Artykuły

Paweł Szkotak: Kuracjusz luksusowej kliniki tworzy operę. Muzyka przywraca go do życia

- Póki co lękamy się. by nikt z artystów nie zapadł na zdrowiu. Grypa w natarciu, a mamy w kilku przypadkach pojedyncze obsady. Musimy chuchać, zwłaszcza na Artura Jandę... - mówi Paweł Szkotak, reżyser opery "Don Bucefalo" Antonio Cagnoniego. Premiera w piątek w Operze Bałtyckiej - rozmowa Gabrieli Pewińskiej w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Gabriela Pewińska: Don Bucefalo - co to za postać?

Paweł Szkotak [na zdjęciu]: To kompozytor. W naszej interpretacji także kuracjusz luksusowej kliniki. Pisze tam operę. A ten akt tworzenia przywraca go - przynajmniej na jakiś czas - do zdrowia, do życia. Mamy tu zatem teatr w teatrze. Operę w operze. Operę o pisaniu opery. Antonio Cagnoni skomponował nawet strojenie orkiestry. "Don Bucefalo" to trochę taka opera od kuchni.

Polska prapremiera.

- I trzecie wystawienie na świecie w XXI wieku. Pierwsze było we Włoszech, dyrygował także, jak u nas, Maestro Massimiliano Caldi.

Cagnoni nie jest znany.

- Jest zapomniany. Mało który z polskich melomanów słyszał to nazwisko. Nie ma go nawet w polskich przewodnikach operowych.

To dzieło, które powinno się pamiętać?

- Spójrzmy na kanon dzieł operowych, niektóre z nich w dniu premiery okazywały się zwyczajną klapą. Dopiero kolejne wykonania przywracały blask dziełu, które potem utrzymywało się w repertuarze jeszcze przez wiele lat. Cagnoniemu tego szczęścia zabrakło.

Cóż...

- Warto zaznaczyć, że skomponował tę operę w roku 1847 mając ledwie 19 lat. Był to - trzeba przyznać - błysk wielkiego talentu! W sumie napisał dwadzieścia oper! A zatem niemały dorobek. "Don Bucefalo" jest dziełem o tyle niezwykłym, że to dość oryginalny pastisz, kompozytor nie tylko zdradza tajniki świata operowego, ale też krytykuje sposób w jaki opera była wystawiana w jego czasach.

Gdy po raz pierwszy usłyszał pan tę muzykę...

- Jest dostępne nagranie pod kierownictwem muzycznym Maestro Caldiego właśnie. To typowe włoskie bel canto. Wpadające w ucho melodie. Po wyjściu z opery niektórzy widzowie będą mogli je zanucić... Piękna, pogodna muzyka, ze sporą dawką komizmu na dodatek. Choć nie jest to typowa opera buffa, to co proponuje Cagnoni raczej określa się mianem giocoso, czyli "wesoły dramat". To opera zabawna, ale z elementami melancholii czy refleksji.

Maestro Caldi wyznał w jednym z wywiadów, że przygotowując dzieło, próbuje być jak najbliżej oryginału. Ale pan, zdaje się, reżyserując eksperymentuje... Zapowiada, że będzie to "klimat jak z filmów Sorrentino"!

- Zależało mi, żeby muzyce nadać szczególną atmosferę. Inscenizacyjnie szukałem takiego miejsca i momentu w życiu naszego bohatera, który sprawiłby, że muzyka tu przedstawiona miałaby specjalne znaczenie. Stąd pomysł, że bohater tworzy operę będąc ciężko chorym. Muzyka przywraca go do życia. A więc umieściłem go w luksusowym SPA, a może raczej nie SPA, tylko w tajemniczym sanatorium, trochę jak z "Czarodziejskiej góry" Manna, w raju dla bogatych, gdzie można się schronić przed zwykłym życiem. To takie miejsce luksusu, niczym nieograniczonej swobody, które sprzyja nawiązywaniu romansów, takie trochę dolce vita.

W roli tytułowej Artur Janda.

- Znakomity młody śpiewak, ale też fantastyczny aktor. Na jego barkach spoczywa ogromne zadanie. Czasem na scenie jest zupełnie sam. Świetnie sobie z tym radzi tworząc interesującą, zabawną postać. Są tu arie, na które warto czekać, aria Rosy, aria Agaty, są zabawne sceny, gdy podglądamy Bucefalo jak komponuje. W naszym przedstawieniu Artur Janda nie tylko będzie śpiewał, ale też zagra na klawesynie...

Warto wspomnieć, że jest absolwentem warszawskiej Akademii Muzycznej nie tylko w klasie śpiewu, ale i fortepianu.

- Z radością wykorzystujemy jego wszystkie talenty. Warto zwrócić uwagę na finały, nie tylko pierwszego, ale i drugiego aktu. To dobrze, gęsto napisane utwory muzyczne. Kompozytor, mimo swoich 19 lat, miał całkiem niezły warsztat.

Wspomniał pan o talentach aktorskich śpiewaków. Bez tego we współczesnej operze ani rusz...

- Zwłaszcza w takim gatunku jak opera komiczna. Poczucie humoru, swoboda sceniczna, temperament są równie ważne jak głos. Opera idzie w kierunku synkretyzmu sztuk, to ma być dzieło nie tylko dla melomanów, ale też dla tych którzy na przykład lubią kino. Dlatego często sięgam po popowe środki, tak było choćby przy realizacji "Cyrulika sewilskiego". Proponuję nowe, czasem może kontrowersyjne rozwiązania świadomie, między innymi po to, by rozszerzać krąg odbiorców.

Don Bartola wystylizował pan na Donalda Trumpa. Teraz możemy spodziewać się - no nie wiem... Władimira Putina? W sumie bardzo na czasie...

- (śmiech) Akurat ten materiał nie nadaje się na satyrę polityczną. Akcja dzieje się w klinice, którą nazwałem II Paradiso. To raj, gdzie możemy się pocieszyć tylko muzyką. Mam nadzieję, że nasza inscenizacja przywróci Cagnoniego operze. Póki co lękamy się, by nikt z artystów nie zapadł na zdrowiu. Grypa w natarciu, a mamy w kilku przypadkach pojedyncze obsady. Musimy chuchać, zwłaszcza na Artura... Powinien dobrze rozłożyć siły. Cieszymy się na to przedstawienie, zwłaszcza że orkiestrę poprowadzi Włoch. Jest obecny na próbach, koryguje wymowę, opowiada anegdoty, nie tylko muzyczne, ale i inne dotyczące włoskiej kultury, obyczajowości.

Na przykład?

- Czym się różnią Włosi od Polaków? Ano tym, że Włosi mówią najpierw: Si, si si, a potem: No, no, no... A Polacy najpierw: Nie, nie, nie... A potem: Tak, tak, tak...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji