Finał konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej"
Jakie myśli przyjść mogły do głowy po wysłuchaniu półfinalistów IX Konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej?" Pierwsza taka, że największym problemem śpiewania piosenek Osieckiej jest ich poetyckość. Jak to oddać, by nie popaść w jakąś sentymentalną, "dziewczyńską" liryczność - na to pytanie nie wszyscy uczestnicy przesłuchania, a dokładniej - nie wszystkie uczestniczki, znalazły dobrą odpowiedź - pisze Jarosław Zalesiński w Dzienniku Bałtyckim.
Były takie momenty, kiedy wykonania i piosenki zaczynały się zlewać w nieco senny schemat. Tego niebezpieczeństwa są widać świadomi organizatorzy konkursu, skoro na stronie internetowej zachęcają uczestników przesłuchań, by szukali dla siebie weselszych i mniej ogranych piosenek.
Na szczęście tych mniej znanych utworów trochę się pojawiło na sobotnim konkursowym przesłuchaniu w sopockim teatrze Atelier. Teatr, któremu Osiecka patronuje i z którym związana była w ostatnim okresie swego życia, zdziałał wiele dla zachowania w naszej wspólnej pamięci piosenek poetki. Liczba uczestników (w tym roku grubo ponad setka) którzy zgłaszają się do pierwszego etapu eliminacji, dowodzi, że młodych ludzi, uciekających w muzyce od banału i głupoty, jest wciąż dosyć.
W teatrze Atelier posłuchaliśmy półfinałowej dziesiątki, z której jury wytypowało troje wykonawców do warszawskiego finału: Katarzynę Dąbrowską (pierwsze miejsce), Emilię Witkiewicz (druga lokata) i Dominikę Dulny (trzecia na podium). Trochę szkoda, że pominięto Jacka Zawadę, jednego z dwóch męskich rodzynków w tym gronie. Nawet jeśli zaśpiewał "Dance Macabre" i "Ławeczkę" z nadmiarem teatralnej ekspresji, przypomniał za to rzecz ważną: najlepsze piosenki Agnieszki Osieckiej mają w sobie także coś cierpkiego. Łączą humor z wiedzą o tym, że życie jest nieproste. Dlatego wciąż chce się nam tych piosenek słuchać.
Na zdjęciu: Agnieszka Osiecka (1936-1997).