Artykuły

Ksiądz kontra wagina

"Matka Joanna od Aniołów" Jarosława Iwaszkiewicza w reż. Jana Klaty w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Boją się waginy - to mówi Jan Klata o biskupach w swoim najnowszym spektaklu "Matka Joanna od Aniołów" z Nowego Teatru w Warszawie. "Tam" mieszka diabeł, słyszymy ze sceny. Ale to sam teatr Klaty kobiecej ekspresji raczej się tu obawia.

Naprzeciw złym duchom w ciałach rzekomo opętanych XVII-wiecznych zakonnic staje Bartosz Bielenia, aktorskie odkrycie ostatnich lat. Bielenia grał księdza i w "Weselu" Jana Klaty, i w nagradzanym filmowym "Bożym Ciele" (choć tu udawał księdza). Teraz wraca jako młodziutki ksiądz egzorcysta Suryn w wystawionej przez Klatę adaptacji głośnego opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza z 1942 r., którego słynna ekranizacja Jerzego Kawalerowicza została w latach 60. potępiona przez polski Episkopat.

Tytułową Matkę Joannę od Aniołów gra Małgorzata Gorol, wcześniej doceniana na scenach Starego Teatru w Krakowie i Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Jan Klata w Nowym Teatrze

"Matka Joanna" jest o splocie religii i seksu. Opętane zakonnice bojowo kierują swoje krocza w stronę egzorcyzmujących je hierarchów. Ksiądz Bielenia wiąże w scenie egzorcyzmów siostrę Gorol wprawnie i biegle, na podobieństwo węzłów BDSM używanych do zniewolenia partnera seksualnego.

Z kolei tańce opętanych zakonnic wyglądają u Klaty trochę jak klub go-go w kościelnej dzwonnicy, a habity-kostiumy sprawiają wrażenie erotycznych stylizacji. Jak np. w przekomicznej scenie, gdzie w choreografii Maćka Prusaka siostry wiją się po sznurach kościelnych dzwonów jak po rurze, sprężynowo podskakując wraz z całą tą dość zabawną instalacją. Trochę to ryzykowne - pokazywać uprzedmiotowienie kobiet poprzez sceny, które same mogą się tak kojarzyć. A może my, widzowie, patrzymy na te kobiety spojrzeniem naiwnego, wypierającego swoją seksualność ks. Suryna, zdecydowanie głównego bohatera przedstawienia?

Tak jak u Iwaszkiewicza zdesperowany ks. Suryn, szukając konsultacji w beznadziejnej misji wypędzania złego ducha, odwiedzi nawet miejscowego żydowskiego cadyka. Gra go u Klaty rewelacyjny Jacek Poniedziałek. Jego postać wykonuje tu długi, "tradycyjny", "chasydzki" taniec. W tej niby prostej scenie jest i znudzenie konwencjonalnością ogrywania postaci Żyda w polskim teatrze, i tęsknota za jakimś przekroczeniem, za czymś więcej niż to, co nas otacza, i dowcip.

Nie zawsze jednak sprawdza się ten charakterystyczny od lat dla teatru Klaty pomysł na scenę: puśćmy niebanalną muzykę, Prusak ułoży pod nią jakiś taniec i coś to będzie znaczyć. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ponaddwugodzinna "Matka Joanna" mogłaby bez żadnej szkody dla tego spektaklu trwać o pół godziny krócej.

Maciej Stuhr jak papież z serialu

Przedstawienie ma jednak też naprawdę zabawne momenty, jak np. cytat z głośnego serialu Paolo Sorrentino "Młody papież", z którego Klata robi slapstickową scenę dla Macieja Stuhra, podgrywającego trochę serialowego Jude'a Lawa.

"Zapomnieliśmy..." - powtarza tylko jedno słowo, refren kazania z początku "Młodego papieża" - a obok słyszymy z offu rozmaite obcojęzyczne przemowy i łacińskie modlitwy Jana Pawła II. Ale co to właściwie znaczy? Czy jest o czym pamiętać, czy ta pamięć miałaby być - jak chciałyby konserwatywno-liberalne sieroty po księdzu Tischnerze - świadectwem wierności autorytetowi "naszego papieża", czy może też pamięcią o rzeczywistych skutkach politycznych jego pontyfikatu?

A bez wątpienia należy do nich ultrakonserwatywny przechył polskiej sfery publicznej, czego pokłosiem m.in. podejrzliwość do kobiecej emancypacji, seksualności, do praw kobiet - w radykalnej wersji objawiająca się plagą coraz popularniejszych w Polsce "egzorcyzmów".

Czy istnieje dobry katolicyzm

Klata pozostaje w "Matce Joannie od Aniołów" niejednoznaczny. I choć wiele w tym okazałym show atrakcyjnych, skandalizujących obrazków - np. w jednej ze scen zakonnice trzymają na wysuwanych w tańcu językach hostie - to wymowa spektaklu jest raczej ostrożna.

"Hymn do miłości" z listu apostoła Pawła do Koryntian, wypowiadany pod koniec spektaklu przez Wojciecha Kalarusa w biskupich szatach, pozostaje oczywiście oskarżeniem wobec obłudnych hierarchów, dalekich od "rozdawania na jałmużnę całej majętności swojej". Ale zarazem wciąż wyznacza pewien chrześcijański ideał, o który można i warto walczyć. Dla Klaty - inaczej niż dla sporej części kulturalnej (i nie tylko) lewicy - jakieś "dobre chrześcijaństwo" czy nawet "dobry katolicyzm" zdają się wciąż możliwe.

U Iwaszkiewicza zakonnica wybierała los "opętanej", bo czynił ją niezwykłą; odróżniał od codziennej szarości. U Klaty kobiety też - nadal - pozostają w cieniu. Poza jedną czy dwoma popisowymi, prześmiewczymi scenami Gorol zaangażowane tu świetne aktorki (Ewa Dałkowska, Małgorzata Biela czy Ewelina Pankowska) tworzą stereotypowy, karykaturalny chórek.

"Matka Joanna od Aniołów" z Nowego Teatru to aktorski popis Bieleni, Poniedziałka czy Kalarusa. Oglądając go, tęskniłem trochę za "Utworem o Matce i Ojczyźnie" według Bożeny Keff z wrocławskiego Teatru Polskiego, najbardziej radykalnym i "kobiecym" spektaklem Klaty - sprzed dziewięciu niemal lat. Trochę brakuje mi tamtego pazura i tamtej przewrotnej ekspresji w czasach, gdy aktorka z "Utworu...", Dominika Figurska, jest posłanką PiS.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji