Artykuły

Koniec z narodową mitologią!

Kazimierz Wyka w przededniu pamiętnych październikowych przemian napisał w "Przeglądzie Kulturalnym": "...Gdyby wnioskiem z bolesnej walki o prawdę, o czystość polityczną, o moralność społeczną, czujną odpowiedzialność przed narodem, z walki toczonej w tegoczesnej Polsce, miała być w naszych nadziejach tylko pewność Chocholego tańca, tańca bez kresu - zaiste, dziełu Wyspiańskiego winien być wzbroniony wstęp na sceny polskie. A podnosimy nad nim kurtynę, by ostrzegało, by przypominało..." Dlatego "Wesele" to dramat jak najbardziej aktualny - stwierdzał anno 1956 Wyka.

A dziś? Z perspektywy dwóch i pół lat - cóż możemy orzec o aktualności "Wesela"? - Myślę, że Tadeusz Byrski spróbował w poznańskiej inscenizacji odpowiedzieć na to pytanie. Na dyskusji w "Odnowie" wyznał on, że gdy przed kilku laty ćwiczył w kieleckim studio teatralnym z jego adeptami niektóre fragmenty arcydzieła Wyspiańskiego - etiuda "Wesela" wspomagana tylko gestami i drewnianymi patyczkami zdumiała wszystkich aktualnością wielkiego, poetyckiego s k e t s c h 'u, trochę groteskowego i absurdalnego, który odegrany jakby na estradzie spotęgować mógłby w niespotykanych dotychczas rozmiarach współczesną wymowę tragikomedii Wyspiańskiego.

Cóż to za uderzająca analogia do Szekspira, którego "Ryszard III" odegrany na estradzie warszawskiego klubu "Niezapominajki" przez Jacka Woszczerowicza, w ciemnym sweterku zamiast marynarki, wywarł na obecnych niemniej wstrząsające wrażenie aniżeli ten oryginalny z ekranu Oliviera.

"Wesele" poznańskie ma w sobie coś z poetyckiej estrady, coś z teatru Giraodoux; jest od niego bardziej drapieżne i wieloznaczne. Chłopomańskie perypetie bohaterów "Wesela", ociekające krwią historie z Szelą, dyskursy ze Stańczykami to dla nas dziś nieomal narodowa mitologia, lub historyczno-literacki background przeznaczony tylko dla teatralnych, metaforycznych uogólnień inscenizatora. Dlatego jakże sztucznie, nieledwie śmiesznie brzmią dziś społeczne i polityczne aktualizacje niektórych komentatorów i "Wesela", jak np. Anieli Łempickiej, która pisała w 1955 roku, że "Czepiec - to kułak z całą jego mentalnością i ideologią".

Claude Bacvis - profesor Sorbony, Jeden i nielicznych na Zachodzie wybitnych znawców teatru Wyspiańskiego - ten sam, na którego autorytet powołał się w swojej recenzji Skołuda - dopatrzył się wielkiego nowatorstwa poety przede wszystkim w jego zdecydowanie syntetycznym i apsychologlcznym ujęciu postaci dramatycznych. W teatrze Byrskiego dominuje syntetyzm i apsychologizm w ujęciu nie tylko postaci, ale i całych scen wynika on jednak organicznie z racjonalistycznej analizy tekstu Wyspiańskiego, uwolnionego z narośli polonistycznych komentarzy i nadętej bufonady narodowej frazeologii.

Cóż to za Wyspiański? Ano Wyspiański bez "krasnych wstążek", pawich piór, kierezji, barwnych kaftanów i kabatów", nawet bez kos. Wyspiański bez naturalistycznej, dewocjonalnej maskarady "panów i chłopów", bardziej powszechny, przemawiający samym dialogiem, gestem, światłem i kolorem komponowanych z wyrazistością i precyzją filmowego kadru.

"Jeśli się myśli o teatrze - trzeba zaczynać od kolorów..." Kto to rzekł? - Wyspiański. Piotr Potworowski wniósł na poznańską scenę półwiecze najlepszych doświadczeń malarstwa europejskiego. A więc współczesnego Wyspiańskiemu Gauguina, Toulouse-Lautreca, impresjonistów, kapistów ale i Matisse'a, Chagalla i Klee. Skołuda napisał, że Rachela ufryzowana była A'la Toulouse-Lautrec, dla mnie zaś Maryna była z obrazu Matisse'a. Lecz nie to jest ważne. Stylizacja kostiumów drapowanych z jednego koloru dla każdej z osób dramatu, kontrasty fioletów, czerni, czerwieni i zieleni, linearne zarysy czarno-białej makiety jedynej oprócz umownego okna, drzwi i krzesła ozdoby pustej sceny to świadoma manifestacja współczesnej malarskiej kompozycji "Wesela" pobudzającej do nowych odświeżających teatr Wyspiańskiego asocjacji...

Nieodżałowany Wilam Horzyca napisał przed dwoma i pół laty w "Teatrze", że mr. Babbit, bohater powieści Sinclair Lewisa - mógłby się też znaleźć w bronowickiej chacie i wcale by się tam nie poczuł obco. Dlaczego? Ano, bo "Wesele" to dramat ogólnoludzki uniwersalistyczny, dramat wiary, dramat o nieobecności Złotego Rogu; uosabia ono bezwład wegetatywności, pragnienia ciszy, spokoju i prawa do sielankowej śmierci Babbitów, tęskniących do wezwania jakiegoś Wernyhory...

Albo inaczej: "Wesele" to stary i nowy, nadal aktualny zbiorowy Godot, to przedsionek egzystencjalizmu z dwoma sformułowanymi przez Wyspiańskiego pytaniami: "czy mamy prawo do czego? Czy my mamy jakie prawo żyć?" A chocholi taniec to pokaz nieuleczalnej zbiorowej psychozy współczesnych nam ludzi, skazanych na wieczny niedosyt, ból i fikcję radości.

Nie wiem, czy można wyciągać aż tak daleko idące wnioski z inspiracji Horzycy, ale wydaje się być faktem bezspornym, że bronowickiej chaty nie można dziś już traktować na serio jako rezerwatu historycznych reminiscencji i kultu swojskiej, narodowej pamiątki.

Na gorącej dyskusji w klubie "Od nowa", ktoś zawołał: TO STYPA NIE "WESELE"! Tak jest! Poznańscy inscenizatorzy "Wesela" pokazali pro domo sua stypę "Wesela", akcentując w nim fikcję jakichkolwiek działań społecznych, a więc i narodowo-polskich rozmijających się z obowiązującym powszechnie modelem rzeczywistości.

Czyżby w owej teatralnej demonstracji zawarty był apel do konformizmu? do duchowej kapitulacji przed naciskiem sił wyższych? Wątpię. Była to socjologiczna diagnoza naszych czasów adresowana do aktualnej widowni. Apel a rebours! Do rozsądku i trzeźwości, do mądrego romantyzmu, do pracy organicznej z fantazją. Było to "Wesele" przed III Zjazdem, gorzkie, sceptyczne, bardzo literackie i intelektualne, skoligacone raczej z Gałczyńskim i Gombrowiczem, z klimatem rysunkowej satyry Mrożka w "Przekroju".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji