Artykuły

Bywam zadowolony z życia

- Gdy zdarzy mi się przerwa w pracy, czuję pustkę. Jak marynarz, który zejdzie na ląd i zaraz myśli, żeby wrócić na morze - mówi aktor WOJCIECH PSZONIAK.

Dzięki roli Moryca w "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy stał się jednym z najpopularniejszych polskich aktorów. Kreacja w "Dantonie" tego samego reżysera sprawiła, że poznała go cała Europa. Jego kariera trwa już ponad 30 lat. Wciąż jest bardzo aktywny. Wciąż nas zaskakuje świetnymi rolami.

Bożena Chodyniecka: - Czy chętnie patrzy Pan na swoje życie? Ma Pan skłonność do podsumowań, ocen?

Wojciech Pszoniak: - Nie. Bo nigdy nie miałem planu na życie. Ja nie programuję.

Zresztą życia nie da się zaprogramować. Może to tylko zrobić Pan Bóg.

- Ale dzisiaj młodzi ludzie wszystko skrupularnie planują - od ciąży po karierę. Uważa Pan, że lepiej dać się nieść rzece życia?

- Tak. Korygując błędy na drodze, na której jesteśmy. Poznać świat, to znaczy zrozumieć go. Głupota większości naszych polityków polega na tym, że chcą zmieniać coś, czego nie rozumieją.

- Ma Pan ma za sobą niejeden wiraż. Były dotkliwe?

- Wiraże przeżywałem w młodości. Pierwszy zakręt nastąpił po śmierci ojca, gdy miałem 13 lat. Nie mieliśmy z mamą i braćmi z czego żyć. Dyrektorka szkoły nie przyjęła mnie do liceum - dlatego, że miałem ocenę "dobry" z zachowania! Od razu przypomina mi się tu Roman Giertych - on ma ten sam idiotyczny pomysł. Mając 14 lat, nie byłem chuliganem! Tyle że nie siedziałem jak muł. Szukałem siebie.

- Konsekwentnie. Gdy nie udało się dostać do liceum, myślał Pan o szkole kadetów. Kiedy i to nie wyszło, wylądował Pan w wojskowej orkiestrze. Potem został Pan laborantem...

- Wszedłem w kolejny zakręt, gdy w klasie maturalnej nauczyciel oblał mnie z geografii. Groziło mi wojsko.

- Który z tych zakrętów najbardziej pokręcił Panu los?

- Wojna. Myślę, że nie było rodziny, która nie została dotknięta przez wojnę. Taka jest nasza historia. Zaczęło się od tego, że po wojnie ojciec nie chciał przyjąć obywatelstwa sowieckiego. Musieliśmy opuścić Lwów. Znaleźliśmy się na Śląsku, w Gliwicach.

- Na szczęście nigdy Pan nie stracił gruntu pod nogami. Gdy wiele lat później dostał Pan propozycję pracy we Francji, potrafił Pan zrezygnować z dającego poczucie bezpieczeństwa etatu i ruszył do Paryża.

- Długo się nad tym zastanawiałem. Ale w końcu postanowiłem przeżyć tę przygodę.

- Minęło już 20 lat od czasu, gdy Pan zamieszkał i zaczął pracować w Paryżu. Ale kręci Pan filmy i gra w teatrze także w Polsce. To dwa światy, dwa życia...

- I dwa domy. Wciąż mnie coś zaskakuje. Chcę w Warszawie ubrać marynarkę w kratkę, a ona akurat została w Paryżu. I na odwrót. Ale już się do tego przyzwyczaiłem. Krążę tam i z powrotem. Czasem jeszcze gram

w Londynie i w Szwajcarii. Gdy zdarzy mi się przerwa w pracy, czuję pustkę. Jak marynarz, który zejdzie na ląd i zaraz myśli, żeby wrócić na morze.

- Ostatnio zagrał Pan w "Nadziei", filmie, do którego scenariusz napisał Krzysztof Piesiewicz....

- Tak. I myślę, że może z tego powstać coś pięknego. Bardzo dobrze mi się współpracowało z wybitnym operatorem Krzysztofem Ptakiem i polskim reżyserem mieszkającym w Niemczech, znakomitym dokumentalistą, Stanisławem Muchą. "Nadzieja" to jego debiut fabularny.

- Jest Pan zadowolony z udziału w "Zapomnianej bohaterce" w reżyserii Volkera Schloendorffa?

- To tylko epizod. Znam Volkera od lat - Wojtek - powiedział. - Nie możesz być nieobecny w moim filmie.

- Lubi Pan brać udział w filmach o tematyce politycznej? Ten opowiada o losach Anny Walentynowicz i historii "Solidarności".

- Ale nie jest filmem politycznym. Nie wierzę w sztukę polityczną. Często jest podejrzana. Spłaszcza widzenie świata. Ja staram się patrzeć na świat szerzej. Interesuje mnie człowiek i jego los. A polityka? Często wpada się w coś, co jest propagandą. Dla mnie ważniejsze są motywacje, którymi kierują się ludzie.

- Skoro tak, to dlaczego w naszych stacjach telewizyjnych króluje polityka, a nie ludzie?

- Bo tym krajem wstrząsa choroba! A politycy mają w tym potężny udział. To, co się dzieje, wykracza poza wszelkie granice rozsądku. Myślę, że ludzie mają już tego dość.

- Czy gdyby miał Pan znów 20 lat, chciałby Pan stąd wyemigrować?

- Nie wiem. Kiedyś, wyjeżdżając na emigrację, decydowaliśmy o swoim losie. Dzisiaj jest inaczej. Młodzież wyjeżdża bez obciążeń i kompleksów. Najgorsze jest to, że ludzie nie chcą tu żyć. Czuję obrzydzenie do tego, co się dzieje wokół. Co myśmy z tą wolnością zrobili?

- Gdy się mieszka poza Polską, nasza rzeczywistość wydaje się jeszcze bardziej absurdalna.

- Nie ma raju na świecie, to oczywiste. Ale przecież są jakieś normy! Mam wrażenie, że coraz dalej nam do cywilizowanej Europy. Ten poziom polityki! Jak to jest możliwe, że wicepremierem jest były kierownik PGR-u, człowiek bez matury, z wyrokami?

- Niedawno był Pan na Festiwalu Gwiazd w Gdańsku. Co w planach?

- Jadę na wakacje. Na Korsykę. Po powrocie gram w "Waszej ekscelencji" w warszawskim Teatrze Współczesnym. Kończę też "Oficerów" dla TVP i przygotowuję się do reżyserii "Zemsty" Fredry w Teatrze Montownia, w której zagram też Papkina. Muszę też wreszcie skończyć moją książkę.

- Wiosną dostał Pan propozycję objęcia dyrekcji wrocławskiego Teatru Polskiego. Dlaczego Pan ją odrzucił?

- Moje życie jest urozmaicone. Gram po francusku, angielsku i po polsku. I mam tyle rzeczy do zrobienia. Przyjmując to stanowisko, musiałbym odrzucić scenariusze, role. A ja bardzo przyzwyczaiłem się do tego rytmu.

- To znaczy, że jest Pan zadowolony ze swojego życia?

- Momentami tak, momentami nie. Jak każdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji