypadkowo powołałam w Warszawie Centrum Kultury Jidysz. Niedawno mieliśmy 16. międzynarodowe seminarium jidysz. Przyjechało 50 osób z Argentyny, z Izraela, przyjeżdżają ludzie z Japonii.

Kultura jidysz w Polsce się odradza? Czytam właśnie obszerną antologię poetek jidyszowych "Moja dzika koza".

- Myślę, że tak. To lata pracy, tysiące ludzi, którzy przeszli przez nasze Centrum. To wykładowcy, tłumacze, nauczyciele języka. A co do antologii - to jest przepiękna książka, chapeau bas dla dziewczyn, które ją zrobiły - Karoliny Szymaniak, Joanny Lisek, Belli Szwarcman-Czarnoty.

Kiedy Teatr Żydowski wprowadzi się do obiecanej przez miasto nowej siedziby przy ul. Próżnej?

- Poproszę o kolejne pytanie.

Miasto wywiązuje się z tej zapowiedzi?

- Jestem ciągle w trakcie rozmów. Mam nadzieję, że się uda. Trudno jest być dyrektorem teatru bez teatru.

Zadomowiliście się w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa na Mokotowie?

- Oczywiście, gramy tam kilka razy w miesiącu. To nasza największa scena. Gramy też w Teatrze Studio, w TR Warszawa, w Zachęcie. Ale potrzebujemy swojego domu. I mam nadzieję, że w 70. rocznicę Teatru Żydowskiego ten dom znajdziemy.

***

XVI Festiwal Warszawa Singera

Festiwal odbędzie się w ostatnim tygodniu wakacji od 24 sierpnia doi września. W programie są projekcje filmowe, spektakle teatralne, wystawy, warsztaty, spacery (np. po dawnej dzielnicy północnej, szlakiem żydowskich księgarzy), zwiedzanie synagogi Nożyków i mykwy, będzie też świąteczny wieczór szabatowy i jarmark na placu Grzybowskim.

W sobotę 31 sierpnia Frank London i Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego, a na finał 1 września - Nigel Kennedy. Na oba te koncerty wstęp jest wolny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji