Artykuły

Kobiety z Bagateli: Mamy dosyć upokorzeń i strachu

Przez lata znosiły obściskiwanie, dotykanie, przytulanie, lizanie po szyi, klepanie w pośladki, wciskanie języka do ucha. O tym, co je spotyka, w końcu powiedziały głośno. Machina procedur ruszyła, ale wolno, mało empatycznie, nie dając ofiarom szans na anonimowość - piszą Aleksander Gurgul i Małgorzata Skowrońska w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Dziewięć kobiet podpisało się pod skargą na Henryka Jacka S. , dyrektora Bagateli. Oskarżają go o molestowanie i mobbing. W liście do prezydenta Jacka Majchrowskiego piszą, że wielokrotnie S. naruszył ich godność i nietykalność fizyczną. Za tym prawniczym żargonem kryją się ich doświadczenia. Gdy je ujawniły, w mediach pojawiły się nagłówki: "Wstrząsające historie z Bagateli".

Ojcowskie ściskanie

W relacjach oskarżających S. aktorek, byłych i obecnych pracownic teatru, pojawiają się opowieści o natarczywych spojrzeniach, żartach z seksualnym podtekstem, komentowaniu wyglądu, erotycznych aluzjach, ale też wymuszony kontakt, niechciany dotyk i obmacywanie. Wszystko to można odnaleźć w definicji molestowania. Prawo mówi wyraźnie: molestowanie to "każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika, w szczególności stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy" (art. 183a paragraf 6 pkt 2 Kodeksu pracy).

- Przez wiele lat nie byłam w stanie nazwać tego, co mnie spotkało. Najpierw to były erotyczne opowieści. Kto "daje dupy", kto lubi ostry seks. Te opowieści pojawiały się bez związku z tematem rozmowy. To było obleśne, ale dyrektorowi sprawiało radość - opowiada jedna z oskarżających S. kobiet. W jej przypadku na sprośnych żartach się nie skończyło. - Byłam sama za sceną. Dyrektor przyszedł do mnie. Zaczął od tego, jak bardzo mnie lubi, jaka jestem dla niego ważna. Nie miałam dokąd uciec. Myślałam, że jak zwykle się przytuli i da spokój, ale tym razem usłyszałam, że dyszy, a jego język lizał moją twarz. Byłam przerażona. Odepchnęłam go. Niewiele pamiętam z tego, co wydarzyło się dalej - opowiada.

Takich historii jest więcej. Kobiety mówią, że zdarzały się w korytarzach bez monitoringu, w gabinecie dyrektora, podczas przywitań i pożegnań. - Wykorzystał każdą sytuację, żeby nas uścisnąć. Mówił, że to takie ojcowskie. Ale który ojciec nagle wpycha dziecku język do ucha? - to relacja kolejnej oskarżającej S. aktorki.

Zapraszam na wyznaczanie granic

Iwona Wiśniewska, psychoterapeutka i seksuolog: - W molestowaniu seksualnym rzadko chodzi o seks. To akt dominacji i nadużycia władzy. To naruszenie granic, choć niekoniecznie cielesnych. To wtargnięcie w duszę. U ofiar wywołuje potworne skutki. Od ograniczenia racjonalnego myślenia, brania winy na siebie, aż po wstyd. Dlatego milczą. Do czasu, aż stanie się coś, co pozwoli im przezwyciężyć traumę.

Kiedy jedna z młodych pracownic po wyjściu z dyrektorskiego gabinetu zaczęła wymiotować, kobiety przerwały milczenie. Zaczęło się od spotkań w cztery oczy, aż uzbierało się dziewięć odważnych, które postanowiły zaprotestować. Nie wszystkie z tych, które doświadczyły molestowania, postanowiły o tym powiedzieć. - Wiemy, że jest nas więcej, bo to przecież trwało od lat. Niektóre z nas do tej pory nie powiedziały swoim bliskim. Rozumiem ich lęk, ale wierzę, że w końcu się przełamią - mówi jedna z aktorek.

Kobiety nie chciały nagłaśniać sprawy. Liczyły, że rozmowa z prezydentem, który jest przełożonym S. (Bagatela jest miejskim teatrem), zakończy sprawę. Kiedy jednak po spotkaniu z Majchrowskim okazało się, że dyrektor zna ich nazwiska, postanowiły opowiedzieć mediom o swojej traumie. Bały się, że inaczej ich zeznania trafią do kosza. Tym bardziej że zaczęły dostawać telefony od S. z zaproszeniem na spotkanie w jego gabinecie i "wyznaczenie granic".

Redakcja dysponuje nagraniem jednej z takich rozmów. Dyrektor Sc. wspomina na nim spotkanie z prezydentem. Mówi, że długo rozmawiali, że omawiali każde zdanie listu. Z nagrania wynika, że zna nazwiska kobiet, które się na niego poskarżyły. "Zostałem zobowiązany do przedstawienia panu prezydentowi procedur uzupełniających nasz kodeks etyczny, procedur antymobbingowych. Żeby żadna z tych spraw, o których napisane jest w waszym liście, nie mała możliwości się powtórzyć" - słychać deklarację dyrektora.

I dalej: "W związku z tym chciałem cię zaprosić do tego grona, które będzie tworzyć te antymobbingowe procedury, żeby na przyszłość nie było możliwości, żeby się wydarzyły jakieś rzeczy, o których ja, szczerze mówiąc, nie mam świadomości, nie wiem. Dlatego tę grupę, która odwiedziła pana prezydenta, może nie w całości, ale poproszę do współpracy. Najpierw pojedynczo, żeby spotkać się w obecności pani kadrowej, żeby nazwać te problemy, którym musimy dać zaporę, żeby nie miały szans się pojawić. Dlatego potrzebni są nie wszyscy na raz, ale pojedynczo z panią kadrową, która będzie notowała, jakie tam problemy wystąpiły kiedykolwiek. Wprost, uczciwie wymieniając wszystkie sprawy. I na tej podstawie potem będziemy budować procedurę. I takie różne zabezpieczenia, tak to nazwijmy. A moim zadaniem jest doprowadzić do porozumienia, bo nie chcę nikogo...". W tym momencie dyrektor zawiesza głos. Potem kontynuuje: "Ja rozumiem, po prostu w jakimś sensie rozumiem, to znaczy nie rozumiem, nie zdawałem sobie sprawy, że moja serdeczność nazywana jest mobbingowaniem, kompletnie nie miałem pojęcia, czy molestowaniem. Zawsze miałem poczuciem, że ponieważ mam cztery córki dorosłe, to też was traktowałem jak takie córki. Jeżeli było jakieś w stosunku do ciebie moje niewłaściwe zachowanie, czego na razie nie mam żadnej świadomości, że coś takiego było, bo dla mnie to było takie ojcowskie. Ale w każdym razie przepraszam cię, że coś takiego robiłem, co w jakiś sposób naruszało twoje poczucie bezpieczeństwa. Przyjmij takie moje przeprosiny i zaproszenie, żebyśmy mogli tutaj razem popracować".

Potem tej deklaracji dyrektor stawia jednak twardo sprawę: "Niezależnie od wszystkiego wierzę, że wasze intencje były dobre dla teatru i wierzę, że nie było to działanie pod dyktando [tu pada nazwisko byłej pracownicy, która także oskarża dyrektora o molestowanie - red.], która chce być tutaj, jak wielokrotnie deklarowała, dyrektorem".

S. kończy rozmowę słowami: "To tyle, serdecznie cię pozdrawiam i nie zamierzam być mniej serdeczny niż dotychczas. Natomiast będę zawsze bardzo pilnował, żeby jakichkolwiek gestów nie było, które mogłyby nadużyć, przekroczyć jakąś granicę, o której sobie potem opowiemy, gdzie ona jest".

Takich rozmów odbył kilka. Zanim poznał nazwiska kobiet podpisanych pod listem, dzwonił na ślepo do byłych i obecnych pracownic.

- Nawet to było zabawne, bo zadzwonił do jednej z naszych koleżanek, która jest już dawno poza Bagatelą i nie miała pojęcia o naszej skardze. Bardzo się zdenerwowała, bo ma już ten kawałek swojej historii za sobą, a tu nagle, po latach, dyrektor odzywa się z dziwnymi przeprosinami - opowiada jedna z oskarżycielek.

Magistrat: Dyrektor musiał poznać charakter zarzutów

Magistrat tłumaczy, że S. znał te nazwiska, zanim przyszedł do Jacka Majchrowskiego na konfrontację. Ale przyznaje też, że prezydent pokazał list dyrektorowi Bagateli.

Monika Chylaszek, rzeczniczka Majchrowskiego: - Zarzuty mają charakter interpersonalny. Dyrektor S. musiał się do nich odnieść. Żeby to zrobić, powinien wiedzieć, kto i o co go oskarża. Zarzuty jednak są na tyle poważne, że prezydent skierował sprawę do prokuratury, a w ślad za tym poszło pismo z prośbą, by śledczy zawiesili S. w obowiązkach dyrektora.

Prawnik kobiet oskarżających dyrektora Bagateli od początku twierdził, że konieczne jest zawieszenie dyrektora S . Inaczej jego obecność w teatrze zakłóci pracę i utrudni zeznania na temat tego, co dzieje się w budynku u zbiegu Krupniczej i Karmelickiej. - Wyobrażam sobie, że ktoś pod presją groźby utraty pracy i zarobków zablokuje się, żeby nie powiedzieć - zostanie zakneblowany. Z punktu widzenia tej sprawy, dla jej przejrzystości i nie przesądzając przedwcześnie o winie, należy tak zaaranżować sytuację, aby każda osoba mogła się swobodnie wypowiedzieć. Żeby chociaż nie doszło do tego, o czym mówią same pokrzywdzone panie, czyli nadużycia przełożonego wobec podwładnych. Mam na myśli zachowania nie tylko nieeleganckie, ale i te bezprawne - mówi mecenas Wojciech Nartowski (broni kobiet z Bagateli pro bono).

Prokuratura S. nie zawiesiła, ale dyrektor - choć na początku afery twierdził, że nigdzie się nie wybiera - w końcu uległ i wystąpił o urlop. Jak informuje magistrat, nie będzie go w teatrze do stycznia. Obowiązki dyrektora przejęła oficjalnie Renata Derejczyk, dotychczasowa wicedyrektor. Co dalej, zależy od prokuratury. Mecenas Nartowski twierdzi jednak, że dowody są mocne. Pierwsza z oskarżających kobiet jest już po przesłuchaniu. Kolejne przesłucha sąd - ze względu na charakter sprawy i ochronę ofiar, unika się powtórnych zeznań, najpierw przed śledczym, a potem sędzią.

S. nie przyznaje się. W oświadczeniu, które rozdał mediom, pisze jedynie, że nikogo nie molestował ani nie mobbingował, czuje się skrzywdzony i sam jest ofiarą tej sytuacji. W środę ponownie prosiliśmy go o komentarz. Odmówił, zasłaniając się dobrem śledztwa.

Henryk Jacek S. kieruje Bagatelą od 1999 r. Nadał teatrowi charakter sceny rozrywkowej, spektakle - głównie komedie i farsy - grane są zazwyczaj przy pełnej widowni. W tym roku teatr świętuje 100-lecie istnienia. Magistrat twierdzi, że nigdy nie było żadnej skargi na dyrektora. Ostatnie szkolenie antymobbingowe i antydyskryminacyjne krakowski urząd miasta przeprowadził tam 10 lat temu.

Procedury do sprawdzenia

Do dziewięciu kobiet z Bagateli dołączają kolejne. To także aktorki z innych miast, w których S. reżyserował, a także... krakowskie kelnerki. Razem skarżących jest na razie 16.

Mecenas Nartowski: - Mamy sygnały, że osób pokrzywdzonych może być o wiele więcej. O kilku osobach już wiem, prawdopodobnie zgłoszą się następne. Trudno powiedzieć, jak masowe było to zjawisko. Myślę, że nagłośnienie sprawy spowoduje pewien powiew odwagi i przezwycięży strach.

Czego chcą kobiety, które oskarżyły S. ? Mówią, że normalności. Chcą pracować bez strachu. Chcą chodzić korytarzami teatru, nawet tymi bez monitoringu, bez obstawy. I chcą, żeby Bagatela miała się dobrze.

- Dostałyśmy wiele wsparcia od kolegów i koleżanek z zespołu. Ale są też tacy, którzy kwestionują naszą uczciwość albo twierdzą, że przesadzamy. Im chcemy powiedzieć, że się nie poddamy - mówi jedna z kobiet.

Sprawa Bagateli może trwać miesiącami. Co w tym czasie powinno zrobić miasto? - Ta sytuacja pokazała, że nawet jeśli Kraków ma jakieś procedury, które wynikają ze stosowania klauzuli antydyskryminacyjnej, to są one niewystarczające - twierdzi Nina Gabryś, radna miejska. I dodaje, że trzeba przejrzeć regulaminy miejskich spółek, instytucji i urzędów choćby pod kątem tego, komu zgłasza się przypadki molestowania; konieczne są także szkolenia. - Sytuacja w Bagateli pokazała, że jeśli sprawcą jest pracodawca, to żadna procedura nie zadziała prawidłowo. Trzeba pamiętać, że przy tego rodzaju sprawach zasadą jest zagwarantowanie pokrzywdzonym anonimowości. Tu jej zabrakło - komentuje.

Czego teraz potrzebują kobiety, które ujawniły molestowanie? Psychoterapeuci mówią, że wychodzenie z sytuacji przemocy to sinusoida - raz przypływ adrenaliny, raz depresja. Siada poczucie własnej wartości, wzmaga się wstyd.

Iwona Wiśniewska: - Te kobiety potrzebują teraz wsparcia. Częściej jednak słyszą pytania, dlaczego tak późno ujawniły swoje historie, dlaczego dopiero teraz. To pytania oskarżające. Zadając je, tak naprawdę oceniamy pokrzywdzone. Dziwimy się, dlaczego się nie broniły, dlaczego nie reagowały. Wielokrotnie mówimy: "Ja na jej miejscu...". Tak naprawdę jednak nigdy nie wiemy, jak byśmy zareagowali w takiej sytuacji.

PRAWO. MOLESTOWANIE - PROCEDURY

Według socjolog Inés Hercovich (pionierki badań nad przemocą seksualną wobec kobiet), połowa ofiar nikomu nie mówi o swoich traumach z obawy, że nikt im nie uwierzy. Statystyka z kolei precyzuje, że jedna na cztery kobiety była molestowana seksualnie. Przeciętnie co dziesiąta zgłasza przestępstwo. Reszta milczy. Te, które przemoc ujawniają, często robią to po wielu latach terapii.

W ponad 80 proc. przypadków sprawcą molestowania jest osoba znana ofierze; ktoś komu pokrzywdzona ufała.

Psychoterapeuci, którzy pracują z ofiarami przemocy seksualnej, mówią, że po ataku pokrzywdzeni opisują swój stan jako wyjście z ciała. To oznaka poszukiwania bezpiecznego miejsca poza ciałem, skoro w nim jest niebezpiecznie. Są wręcz sparaliżowane sytuacją, a ich mózg może nie zachowywać wspomnień takiej traumatycznej sytuacji. Po prostu ich nie rejestruje: centralny układ nerwowy doświadcza ekstremalnej stymulacji, w efekcie upośledza pamięć.

Kodeks pracy nakłada na pracodawcę obowiązek przeciwdziałania dyskryminacji w miejscu pracy, a więc także molestowaniu.

Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego przekonuje, że zgodnie z prawem w razie procesu, to pracodawcy muszą udowodnić, że molestowanie nie miało miejsca. Dochodzi do przeniesienia ciężaru dowodu na podmiot, któremu stawia się zarzut. Pracownik musi jedynie uprawdopodobnić, że był molestowany. W wielu urzędach wprowadza się więc regulaminy antymobbingowe. Właśnie w takim dokumencie powinna znaleźć się procedura złożenia skargi na osobę molestującą. Musi ona gwarantować zachowanie poufności.

Skargi pokrzywdzonej/pokrzywdzonego nie powinien rozpatrywać przełożony ani dział kadr. Lepiej, żeby zrobiła to komisja, w skład której wejdzie reprezentant pracownika, przedstawiciel pracodawcy i osoba z zewnątrz, najlepiej psycholog lub mediator.

Co z odpowiedzialnością? Sąd Najwyższy przyjął, że jeżeli w postępowaniu sądowym pracodawca wykaże, iż podjął realne działania, by przeciwdziałać mobbingowi, to do odpowiedzialności za molestowanie może być pociągnięty jedynie sprawca.

Co z odszkodowaniem? Pokrzywdzona może wystąpić do sądu pracy z roszczeniem o odszkodowanie od pracodawcy. Prawo nie określa w tym przypadku maksymalnej wysokości. Nie może być jednak niższe niż minimalne wynagrodzenie za pracę. Zdarza się, że sąd bierze wtedy pod uwagę wysokość wynagrodzenia molestowanej.

Jak wynika z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, w tego typu sprawach odszkodowanie jest także zadośćuczynieniem. Nie zamyka to drogi do dochodzenia od sprawcy odszkodowania (z tytułu doznanej krzywdy czy uszczerbku na zdrowiu) w drodze cywilnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji