Artykuły

My, kobiety z Bagateli

To jest bilet w jedną stronę. Na zawsze będziemy kobietami z Bagateli. Dla jednych tymi, które nie dały w mordę, dla innych tymi, które odważyły się ujawnić molestowanie w teatrze. O molestowaniu w Teatrze Bagatela piszą Małgorzata Skowrońskia i Aleksandra Gurgul w Wysokich Obcasach, dodatku do Gazety Wyborczej.

"Szanowny Panie Prezydencie, od lat na różne sposoby doświadczałyśmy molestowania seksualnego w postaci słów, sugestii, gestów, czynów zabronionych ze strony dyrektora Teatru Bagatela Henryka Jacka S.. Dyrektor, wykorzystując swoją pozycję pracodawcy, wielokrotnie przekraczał granice nietykalności osobistej i godności podpisanych poniżej".

Pod listem, który pod koniec października dotarł do Jacka Majchrowskiego, prezydenta Krakowa, podpisało się dziewięć kobiet: aktorek, byłych i obecnych pracownic krakowskiego teatru. Najstarsza z nich ma ponad 50 lat, najmłodsza - zaledwie dwadzieścia parę. Trzy opowiedziały o swojej traumie pod nazwiskiem (w mediach twarze pokazały: Alina Kamińska, Patrycja Babicka, Karolina Więckowska). Kolejne chcą pozostać anonimowe - na ich prośbę zmieliliśmy im imiona. To Maria, Kinga, Ewa.

Sprawą zajmuje się - po doniesieniu prezydenta Krakowa - prokuratura. Kobiety będą jednak zeznawały nie przed prokuratorem, ale przed sądem. Chodzi o to, by ofiary nie były narażone na podwójne przesłuchania - najpierw przed śledczymi, a potem kolejny raz na sali sądowej.

Henryk Jacek Sc. nie przyznaje się do winy: "Stanowczo zaprzeczam zarzutom zawartym w piśmie skierowanym do p. Prezydenta Krakowa przez kilka kobiet pracujących w Teatrze Bagatela. Nigdy nie molestowałem seksualnie pracownic ani kobiet współpracujących z Teatrem, a także nie dopuszczałem się mobbingu. Jestem w trakcie przygotowywania odpowiedzi na zarzuty, które złożę na ręce Prezydenta Miasta. Myślę, że złożone pismo jest jedynie narzędziem do uzyskania przez niektóre z podpisanych pod nim osób znacznie dalej idących celów. Mam poczucie wielkiej krzywdy, którą wyrządzono mnie i mojej Żonie. Będę bronić swojego dobrego imienia i swojej niewinności".

Wir

W Krakowie skandal. Bagatela to dobrze prosperujący miejski teatr, a S. znają tu wszyscy.

Ma 68 lat. Postawny, ponad 180 cm wzrostu, szpakowaty, krótko ostrzyżony, z wąsem jak Piłsudski. Żona Joanna też pracuje w Bagateli, jako scenografka. Mają cztery dorosłe córki i syna.

S. ma swoją krakowską trajektorię knajp, z Bunkrem Sztuki przy Plantach na czele. Lubi się chwalić - jak to sam mówi - nieoczywistym życiorysem artystycznym. Studiował chemię przemysłową na Politechnice Krakowskiej, filozofię na UJ, a potem przez rok reżyserię teatralną w krakowskiej PWST (dziś to Akademia Teatralna). Ma licencjat z zarządzania, reklamy i marketingu (zrobił go na polsko-brytyjskim Polish Open University) oraz magisterkę z zarządzania personelem w środowisku międzynarodowym (temat pracy: "Zarządzanie talentem").

Jego debiut filmowy "Wir" z 1983 r. zebrał sporo wyróżnień - to historia młodego mężczyzny wychowywanego tylko przez matkę - od nagrody na XII Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych "Młodzi i Film" po poczwórne Brązowe Lwy i nominację do Złotych Lwów na IX Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W swoim życiorysie podkreśla, że pracował z największymi: Różewiczem, Wajdą, Zanussim, Holland, Adamikiem, Falkiem, Bajonem. Chwali się, że do Krakowa zaprosił Stevena Spielberga. Próbował swoich sił w biznesie. Przez krótki czas pod koniec lat 90. był dyrektorem handlowym w fundacji, która zajmowała się między innymi transportem samochodowym.

- Każde miasto ma swoich herosów. S. zna wszystkich w Krakowie, od prezydenta po właścicieli klubów. W młodości świetny jeździec i kaskader. Lubi o tym opowiadać - mówi krakowski urzędnik, który współpracował z dyrektorem Bagateli na początku 2000 r.

Swoją jeździecką przeszłość dyrektor podkreśla na stronie internetowej teatru. Okazuje się, że konno-kaskaderskie wyczyny w "Potopie" Hoffmana oraz "Nocach i dniach" Antczaka to jego dzieło.

S.: "To prawda, że kaskaderka ma w sobie obok ryzyka wielką dozę romantyzmu. Ale polega też na bardzo precyzyjnym zaplanowaniu wszystkiego, na pełnym profesjonalizmie i na absolutnym spokoju. W momencie, kiedy pojawia się kryzys, są dwa wyjścia: można likwidować cały interes i cicho płakać albo realizować projekt pt. ucieczka w górę. Wybieram to drugie" (cytat za: bagatela.pl).

Kobieta bez skazy

Bagatelą rządzi od 20 lat. Ostatni kontrakt - pięcioletni - podpisał dwa lata temu. Bilans? Na tej krakowskiej scenie grane są same frekwencyjne hity. Jak spektakl "Mayday" (historia taksówkarza bigamisty w reżyserii Wojciecha Pokory powstała jeszcze za szefostwa Niny Repetowskiej), który grany jest przy Karmelickiej od 25 lat i ma już półmilionową widownię. W ostatnim wywiadzie S. mówił: - Życzę sobie i Bagateli, by nasz teatr rozwijał się tak pięknie jak dotychczas. I mógł liczyć na większe wsparcie prasy. Żyjemy dziś w tak zbrutalizowanym świecie, że naszą wspólną misją powinno być promowanie teatru jako sztuki, która łagodzi obyczaje i uczy myślenia.

Ten rok miał być wielkim świętem, bo teatr obchodzi 100-lecie. "Jeśli ogółowi nie dostarczy się zabawy w dobrym gatunku, pójdzie jej szukać w złym" - pisał w krakowskim "Czasie" w 1919 r. Tadeusz Boy-Żeleński. Tak uzasadniał potrzebę stworzenia pod Wawelem sceny z lekkim, rozrywkowym, wzorowanym na paryskim repertuarze. Inauguracja sprzed wieku była jednak skandalem. Pierwszy spektakl, "Kobietę bez skazy" Gabrieli Zapolskiej, historię o kościelnej rozwódce, która uwodzi i prowokuje mężczyzn, oprotestowały krakowskie matrony u kardynała Sapiehy.

- Przedziwne koło zatoczyła historia. Skandalem obyczajowym się zaczęło i skandalem obyczajowym kończy. Dla Bagateli to, co ujawniły kobiety pracujące w tym teatrze, to jednak koniec pewnej epoki. Nie jestem od tego, by ferować wyroki. Od tego jest sąd. Trudno jednak nie zauważyć, że czasy, gdy dyrektor teatru, prezes, szef czy profesor był jednocześnie bogiem, panem i ojcem, są już za nami - mówi Małgorzata Jantos, filozofka i szefowa komisji kultury w krakowskim magistracie.

S. w Bagateli jest bogiem? Oskarżające go o molestowanie kobiety twierdzą, że to władca absolutny. Kinga (w teatrze od dwóch lat): - Podczas bankietu jubileuszowego weszłam do sali, w której siedział pan dyrektor wraz z kolegami reżyserami. Gdy mnie zobaczył, krzyknął: "O, dobrze, że jesteś, zaśpiewaj nam!". Próbowałam odmówić, wymawiając się tym, że to nie jest dobry moment, a ja już wypiłam trochę alkoholu, ale usłyszałam: "Nonsens, zabaw nas!". Po trzeciej odmowie uznałam, że niczego nie przewalczę. Chwyciłam tylko kolegę za rękę. Nie chciałam zostać z nimi, już wstawionymi, sama. Kiedy skończyłam, dyrektor zażądał, żebym jeszcze poszukała koleżanki. Miała zatańczyć. Do swoich kompanów powiedział: "Ona tak dobrze się rusza".

Seks dla opornych

Alina Kamińska, aktorka Bagateli, od czterech lat gra główną rolę w farsie "Seks dla opornych". To historia małżeńskiego kryzysu, rzecz dzieje się w łóżku. Na stronie internetowej teatr ostrzega, że to spektakl dla widzów od 16. roku życia: "Czy weekend w modnym hotelu i tytułowy poradnik wystarczą do rozbudzenia wielkich namiętności? Czy perwersyjny seks po 30 latach jest jeszcze możliwy? I - co ważniejsze - czy jest im jeszcze potrzebny? A może ten wyjazd zakończy się rozwodem?".

Sztukę reżyseruje S. .

Alina: - Z moim scenicznym partnerem Łukaszem Żurkiem spędzamy większą część spektaklu w łóżku, choć przecież nie o seks w tej sztuce chodzi. Gdy zaczynaliśmy próby, dyrektor miał wyraźną wizję mojej gry. I coraz bardziej przekraczał granice. Czułam, że na tej scenie, gdy każe mi się wyginać i prężyć, mam być raz kobieca, raz dziewczęca, spełniam jego erotyczne fantazje.

Bezpieczniej czułam się z aktorem leżącym obok mnie w pościeli niż w towarzystwie reżysera, który siedział od nas oddalony o dziesięć rzędów. W przerwach dyrektor próbował mnie dotykać, obściskiwał. Po próbach dzwonił do mnie.

Każda z kobiet podpisanych pod listem do prezydenta Krakowa ma swoją historię.

Karolina Więckowska (pracuje w administracji): - Dotykanie, głaskanie, uściski, których się nie chce. Gdy raz na zastępstwie w sekretariacie wpuszczałam do dyrektora koleżankę i zamykałam za nią drzwi, czułam się jak żona, która wie, ale nie reaguje.

Patrycja Babicka (pracuje w promocji): - Prosił, żebym usiadła obok niego i coś przeczytała na komputerze, a przy tym gładził mnie po szyi albo po ręce. To było na początku. Potem było tylko gorzej. Aż do momentu, gdy z zaskoczenia chwycił mnie i chciał pocałować w usta. Wepchnął mi języki do buzi. Odepchnęłam go i powiedziałam, żeby tego nie robił. Byliśmy w korytarzu, dyrektor nie był pijany. Potem zwymiotowałam.

Maria (pracownica zespołu artystycznego): - Przez wiele lat tylko opowiadał sprośności. O aktorce, która lubi "dawać dupy za granicą", albo o kolejnej, która się spóźniła na próbę, bo lubi ostry seks. W końcu jakieś dwa lata temu przydybał mnie w miejscu, z którego nie mogłam uciec. Opowiadał, jak bardzo mnie lubi, i zaczął mnie ściskać. Coraz mocniej, aż usłyszałam erotyczne dyszenie i poczułam jego język w moim uchu.

Ewa (aktorka): - Kiedy po raz pierwszy klepnął mnie w tyłek, gdy wychodziłam od niego z gabinetu, byłam w takim szoku, że zastanawiałam się: nie, to niemożliwe, na pewno chciał mnie poklepać po plecach, tylko ręka mu się omsknęła.

Takich opowieści jest już kilkanaście. Kolejne kobiety, które twierdzą, że były molestowane przez dyrektora Bagateli, zgłaszają się do Aliny Kamińskiej. Piszą do niej krakowskie kelnerki i aktorki z innych miast, w których przed laty S. pracował. Także kobiety, które odeszły z Bagateli, bo miały dość.

Te, które postawiły się lub broniły, nie dostawały nowych ról i zadań. Rekordzistką jest aktorka, która od 12 lat nie dostała żadnej roli.

Strategia przetrwania

Nikt przez tyle lat nie zgłosił molestowania? Krakowski magistrat twierdzi, że na Sc. nie było ani jednej skargi.

- Wszyscy w teatrze wiedzieli. Niby w żartach starsze koleżanki ostrzegały, że dyrektor lubi poświntuszyć, ale od razu uspokajały: "To nic groźnego, krzywdy nie zrobi, erotoman gawędziarz" - opowiada Kinga. I dodaje, że na mieście dyrektor miał ksywkę "MeTooS.".

Maria opowiada o "strategiach przetrwania". - Gdy to się dzieje, pojawia się wstyd, bezsilność, obwiniasz się, że może jednak twoja spódniczka była za krótka, a może usta za czerwone albo byłaś za promienna. Bo on takie świeże, promiennie lubi. Dlatego starałam się wyglądać na zmęczoną, sfrustrowaną, nawet chorą, przestałam się malować.

Jej koleżanki miały inne strategie. Karolina próbowała wyciągać na powitanie rękę jak do męskiego uścisku, żeby stworzyć dystans. - Kończyło się to tak, że przyciągał mnie do siebie. To bardzo silny mężczyzna.

Patrycja raz na obściskiwanie zareagowała odepchnięciem. Usłyszała: "Lubię, gdy jesteś taka ostra".

Kolejna - gdy wychodziła poza swój pokój - zawsze nosiła ze sobą albo teczki z dokumentami albo teatralny rekwizyt. Cokolwiek. Tylko żeby było duże, wtedy dyrektor nie miał jak się przytulić.

Jednak w ostatnich dwóch latach - jak wszystkie twierdzą - nawet te sprawdzone przez lata strategie już nie chroniły. Ewa: - Zaczynał być coraz bardziej nachalny. Pojawił się alkohol. Podczas prób znikał na dłuższą chwilę, dając nam oddech, ale gdy za każdym razem wracał coraz bardziej pijany i natarczywy, trzeba było zwiewać.

Przestały milczeć, gdy po ostatniej wizycie w gabinecie dyrektora Patrycja wymiotowała. Ze stresu, strachu. I z bezradności, że sama siebie nie może obronić. Alina: - Kiedy dostałam od Patrycji SMS-a, że musi się ze mną spotkać, od razu wiedziałam, o co chodzi. Wszystkie wiedziałyśmy. Tylko trzeba nam było siły grupy.

Gdy teraz się spotykają, przypominają sobie, że nie zawsze były takie bezradne. Po jednym z incydentów w korytarzu zażądały założenia kamer w miejscach bez monitoringu. - Kombinowałyśmy: jak wszędzie będzie monitoring, to dyrektor się opanuje. Poszłyśmy z tym wyżej, ale usłyszałyśmy, że nic nie da się zrobić, bo RODO - opowiada Maria.

Zespół Bagateli kilka dni po wybuchu afery wydał oświadczenie. Można w nim przeczytać, że teatr ma być "przestrzenią wolną od jakichkolwiek nacisków psychicznych, fizycznych i mobbingu". Oboje zastępców S. - Renata Derejczyk (przejęła stery teatru, odkąd dyrektor, naciskany przez prezydenta Krakowa, poszedł na urlop) i Włodzimierz Goraj (zajmuje się sprawami technicznymi, odpowiada m.in. za monitoring) - zgodnie twierdzą, że nic nie wiedzieli. - Czym innym są plotki na temat niestosownych komentarzy pana dyrektora w stosunku do pań, a czym innym poważne oskarżenia, które wypłynęły w mediach, a którymi jesteśmy zszokowani - to wypowiedź Goraja z konferencji prasowej, którą teatr zwołał 12 listopada.

Panie z telewizji

Psychoterapeuci, którzy zajmują się ofiarami przemocy seksualnej, mówią, że ujawnienie molestowania to dopiero początek piekła, które je jeszcze czeka. - Kobieta w takiej sytuacji najczęściej słyszy pytanie: "A dlaczego tak późno o tym powiedziałaś, dlaczego nie reagowałaś?". To tak naprawdę pytanie oskarżające, bo zakłada, że my w takiej sytuacji wiedzielibyśmy dokładnie, co robić i jak się bronić. A to nieprawda - komentuje Iwona Wiśniewska, psychoterapeutka i seksuolożka, dyrektorka krakowskiego Specjalistycznego Ośrodka Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie. I dodaje, że kobietom z Bagateli potrzebne jest teraz społeczne wsparcie. Tym większe, że spotkają się z hejtem.

Wsparcie już jest. Ze strony organizacji kobiecych, teatrów z całej Polski, reżyserek i reżyserów. Na Facebooku od razu po ujawnieniu afery można było zmienić swoje zdjęcie profilowe za pomocą apki z napisem "Wspieram kobiety z Bagateli". Taki sam napis (i inne, np. "Molestowanie to nie Bagatela") pojawia się na kartkach, które krakowianie przylepiają na budynku teatru. Szybko jednak znikają, codziennie są sprzątane.

Jest też hejt

Patrycja: - Rozpoznał mnie mężczyzna pod piekarnią. Najpierw głośno powiedział: "To pani z telewizji? Gratuluję odwagi". Ja nic, tylko głową skinęłam. Na co on zniżył głos: "Dałaś se wylizać, a teraz ci się nie podoba?".

Alina: - Przeczytałam, że jesteśmy zorganizowaną grupą przestępczą i feminazistkami.

Maria: - Od koleżanki usłyszałam: "Przesada, zawsze obłapiał, my to wytrzymywałyśmy, a wy pękacie".

Karolina: - Pytają, dlaczego dopiero teraz, dlaczego nie uszanowałyśmy jubileuszu.

Ewa: - Podobno czyhamy na fuchę dyrektora i chcemy przejąć władzę w teatrze.

Mec. Wojciech Nartowski, prawnik pro bono kobiet oskarżających S. : - Wydaje się, że akcja #MeToo w Bagateli otwiera puszkę Pandory. Zwróćmy bacznie uwagę na to, jaka jest reakcja opinii publicznej. Już na moje klientki leje się fala hejtu internetowego. Jeśli nie będziemy bronić tych kobiet i ich praw, a także one same nie będą miały możliwości obrony, stając się przy tym rzecznikami innych pokrzywdzonych osób z podobnymi doświadczeniami, to nigdy nie podejmiemy tej trudnej dla społeczeństwa dyskusji. Bo temat dla wielu Polaków jest nieatrakcyjny, niepopularny i niewygodny. Wielu na pewno wolałoby przymknąć oko.

Tajemnice namiętności

Alina, Patrycja, Karolina, Maria, Kinga, Ewa mają wsparcie psychoterapeutów. Podobnie jak reszta kobiet oskarżających S.. Pracują nad tym, by nie brać winy na siebie.

Alina: - To trudne. Wiemy, że tak naprawdę to sprawca jest winny, a nie my. Jednak pozbycie się poczucia winy nie jest łatwe. Wychowuje się nas na grzeczne dziewczynki. Mamy być miłe, uśmiechnięte, a obłapiających dyrektorów mamy traktować z przymrużeniem oka, jak natrętnego wujka na weselu. To się musi skończyć. Inaczej takich Bagateli będzie więcej.

Patrycja: - Teatr był naszym miejscem. Ale zdajemy sobie też sprawę z tego, że ujawniając to, co nas spotkało, kupiłyśmy bilet w jedną stronę. Tej historii nie da się już od nas odkleić.

Henryk Jacek S. - jak poinformował krakowski magistrat - do końca stycznia ma przebywać na urlopie. Prezydent Majchrowski wystąpił do prokuratury, by śledczy - ze względu na charakter zarzutów - zawiesili dyrektora Bagateli do czasu, aż sprawą zajmie się sąd. Odwołano też wszystkie próby spektakli, nad którymi S. pracował. Ostatnia jego sztuka to "Tajemnice namiętności" (dla Teatru Nowego w Zabrzu). Z zapowiedzi: "W świat małżonków wkrada się rutyna i znudzenie ale mężczyzna znajduje nowy, ekscytujący element codziennego życia w postaci kochanki. Dużo młodszej studentki, która zatrudnia się w domu głównych bohaterów jako sprzątaczka. I rozpoczyna się ciąg zabawnych wydarzeń, w które wplątany zostaje syn i wieloletni przyjaciel rodziny".

****

Alina Kamińska, aktorka teatru Bagatela, będzie jedną z gościń podczas kolejnego spotkania z cyklu Kobiety wiedzą, co robią, które odbędzie się 7 grudnia w Krakowie, w Nowohuckim Centrum Kultury (początek o godzinie 10.15). W panelu "Jak stawiać granice" weźmie udział także Natalia de Barbaro, psycholożka i felietonistka "Wysokich Obcasów". Spotkanie poprowadzi dziennikarka Małgorzata Skowrońska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji