Artykuły

Państwo psuje się od dołu

- Nie ma sensu utożsamiać bohatera literackiego z jakimkolwiek politykiem, bo wtedy aktorstwo przestaje być sztuką i staje się propagandą - mówi JANUSZ GAJOS, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

Krzysztof Feusette: Radiowa Dwójka nadaje teraz "Pana Wołodyjowskiego" w odcinkach. Bohaterowie Sienkiewicza w pana interpretacji to często zadufane warchoły, traktujące ojczyznę jak prywatny folwark. To efekt pracy nad rolą Cześnika w "Zemście"?

JANUSZ GAJOS: Nie sądzę. Chociaż Sienkiewicz miał równie ciepły stosunek do polskiego warcholstwa, co Fredro. Jakby obaj mówili: kochani rodacy, tacy jesteśmy i nic na to nie poradzimy. W Trylogii widać to np. w postaci Onufrego Zagłoby. Jego skłonność do nadużywania alkoholu przedstawiona jest przez autora jako nieszkodliwa, ludzka słabostka, którą należy traktować z dużą dozą wyrozumiałości...

To powieść o polskich zaletach - czy wadach?

O jednym i o drugim. Jednak aktora nie powinny interesować cechy dominujące w narodzie czy grupie społecznej, tylko charakter granej postaci, każdej z osobna. Mówienie, że Polak jest taki, a Niemiec taki, sprowadza się na ogół do nieprecyzyjnych i nieszczęśliwych określeń. Wady narodowe bywają wyśmiewane w programach kabaretowych, jednak nawet tam jest to dosyć ryzykowne. U Sienkiewicza rzeczywiście roi się od barwnych, niejednoznacznych postaci, ale te prawdziwie czarne charaktery spotykamy przede wszystkim po stronie zdrajców i nieprzyjaciół naszego narodu.

W końcu pisał "ku pokrzepieniu serc". Czy ono jest nam dziś potrzebne?

Na pewno. Żyjemy w ciągłym zawirowaniu. Jak każdy jestem zasypywany wiadomościami z politycznego pola walki i coraz częściej ogarnia mnie zmęczenie. Chciałbym, żeby to wszystko się uspokoiło, żeby zapanował porządek i powróciły dobre obyczaje. Czy literatura może pomóc? Sam jestem ciekaw, czy młodzi ludzie słuchają "Pana Wołodyjowskiego". Nie wiem też, jak w ich wyobraźni funkcjonuje taka wartość jak patriotyzm, u Sienkiewicza wynoszony na piedestał. Czy zapłaciliby najwyższą cenę w obronie ojczyzny? Nie spędza mi to snu z powiek, ale kiedy pomyślę, że sytuacja zmusza tak wielu z nich, by mimo wyższego wykształcenia wyjeżdżali z Polski w poszukiwaniu chleba i satysfakcji z pracy, zastanawiam się, jak to się ma do postulatów krzewienia patriotyzmu.

Receptą - lekcje wychowania patriotycznego?

Najpierw należałoby ustalić, w jakim stopniu powinien wychowywać młodych ludzi dom rodzinny, a w jakim szkoła. Młodzież twierdzi, że brakuje jej autorytetów. Ludzi, którym można zaufać z czystym sumieniem. Rzeczywiście, jest ich w Polsce coraz mniej, bo nie jesteśmy specjalistami w budowaniu autorytetów, ale w ich obalaniu. Jeżeli nawet jakiś pojawia się na horyzoncie, natychmiast podnoszą się głosy sprzeciwu, rodzą się wątpliwości, i po autorytecie.

To może zdobywać go siłą i cwaniactwem? Jak Mateusz Bigda, grany przez pana w spektaklu Andrzeja Wajdy, cham i prostak, który wszedł na polityczne salony. Budował pan tę postać myśląc o kimś konkretnym?

Nie ma sensu utożsamiać bohatera literackiego z jakimkolwiek politykiem, bo wtedy aktorstwo przestaje być sztuką i staje się propagandą. Nie szukałem odpowiednika w życiu realnym. Raczej zastanawiałem się nad tym, jakie ten człowiek może mieć kompleksy, z ilu wyleczył się dzięki polityce. Wydaje mi się, że zanim dostał się na szczyt, musiało się w nim bez przerwy kotłować, było dużo żalu i pretensji do świata.

Wcześniej grał pan cwanego prostaka w Kabarecie Olgi Lipińskiej. Dlaczego woźny Turecki tak nas śmieszył, a już Bigda - częściej przerażał?

Turecki nie miał dostępu do polityki. Jego prymitywne cwaniactwo budziło sympatię, był jednym z nas. Dziś mógłby śmiało zostać posłem, bo dzięki temu nie musiałby słuchać poleceń dyrektora czy tajemniczego pana Miśka. Ludzie, którzy za wszelką cenę chcą zrobić karierę, a nie dysponują wystarczającym zasobem wiedzy i odpowiednim przygotowaniem, nie są zabawni, ale groźni. Wyobrażają sobie wszystko w sposób zbyt prosty. Cwaniactwo zaś jest narzędziem do usuwania konkurencji, budowania umocnień dla jakieś grupy, partii czy konkretnego polityka i nie ma nic wspólnego z troską o szarego obywatela.

Nie wierzy pan w szlachetne intencje polityków?

Są tacy, którzy tę wiarę we mnie umacniają, ale generalnie jestem dość sceptyczny. Wprowadzając zmiany w jakiejkolwiek dziedzinie, najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na niełatwe pytanie: czy na pewno wiemy - co zburzyć, dlaczego oraz czy da się na tym miejscu postawić coś nowego. To dotyczy także mojego teatralnego podwórka. Wśród młodych reżyserów są tacy, którzy mają dosyć, być może słusznie, pewnych zabiegów formalnych. Uważają je za przestarzałe. Niestety, często okazuje się, że nie mają pomysłu na to, jak zbudować nowe. Burzyć trzeba ostrożnie.

Bronisław Wildstein zakazał emisji "Czterech pancernych i psa"...

Minęło już tyle lat od roli Janka Kosa, że naprawdę ani mnie to ziębi, ani grzeje. Sam często zastanawiałem się, jak to się dzieje, że ten serial wciąż cieszy się taką popularnością. Myślę, że decyduje o tym znakomite aktorstwo. Nie moje, bo byłem wtedy żółtodziobem, ale na planie miałem okazję spotkać mistrzów: Fijewskiego, Kalinowskiego, Gołasa, Pieczkę, Jasiukiewicza... Tacy wykonawcy gwarantują, że nawet jeżeli w filmie zakłamano prawdę historyczną, na ekran przedostają się pewne prawdy o człowieku. Młodzież zawsze chce je chłonąć. Grałem kiedyś monodram "Msza za miasto Arras" według Andrzeja Szczypiorskiego. Przychodziło na te przedstawienia dużo młodych ludzi w trampkach, którzy nie zawsze wiedzieli, jak zachować się w teatrze, więc na przykład kładli nogi na scenie. Reprezentowali postawę, której trochę się bałem: "Co też pan nam powie, czego byśmy nie wiedzieli". Po kilku minutach zdejmowali nogi, siadali jak ludzie, otwierali gęby i słuchali. Dlaczego? Bo w tej sztuce padało mnóstwo ważnych pytań, które prawdopodobnie sami sobie zadawali po nocach. Pamiętam siebie w takim wieku, kiedy za wszelką cenę próbowałem odnaleźć odpowiedzi na pytania: Co to znaczy żyć? Gdziejest prawda?

Powiedział pan w jednym z wywiadów: "Polityka mnie nie interesuje, bo ja się szybko w tym gubię. Ale wkracza w moje życie właściwie cały czas. W latach 80. musiałem robić rzeczy, których nie cierpię, np. zastanawiać się, czy mogę się z tym czy z tamtym przywitać, po której on jest stronie albo czy to, co do mnie powiedział, nie jest prowokacją. To było coś obrzydliwego". Nie boi się pan, że w obliczu politycznej walki na noże sytuacja może siępowtórzyć?

Oby do tego nie doszło, bo rzeczywiście wspominam tamten okres jako jeden z najobrzydliwszych.

Dziś takie sceny się nie zdarzają?

Na razie nie.

A gdybyśmy wyobrazili sobie hipotetyczną sytuację, że w Warszawie zostaje wybudowany nowy teatr. Na jego otwarcie przychodzą liderzy wszystkich politycznych ugrupowań, a pan jest poproszony o przecięcie wstęgi...

Wolę być na scenie, niż przecinać wstęgę. Unikam takich momentów, ponieważ zbliżają aktora do polityki, która nie ma nic wspólnego ze sztuką. Lubię myśl von Horwatha, że artysta powinien być na zewnątrz, patrzeć przez okno i obserwować sytuację, bo kiedy wejdzie do środka, straci możliwość obiektywnego spojrzenia. Będzie musiał opowiedzieć się po czyjejś stronie, w jakiejś sprawie, która już nazajutrz może być niesłuszna. Oczywiście, nikomu nie można zabronić prezentowania poglądów politycznych, ale mnie nie jest to potrzebne.

Jest pan ostrożny...

- Nie, po prostu uważam, że trzeba mieć bardzo zdecydowany pogląd na sprawę, by móc kogoś pouczać czy karcić.

Ale obserwuje pan polityków?

Siłą rzeczy muszę. Mój zawód polega na obserwowaniu ludzi. Jednak nie umiałbym napisać pracy o polskim parlamentaryzmie. Wszyscy, na całym świecie, którzy biorą się do polityki, bywają od czasu do czasu śmieszni. Często. Najczęściej.

Dlaczego?

Bo każdy, kto decyduje się na upublicznienie swojej osoby, bierze na siebie ryzyko, że zostanie okrutnie zweryfikowany po kątem wiarygodności, estetyki, świadomości ciała. Kokieteria, nieumiejętne zachwalanie własnej osoby, złudne wrażenie, że kiedy się stoi na świeczniku, jest się lepszym od innych, wszystko to sprawia, że z człowieka wychodzi fałsz, staje za jego plecami i wystawia go na pośmiewisko. Publiczny występ, podobnie jak kamera, nie pozostawia suchej nitki na kimś, kto coś udaje. Trzeba być albo świetnie przygotowanym, albo po prostu mieć talent. To jeżeli chodzi o formę. Co zaś do treści, wolę ludzi, którzy mówią niewiele. Tymczasem mam do czynienia z tłumem w miarę sprawnych gadaczy. Tyle że po ich gadaniu pozostaje tylko echo.

A jednak powiedział pan w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że właśnie rozmowy o Polsce brakuje panu najbardziej. Czyjej rozmowy?

Nie chodziło mi o panel dyskusyjny przy wielkim stole. Raczej wyraziłem tęsknotę za dobrą literaturą, która mogłaby wywołać społeczny dialog o tym, co nas spotkało w 1989 r. Minęło 17 lat i myślę, że stać już nas na odpowiedni dystans.

Powiało optymizmem. Z badań wynika, że Polacy są narodem o największej dumie, ale i największych kompleksach.

Duma to dobre urządzenie w człowieku, ale w naszym wydaniu najczęściej bywa mało usprawiedliwiona. Jesteśmy zadowoleni z siebie, choć często nie mamy do tego powodów. Chcemy zdobyć szacunek w Europie, a jednocześnie sami nie mamy go dla siebie. Kiedy pan umówi się z kimś na czwartek o szesnastej, to on przeważnie przyjdzie w piątek o siódmej rano. Trzeba by się zastanowić, czy to nasze wyolbrzymione poczucie własnej wartości nie jest przypadkiem wydmuszką powstałą z kompleksów. Niedawno żona opowiadała mi historię spod supermarketu. Podjechała na parking i zobaczyła, jak facet parkuje samochód w miejscu, gdzie nie wolno. Kiedy drugi mężczyzna zwrócił mu uwagę, że zajął plac dla pogotowia i straży pożarnej, tamten ruszył z pięściami. Mamy świeżo w pamięci tragedię w katowickiej hali targowej. Gdyby coś takiego stało się w tamtym sklepie? Ale temu młodzieńcowi do głowy nie przyszło, że mógłby przestawić auto w inne miejsce. Duma mu nie pozwalała, on bronił własnej godności. Ciekawe, jak zachowałby się na parkingu np. w Hamburgu czy Brukseli? To śmieszne. Do momentu, kiedy zacznie być groźne. Bo to potem idzie dalej i wyżej, aż do polityki. Być może państwo psuje się od dołu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji