Artykuły

Gdy słowa czasem stają się bezsilne

- Słowo jako medium komunikacji zostało w teatrze mocno zdegradowane. Ale w dzisiejszym świecie medialnego szumu, bezustannego nadawania komunikatów, gdzie słowa przestają przystawać do swojej definicji, nie powinno to dziwić - z Radosławem B. Maciągiem, reżyserem sztuki "Inteligenci" Marka Modzelewskiego na Scenie Kameralnej w Sopocie, rozmawia Gabriela Pewińska w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Gabriela Pewińska: Inteligenci, czyli kto?

Radosław B. Maciąg: To przedstawiciele popularnej klasy średniej. Małżeństwo mające dosyć sprecyzowaną, spójną wizję świata, rodziny, metod wychowawczych. W czym znacznie różnią się od swego nastoletniego syna, który przeciwko tej wizji się buntuje. Mamy zatem rodzinną mieszankę wybuchową.

Bohaterowie tej sztuki, jak czytamy, cierpią na popularną w XXI wieku chorobę - nieumiejętność rozmowy, brak porozumienia. Mówi się, że sztuka Modzelewskiego to wołanie o umierający powoli dialog. Zresztą autor tekstu jest lekarzem, dobrze zna naturę ludzką.

- Jest praktykującym lekarzem, diagnostą. W tym podobny jest Czechowowi, na którego w swojej twórczości niejednokrotnie się powołuje, a który stanowi jego spore źródło inspiracji. Brak komunikacji między ludźmi to w "Inteligentach" problem

wynikający z nieprzystawalności tych wyobrażonych porządków do rzeczywistości. Modzelewski sugeruje, że żaden porządek, żadna wizja świata nie jest wyczerpująca, że żadna wizja świata nie uchroni nas przed światem prawdziwym, wielowymiarowym, zaskakującym i zmiennym. Jeśli mógłbym pokusić się o własną diagnozę tego braku dialogu i wynikającego zeń konfliktu...

To?

- Jego źródło na pewno lokowałbym w próbach identyfikacji własnej tożsamości z doświadczeniem konkretnych grup społecznych, z konkretnymi ideami, także politycznymi. I w braku elastyczności w tym zakresie. Kiedy jasno nakreślimy sobie granice swojego świata, to sami wydajemy na siebie wyrok, bo rzeczywistość prędzej czy później wejdzie z butami do tego naszego czystego salonu. W świecie, gdzie wolność jest najwyższą wartością, buntownik - w tym wypadku syn dwójki bohaterów - przeciw wolności musi się zbuntować. To szalenie inspirujące spojrzenie, bo dotyczy wielu zjawisk, które dziś z zadziwieniem obserwujemy i których - jako kulturowi liberałowie -zwykle nie rozumiemy. A przecież wolność, która nie jest opatrzona swego rodzaju "instrukcją", nieuchronnie staje się samowolą i zagubieniem.

Dramat "Inteligenci" porównywany jest czasem ze sztuką Yasminy Rezy "Rzeź". Tu też zaserwuje nam pan jatkę słowną?

- Niewątpliwie. Spektakl opiera się głównie na dialogach, co może nie powinno być specjalnie zaskakujące, ale w dzisiejszym teatrze, gdzie króluje forma, może dziwić fakt, że spektaklem rządzi dialog. Że na okrągło wybrzmiewa wymiana myśli, argumentów, wyrzucanie sobie rzeczy z przeszłości, wytykanie błędów. My od tego nie uciekamy, to niemożliwe, cały urok tego tekstu wynika ze słów. I w pewnym sensie z ich nieprzystawalności.

Na ile dla pana, młodego reżysera w świecie nowych mediów, słowo jest ważne w teatrze?

- Słowo jako medium komunikacji zostało w teatrze mocno zdegradowane. Ale w dzisiejszym świecie medialnego szumu, bezustannego nadawania komunikatów, gdzie słowa

przestają przystawać do swojej definicji, nie powinno to dziwić. Dzisiaj, zanim zaczniemy rozmowę, zmuszeni jesteśmy doprecyzować, co mamy na myśli, kiedy wypowiadamy takie słowa jak "wolność" czy "prawda". W mojej wizji teatru słowo niekiedy gra raczej rolę nośnika informacji, ale czasem staje się wręcz fizycznym obiektem. To, co w tekście Modzelewskiego jest inspirujące, i co zgadza się z moim spojrzeniem na język to ukazanie faktu, że słowa w konfrontacji z rzeczywistością czasem stają się bezsilne...

Aktorzy w pana przedstawieniu korzystać będą z mikroportów?

- Od tego uciekamy.

Na ile skutecznie?

- (śmiech) Przed nami próby generalne i na razie udaje nam się tego zjawiska uniknąć. Dziś to, że mikroportów się nie używa, to rodzaj decyzji. W zasadzie niemal każdy spektakl, nawet ten bardzo kameralny, jest w nie wyposażony. Od początku byłem zdania, żeby ich nie stosować, by język, rozmowy jak najbardziej uprawdopodobnić, by nie wciskać mediów w przestrzeń iluzji i - póki co - to się udaje.

I gdy siada pan w ostatnim rzędzie słychać aktorów?

- Ależ słyszę wszystko doskonale, tylko że aktorzy nie zawsze mi wierzą. Dziś wiele w teatrze zależy od tej techniki i niektórzy czują się niepewnie, gdy ktoś ich jej pozbawia. Tak więc jest to pewne pole sporne we współczesnym teatrze. Dziś mogę obiecać, że zrobię wszystko, by mikroportów w moim przedstawieniu nie było.

Trzymam za słowo.

Premiera 16 lutego o godz. 19. Występują: Sylwia Góra-Weber. Marek Tynda. Adam Turczyk, Monika Chomicka-Szymaniak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji