Artykuły

"Serotonina" według Houllebecqa i przeciw Houllebecqowi

"Serotonina" Michela Houllebecqa w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Impotencja, Unia Europejska, depresja i męskie narzekanie. W Teatrze Studio w Warszawie Paweł Miśkiewicz i Joanna Bednarczyk adaptują "Serotoninę" Houllebecqa przeciw Houllebecqowi, a zarazem wiernie i przewrotnie. Można by powiedzieć, że to taki interpretacyjny strajk włoski. Mówicie, że taki hit z "Serotoniny"? Taki ten Houllebecq wybitny i błyskotliwy? No to was jego błyskotliwością ze sceny zamęczymy.

Lubię "Serotoninę" Houllebecqa. Współadaptatorka i dramaturżka spektaklu z Teatru Studio - Joanna Bednarczyk - chyba lubi ją mniej. I nic dziwnego - trudno pewnie tak po prostu polubić takiego bohatera dramaturżce najmłodszego pokolenia, która w interesujący, feministyczny sposób potrafiła przeczytać nawet seksistę Dostojewskiego ("Idiota" w Narodowym w Warszawie), ze świetną postacią Nastazji Filipownej. Konfrontacja z Houellebecqiem w spektaklu w reżyserii Pawła Miśkiewicza doprowadza jednak ciekawego rezultatu.

Wspominany bohater to mężczyzna w średnim wieku, rezygnujący właśnie z pracy we francuskim ministerstwie rolnictwa wysoki urzędnik, noszący znienawidzone przez siebie podwójne imię Florent-Claude. Od lat w depresji - od podjęcia terapii farmakologicznzej popada w impotencję.

Obojętnieje na wszystko, użala się nad sobą i zakazem palenia w hotelach, wysnuwając z niego całe historiozoficzne teorie; wycofuje się z życia i fantazjuje o dawnych kobietach, opłakuje dawne życiowe błędy i zdrady. Jednocześnie snuje rozważania polityczne - widząc "od środka" upadek europejskiego rolnictwa w starciu z globalnym rynkiem, a zarazem klęskę pewnej związanej z tym rolnictwem formacji społecznej i stylu życia. Trochę mi poważniejszego potraktowania tych diagnoz w spektaklu Miśkiewicza i Bednarczyk brakuje.

Przeciw Houllebecqowi, ale zręcznie i przewrotnie

Ale ten spektakl jest o czymś innym. Monologi typowo Houellebecqowskiego bohatera przy czytaniu książki mogą mieć pewien powab, nihilizmu, błyskotliwie niepoprawnej diagnozy. W adaptacji Bednarczyk i wykonaniu grających tu gościnnie podwojoną postać Florent-Claude'a Romana Garncarczyka i Marcina Czarnika odzierane są z tego uroku - i jawią się jako agresja frustrata, mizoginiczna, bardziej groteskowa niż tragikomiczna. Albo ewentualnie - jako przemądrzałe tyrady nudiarza-bufona, popisującego się wciąż niby młodzieńczą werwą starzejącego się wujaszka. I to niezależnie od tego, czy w imieniu 46-letniego bohatera mówi akurat dziesięć lat starszy Garncarczyk czy trzy lata młodszy Czarnik.To chyba ciężkie zadanie dla aktora, zagrać kogoś nieciekawego.

Tak, Bednarczyk adaptuje Houllebecqa przeciw Houllebecqowi, a zarazem robi to zręcznie i przewrotnie. Nie przepisuje ani nie wywraca powieści, przeciwnie - występuje przeciw niej poprzez pieczołowitą lekturę. Na scenie Teatru Studio widzimy adaptację, jak to się mówi, "wierną autorowi". Zachowane zostają wszystkie postaci i wątki; potok powieściowej narracji płynie szerokim nurtem; w zasadzie chwilami inscenizacja ta znajduje się na granicy jakiegoś, by tak rzec, scenicznego audiobooka.

Praktycznie nie ma tu scen zespołowych. Przykuwa uwagę za to aktorski, pojawiający się w kolejnych solówkach, "drugi plan": Krzysztof Zarzecki jako sfrustrowany arystokrata-rolnik-alkoholik, walczący beznadziejnie z odchodzącym kształtem tradycyjnej hodowli krów i popełniający wreszcie samobójstwo; Robert Wasiewicz jako psychiatra-nihilista, Marcin Pempuś w epizodycznej roli niemieckiego pedofila ukrywającego się w lesie. I przede wszystkim, świetnie zagrane są wchodzące kolejno "kobiety życia" Florent-Claude'a. Świetna Sonia Roszczuk jako Japonka Yuzu, Halina Rasiakówna jako osuwająca się w alkoholizm aktorka Claire, Marta Zięba w roli prawniczki Kate, wreszcie - Biernat jako Camille, największa utracona miłość.

Kobiety z "Serotoniny"

Inaczej niż w książce, czasem kobiece postaci z pamięci Florent-Claude'a spotykają się i rozmawiają bez jego udziału, weryfikując błędne założenia czynione na ich temat przez wspominającego mężczyznę. Dlatego spektakl z Teatru Studio byłby w stanie przejść słynny feministyczny test Bechdel, sprawdzających aktywną obecność kobiecych bohaterek w filmach i innych utworach. Jednym z warunków jego zdania jest bowiem to, by postacie kobiece w danym dziele nie tylko w ogóle były, nie tylko miały imiona i rozmawiały ze sobą, ale też by tematem ich rozmów było coś oprócz męskiego bohatera. "Penis nie staje? Świetny temat na książkę" - ironizuje w pewnym momencie Camille w monologu.

Bednarczyk z Miśkiewiczem stanęli w związku z tym przed kolejnym adaptacyjnym wyzwaniem - jak dać głos komuś, kto w oryginale praktycznie go nie ma. W końcu te kobiece postaci u Houllebecqa praktycznie nie mówią, są jedynie wspomnieniami, projekcjami czy fantazjami Florent-Claude'a.

Coś za coś - konsekwentne przedstawianie rozważań jako przemocowego nudziarstwa, a samego bohatera jako kogoś nieciekawego, czyni trzygodzinną "Serotoninę" z Teatru Studio spektaklem, który może być męczący w odbiorze, zwłaszcza z racji na pewne niedostatki reżyserii. Można by powiedzieć, że to taki interpretacyjny strajk włoski. Mówicie, że taki hit z tej "Serotoniny"? Taki ten Houllebecq wybitny i błyskotliwy? No to was tą jego błyskotliwością ze sceny zamęczymy, jak wujek-weteran przy wigilijnej kolacji.

***

Michel Houllebecq, "Serotonina". Reżyseria Paweł Miśkiewicz, dramaturgia Joanna Bednarczyk, scenografia Barbara Hanicka, muzyka Anna Zaradny.

Premiera 20 grudnia 2019, Teatr Studio w Warszawie. Następne przedstawienia: 29-31 stycznia 2020.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji