Artykuły

Artystyczna masa Komasów

Dzwonią do siebie codziennie, na facebookowym czacie "Rodzeństwo" rozmawiają o wszystkim: o polityce (sądy!), zmianach klimatu, o tym, co nowego w kulturze - o utalentowanej rodzinie pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.

W tym roku Jan Komasa zobaczy ceremonię wręczenia Oscarów na żywo, jego film "Boże Ciało" jest nominowany w kategorii najlepszy film międzynarodowy. Na gali Oscarów będzie z Janem jego żona Kinga oraz Zosia, najmłodsza siostra.

Oto rodzina Komasów:

Rodzice:

Gina - przez lata związana z produkcją rozrywki w Polskim Radiu i TVP,

Wiesław - aktor, pedagog w Akademii Teatralnej w Warszawie.

Dzieci:

Jan, rocznik 1981 - reżyser filmowy. Jego film "Boże Ciało" ma nominację do Oscara,

Mary, rocznik 1985 - piosenkarka i kompozytorka,

Szymon, rocznik 1985 - brat bliźniak Mary. Śpiewak operowy, baryton,

Zofia, rocznik 1990 - najbardziej wszechstronna (kostiumografka, performerka, reżyserka, producentka).

Do rodziny należy też kompozytor filmowy Antoni Komasa-Łazarkiewicz, mąż Mary Komasy, a wraz z nim jego mama Magdalena Łazarkiewicz, ciotka Agnieszka Holland oraz jego siostra cioteczna Kasia Adamik i jej partnerka Olga Chajdas. Wszystkie kręcą filmy. - Przy naszym trybie pracy trudno spotkać się całą rodziną przy jednym stole, ale wciąż jesteśmy razem, tylko w różnych konfiguracjach - mówi Antoni Komasa-Łazarkiewicz.

Na festiwalu w Wenecji w czapce od brata

Kiedy we wrześniu ubiegłego roku na festiwalu filmowym w Wenecji pokazywano "Boże Ciało", Jan Komasa siedział na widowni w czapce z daszkiem. W takiej czapce chodził zawsze, ale w Wenecji miał ją od brata. "Szymek, pożycz mi swoją, bo zgubiłem" - powiedział, a młodszy brat zaraz mu ją odstąpił. Przyjechał na pokaz do Wenecji, bo Jan go o to prosił.

- Siedziałem jeden rząd za Jaśkiem i cieszyłem się, że ma tę czapkę. On jest trochę wstydliwy. Gdy po pokazie wszyscy zerwali się do braw, łzy popłynęły mi po twarzy. Byłem bardzo poruszony tym filmem, zupełnie innym, od tych, które do tej pory kręcił Jasiek. Zadzwoniłem do ojca, który czekał na wieści, i powiedziałem: "Tato, owacja na stojąco". Zaczął płakać - wspomina Szymon Komasa.

Co poczuł, gdy dowiedział się, że "Boże Ciało" ma nominację do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy? - Olbrzymie wzruszenie. Jasiek, jeszcze taki młody, wchodzi w poczet twórców pokroju Kieślowskiego, Wajdy, Polańskiego, Pawlikowskiego i Holland. A przecież on nigdy nie robił nic dla nagrody - dodaje Szymon.

Kto przespał Oscary

Na gali Oscarów będzie z Janem jego żona Kinga oraz Zosia, najmłodsza siostra. - To cudowny zbieg okoliczności. Już wcześniej planowałam paromiesięczny wyjazd do Kalifornii, żeby odpocząć. O nominacji Jaśka dowiedziałam się w samolocie do Los Angeles i zaczęłam tak głośno krzyczeć, że współpasażerowe myśleli, że coś mi jest - emocjonuje się siostra.

Oglądanie gali Oscarów to był rytuał odprawiany co roku przez rodzeństwo Komasów. - Z mamą była umowa: żeby obejrzeć Oscary, musimy najpierw posprzątać. Jak skończyliśmy, kazałem się wszystkim ubierać na galowo - wspomina Szymon.

Było więc tak: zimowa noc, za oknem szarość i mróz, wszyscy śpią, a rodzeństwo Komasów włącza stary telewizor i ogląda hollywoodzki blichtr.

Szymon: - Wpatrywaliśmy się w ekran jak w modlitewnik. Zofia: - 11 Oscarów dla "Titanica", co to była za radość! Każdy miał swoje typy, pytam więc, kogo obstawiał Jan. Zofia: - Nigdy w tym nie uczestniczył. Spał w sąsiednim pokoju.

Na czacie "Rodzieństwo"

Rodzice - Gina i Wiesław Komasowie - starają się być na każdym koncercie i spektaklu swoich dzieci. Szymon Komasa jest śpiewakiem, barytonem. Ukończył Guildhall School of Music and Drama w Londynie i prestiżowy program ADOS w Juilliard School of Music w Nowym Jorku. Kompozytor Paweł Mykietyn z myślą o nim napisał partię Hansa Castorpa w swojej operowej adaptacji "Czarodziejskiej góry" Thomasa Manna (2015). Niedawno Szymon wydał solową płytę "Polish Love Story". - W Polakach tkwi olbrzymi pokład melancholii, która wynika z tragicznej historii naszego kraju. Kiedy wybierałem pieśni na tę płytę, okazało się, że miłość po polsku do łatwych nie należy. Więcej w niej smutku niż radości - przyznaje Szymon.

Ta narodowa prawidłowość nie ima się rodziny Komasów. Dzwonią do siebie codziennie, na facebookowym czacie "Rodzeństwo" rozmawiają o wszystkim: o polityce (sądy!), zmianach klimatu, o tym, co nowego w kulturze; wspominają, jak Mary pakowała Szymonowi plecak do szkoły, i obstawiają tegoroczne Oscary (Zofia: "Wygra 'Parasite'"). Trzymają się razem, mimo że Mary mieszka w Berlinie, Szymon w Wiedniu, Jan spędził ubiegły rok na planie filmowym (w marcu wejdzie do kin "Sala samobójców. Hejter"), a Zofia, niespokojna dusza, działa na wielu polach: jako kostiumografka, performerka, reżyserka i producentka teatralna.

"Boże Ciało"? Nie wiem, jaki to będzie film

Szymon: - W dzieciństwie byliśmy cały czas ze sobą. I teraz też tego potrzebujemy. Nawet jak się pokłócimy i ze sobą nie rozmawiamy, wiemy, że zawsze możemy na siebie liczyć.

Zofia: - Kłócę się z Mary i jest z tego zawsze operowa drama i foch. Szymon próbuje nas pogodzić. Tylko Jasiek się z nikim nie kłóci, bo on nie jest konfliktowy.

Rodzeństwo jako pierwsze czytało scenariusze Jana, im pierwszym pokazywał świeżo nakręcone sceny filmowe. Szymon: - Mówiłem mu na przykład: "To jest zbyt kiczowate, a tamto beznadziejne". Teraz robię to z większą empatią. Szanujemy się.

Szymon czasem prosi Jaśka, żeby przyszedł na próbę spektaklu lub koncertu i coś podpowiedział. - Dostaję potem od niego całą listę, co należy zmienić: "Łap światło, nie widziałem twoich oczu, muszę widzieć emocje". To mi pomaga - mówi śpiewak.

Jan Komasa w jednym z wywiadów: "Uwielbiam spalać się w myśleniu, wyobraźni, w uczuciach bohaterów". Na planie zwykle nie odbierał telefonów, nie było z nim kontaktu ("Niesamowicie chudł na planie, wyglądał jak zombi"). - On się całym sobą zanurza w tej pracy. Jest jak meteor - opisuje Antoni Komasa-Łazarkiewicz, który napisał muzykę do dokumentalnego "Spływu" Jana Komasy (2007).

Kiedy jednak Jan kręcił "Boże Ciało", było inaczej. Odbierał, rozmawiał, na pytania bliskich odpowiadał: "Nie wiem, jaki to będzie film", choć zawsze miał wszystko dokładnie zaplanowane (taki typ). I dodawał, że takiego obrazu jeszcze w swoim życiu nie nakręcił, ale czuł, że to musi nastąpić.

Sala prób w łazience

Rodzeństwo wychowało się w mieszkaniu na warszawskim Grochowie. Własny pokój miał tylko Jasiek. Szymek, Marysia i Zosia musieli się pomieścić w sąsiednim. Mieszkanie znajdowało się w wolno stojącym domu, ale Komasowie mieli dla siebie tylko parter. Na górze mieszkał sąsiad, pan Henio. Nie było łatwo. Gdy ktoś używał wody w łazience, brakowało jej w kuchni. Jeśli mama Gina zmywała naczynia, wołała: "Woda! woda!", i przerywało się kąpiel.

Zofia: - Rodzice podchodzą do życia idealistycznie, mama jeździła maluchem, pieniądze nie miały znaczenia. Buntowałam się przeciw temu. Mówiłam, że zostanę bizneswoman, bo w kulturze się nie zarabia.

Komasowie przyjechali do Warszawy z Poznania. Wiesław Komasa należał do zespołu reżysera Janusza Wiśniewskiego i w 1988 roku przeniósł się z nim do stolicy. - Po roku dołączyłam do niego z Jaśkiem, Marysią i Szymonem. Zosia urodziła się już w Warszawie - wspomina Gina Komasa. Dobrze pamięta to wspólne życie: - Mieszkanie było jak na sześcioosobową rodzinę niewielkie, dzieci musiały gospodarować czasem na ćwiczenia muzyczne i naukę. Uważałam, że skoro chodzą do szkoły muzycznej, powinny traktować to serio. Trzeba pamiętać, że gdzieś w tym rozgardiaszu mąż musiał znaleźć kącik na naukę roli i nierzadko była to łazienka.

Taki obrazek: Wiesław Komasa chodzi w po mieszkaniu i powtarza kwestie swojej roli. W jednym końcu domu gra na pianinie Jan, w innym Szymon próbuje sił na wiolonczeli. W korytarzu szczeka pies Reksio adoptowany spod sklepu przez Szymka, który przynosił do domu również koty, kontuzjowane gołębie, rybki.

Wiesław Komasa: - Nie wiem, jak my to wszystko przetrwaliśmy.

Dyrektorka rodziny Komasów

Dom trzymała w ryzach Gina, "dyrektorka zarządzająca rodziną Komasów". Codziennie rano woziła rodzeństwo do szkoły muzycznej - z Pragi-Południe na Kawęczyńską, a później na Żoliborz, do liceum muzycznego na Krasińskiego. Jasiek grał na pianinie, Mary również na organach i klawesynie, a Szymek z Zochą na wiolonczeli. - Mama musiała coś zrobić z naszą czeredą. Szkoła muzyczna wydawała się bezpiecznym miejscem. Od mamy nauczyliśmy się wytrwałości i cierpliwości, ważnej w zawodzie artysty - wspomina Szymon.

Była też inna przyczyna. Gina Komasa zajmowała się muzyką. Jako studentka śpiewała w pierwszym polskim zespole gospel, Spirituals and Gospel Singers, piosenkarką jednak nie została. "Żona w całości zajęła się domem, dzięki temu mogłem poświęcić się teatrowi" - przyznawał w wywiadach Wiesław. Nie zrezygnowała jednak z pracy zawodowej. Jest autorką ponad 200 projektów płytowych. W latach 90. pracowała w Polskim Radiu w dziale fonografii rozrywkowej jako redaktor nagrań, a później kierownik Działu Nagrań i Koncertów, a także w TVP, gdzie w latach 2006-08 kierowała Redakcją Rozrywki Jedynki. - W radiu często brałam nocne nagrania. Piosenkarze też tak woleli - wspomina Gina Komasa. Dziś to sławne osoby, wówczas debiutanci: Anna Maria Jopek, Robert Janowski, Dorota Miśkiewicz, Katarzyna Groniec.

Szymon: - Mama nigdy się nie skarżyła, że jest zmęczona lub ma dość.

Zofia: - Kiedy niedawno przyjechałam do Polskiego Radia jako gość audycji "Święta z rodziną Komasów", strażnik mnie spytał: "Pani jest córką Giny Komasy?". Śmiałam się na naszym facebookowym "Rodzeństwie", że jest jeszcze takie miejsce na ziemi, w którym to nazwisko nie kojarzy się z Jaśkiem.

Tata Wiesław pomaga

Mama Gina wymaga, tata Wiesław pomaga. Na przykład taka sytuacja: Mary nie lubi chodzić do szkoły. Mówi, że nie idzie na zajęcia, bo jest tragicznie zakochana w Chopinie. Tata zgadza się z córką: "Oczywiście, zostań w domu, musisz to spokojnie przetrawić".

Zofia: - Wiadomo było, że z mamą rozmawia się o sprawach praktycznych: "Czy masz kartę miejską?", "Zapłaciłaś za obiad w szkole?", a z tatą o sprawach duchowych, o książkach, sztuce, o tym, że pokłóciłam się z koleżanką i co teraz. Zabierał mnie ze sobą, kiedy wyjeżdżał robić sztuki w Jeleniej Górze, we Włocławku czy w Bydgoszczy. Miałam pięć lat, niewiele rozumiałam, ale lubiłam to i zawsze się w tatę wtulałam - opowiada Zofia Komasa.

Jej ojciec na Akademii Teatralnej (dawniej PWST) wychował pokolenia aktorów. - Ale obstawiam 100 tys. dolarów, że nasz rok: Agata Kulesza, Małgosia Kożuchowska, Bartek Opania, Kasia Herman i nieżyjąca już Agnieszka Kotlarska, był mu najbliższy - przekonuje mnie Wojciech Kalarus, aktor Nowego Teatru w Warszawie. - Wszyscy kochamy Wiesława, a on nas. Pracował z nami po godzinach, przyglądał się naszej wrażliwości. Gdy mnie wyrzucili z warszawskiej PWST, zadzwonił do Krakowa, do swojej macierzystej uczelni, żeby mnie tam przyjęli - mówi Kalarus.

Na kolanach Stevena Spielberga

Na pytanie "Polityki", kto go nauczył kina, Jan Komasa odpowiedział: "Kinem zaraził mnie mój ojciec. Na początku lat 90. reżyserował ze studentami dyplom "Awanturę w Chioggi". Użył ścieżki dźwiękowej z "Ojca chrzestnego". Grałem na fortepianie kawałki z tego filmu i wciągnąłem się przez muzykę".

Szymon pamięta, jak z Jankiem trafili na plan "Listy Schindlera" Stevena Spielberga dzięki tacie, który grał w tym filmie rolę esesmana. Chłopcy bawili się między wagonami, gdzie rosło zielsko, a w nim siedziało mnóstwo olbrzymich ślimaków. Nagle ktoś krzyknął do nich z planu, bo weszli im w kadr. Potem siedzieli na kolanach Stevena Spielberga i tata zrobił im zdjęcie.

"Wychowałem się w większym stopniu na 'Mad Maxach', 'Blade Runnerze', 'Terminatorach', głównie na science fiction, Spielberga ceniłem najwyżej. Za to m.in., że wymyślił nowe kino komercyjne" - powie po latach Jan Komasa, gdy już zrobi "Miasto '44".

Wpływ Grochowa

Ulica Obarowska to był pierwszy warszawski adres Komasów. Gina i Wiesław mieszkają tam do dziś. Kiedy się wprowadzili, Grochów był słabo skomunikowany z resztą miasta, do centrum dojeżdżały nieliczne tramwaje. - Nie było tam wtedy bezpiecznie, miejscowe chłopaki wystawały na placu Szembeka i szukały zaczepki - wspomina Zofia. Ze szkoły muzycznej do domu zawsze wracała z Szymonem. Na plecach dźwigali futerały z wiolonczelą. Ale w przeciwieństwie do innych dzieci ze szkół muzycznych, które przemykały ulicami, żeby nie słyszeć tekstów w stylu: "Co tam masz? Karabin maszynowy?", do nich żule mówiły "cześć" lub do siebie nawzajem: "Zostaw ich, to ci od Jaśka".

Nastolatek Jan sprejuje z kumplami z dzielni graffiti na murach grochowskich kamienic (Gina Komasa: "Przyśpieszałam kroku, widząc te obsmarowane ściany, wiedziałam, że to Jasiek je tak urządził"). Zakłada z nimi Drużynę Poszukiwaczy Lasek, bo oprócz grania na fortepianie, rysowania komiksów, oglądania albumów z malarstwem Hieronima Boscha, pisania wierszy, czytania filozofów, grania w koszykówkę i pływania oraz samodzielnej nauki angielskiego interesuje się również dziewczynami.

Szymon: - Widzę w filmach Jana ten wpływ Grochowa. Fantastycznie opowiada w nich historie ludzi z marginesu.

- Bardzo nas zaskoczył informacją, że zamierza zdawać na reżyserię filmową - przyznaje Gina Komasa. - Myśmy nawet nie mieli aparatu fotograficznego ani żadnej kamery, żeby mógł złożyć prace na egzamin wstępny do filmówki. Pożyczyliśmy od znajomych.

Skąd tylu artystów w rodzinie

Pytam Zofię, skąd tylu artystów w jej rodzinie. Nie mógł ktoś zostać chemikiem albo urzędnikiem? Opowiada o musicalach, które oglądali w Teatrze Roma, o tym, że pewnego dnia Mary powiedziała: "Ja teraz jestem druga Marią Callas, więc chcę iść na śpiew". I tata zaprowadził ją na lekcję do śpiewaczki Ewy Iżykowskiej. Potem dołączył Szymon. Zofia też. I tak wszyscy pokochali operę.

- Owszem, chciałam się wyrwać - przyznaje najmłodsza siostra. - Jesteśmy rodziną intensywną. Chodziłam do szkoły handlowej. Nie wiedziałam, czego chcę. Nazwisko Komasa, zamiast otwierać, zamykało różne drzwi. Zainteresowałam się projektowaniem mody, pisałam do kolorowych czasopism. Myślałam, że pójdę inną drogą. Zaraz po licencjacie na kulturoznawstwie uciekłam do Nowego Jorku, ale nie rozwinął się tam przede mną czerwony dywan. Teraz widzę, że szukałam własnej drogi. Znalazłam. Teraz rozumiem, że moja rodzina to część mnie. Zawsze będzie grała główną rolę w moim życiu - opowiada Zofia.

Dziś łączy teatr i sztukę alternatywną z modą. Reżyseruję performance'y, "na które przychodzi może z dziesięć osób", m.in. sześciogodzinny spektakl "Crying Zone", w ubiegłym roku skończyła alternatywną reżyserię teatralną w wyższej szkole teatralnej DAMU w Pradze czeskiej. A jednocześnie pracuje jako kostiumograf.

Jan Komasa: "Sztuka działa jak narkotyk. Cała moja rodzina tak ćpa. Jak się spotykamy, wszyscy się sobie przyglądają, inspirują, uwalniają energię. Nie da się z nami wytrzymać".

***

W nocy z niedzieli na poniedziałek (polskiego czasu) odbędzie się 92. ceremoni rozdania Oscarów. "Boże Ciało" Jana Komasy jest nominowane w kategorii najlepszy film międzynarodowy. Odkodowaną galę oscarową 2020 można oglądać w Canal+ z 9 na 10 lutego od 2 do 5 nad ranem. Skrót gali zostanie pokazany w poniedziałek o godz. 22.30.

Na zdjęciu: Jan Komasa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji