Artykuły

Historia o objawieniu tajemnicy

- Cała opowieść jest metaforyczna, symboliczna. Figury w niej wymienione i sytuacje w niej opisane dają się porównać z językiem apokaliptycznym - rozmowa z Bogusławem Kiercem, reżyserem spektaklu "Księżniczka na ziarnku grochu" w Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej. Rozmawia Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

"Księżniczka na ziarnku grochu" wg baśni H.Ch. Andersena będzie mieć premierę w niedzielę w Teatrze Lalek "Banialuka".

MARTA ODZIOMEK: Dlaczego "Księżniczka na ziarnku grochu" to według pana jedna z najdziwniejszych, tajemniczych bajek Andersena?

BOGUSŁAW KIERC: Jest to - począwszy od drugiego zdania tej bajki, bo pierwsze wydaje się zwyczajne i brzmi mniej więcej: "Był sobie pewnego razu książę, który chciał się żenić z księżniczką" - opowieść bardzo nieoczywista. Książę chce się żenić z prawdziwą księżniczką, ale co to właściwie znaczy "prawdziwą"? Z kolejnych zdań dowiadujemy się, że księżniczek było wiele, ale gdy tylko jakąś znalazł, okazywało się, że miała jakieś "ale". Czym było to "ale", skoro prawdziwości księżniczek się nie kwestionuje? Dla księcia to "ale" już deprecjonowało te wszystkie księżniczki, które spotkał; sprawiało, że należały do księżniczek nieprawdziwych. Co zatem jest kategorią "prawdziwości" księżniczki? Dlaczego ona zjawia się nocą? Czytając pobieżnie tę historię, nie zauważamy rzeczy nieoczywistych, które w niej tkwią... Do tych nieoczywistości należy też to, że książę jeździ po świecie, daremnie szukając prawdziwej księżniczki, a pewnej strasznej nocy nagle, w deszczu i burzy, pojawia się dziewczynka, która twierdzi, że jest prawdziwą księżniczką. Puka do bram miasta. To pukanie słyszy król, który sam idzie otworzyć! Trudno sobie wyobrazić, że sam król otwiera bramy miasta i wpuszcza jakąś przemokniętą przybłędę do miasta i wprowadza do pałacu.

Równie zaskakujący jest eksperyment prawdziwości przeprowadzony przez królową - księżniczka ma spać na 20 materacach i na tyluż puchowych pierzynach, pod którymi leży ziarnko grochu.

Cała opowieść jest metaforyczna, symboliczna. Figury w niej wymienione i sytuacje w niej opisane dają się porównać z językiem apokaliptycznym. Andersenowi nie chodzi tylko o anegdotkę o dziewczynce, która przychodzi do księcia.

Jak można interpretować tę baśń w kontekście Apokalipsy św. Jana?

- Księżniczka to dusza, a ziarnko grochu, na którym przyjdzie jej spać -jest jak skrupuł sumienia. Księżniczka-dusza - mówi się o niej czasami zdrobniale "animula" - puka do bram Miasta. W Apokalipsie mowa o nowym Jeruzalem. Ale to tłumaczenia dla dorosłych. Zanurzenie tej baśni w filozofii i religii jest bardzo głębokie. Zresztą wystarczy przyjrzeć się miejscu zamieszkania Andersena - w protestanckiej Kopenhadze, przesiąkniętej tego rodzaju religijnością. I pamiętać o tym, co wówczas było bardzo intymnie ukryte w utajeniu osobistego tabu Poety, który sam jest i księciem szukającym prawdziwej księżniczki, i prawdziwą księżniczką. Bez utożsamiania się z uwarunkowaniem płci. Obdarzeni duszą, mamy w sobie księżniczkę.

Tak odczytane opowiadanie o księżniczce na ziarnku grochu, składające się z 21 zdań w tłumaczeniu Stefanii Beylin, staje się tekstem o objawieniu tajemnicy - intymnej i stabuizowanej, ale bliskiej każdego człowieka, bo przecież każdy z nas ma swoje nieodkrywalne tabu, które jednak chciałby odkryć, więc odkrywa je w taki sposób, który pozornie go nie demaskuje, a jednocześnie daje mu satysfakcję pokazania siebie.

Bajka o księżniczce na ziarnku grochu znajduje się w repertuarze opowieści dla dzieci. I jest takim samym kamuflażem jak wiele innych bajek nieprzeznaczonych dla dzieci. Dziecko oczywiście rozumie je po swojemu. Skoro tak jest, skoro bajki te czyta się dzieciom, próbuję teraz tak opowiedzieć jedną z nich, żeby jej sensy i obrazy - właśnie te nieoczywiste - mogły okazać się czytelne przede wszystkim dla dzieci.

W zapowiedzi spektaklu czytamy: "Chcemy w poetycki sposób zaciekawić dzieci".

Jaki to sposób?

- Wierzę w "zbawicielską" niezbędność teatru, sam jestem z niego utworzony. Banialuka była moim pierwszym teatrem. Od dziecka bywałem w nim. Od szóstego roku życia sam umiałem szyć lalki dzięki cioci - mistrzyni krawiectwa - mieszkającej nieopodal dzisiejszej siedziby Banialuki. Wcześniej, czyli w czasach powojennych, Banialuka znajdowała się gdzie indziej. Wynajmowała pomieszczenia w budynkach przy skrzyżowaniu ulic Szopena i Słowackiego, w suterenach były pracownie, podglądałem, jak tworzą w nich lalki. Następnie teatr powstał w miejscu, w którym były ruiny dawnego Domu Ludowego Gminy Żydowskiej, nieopodal zburzonej (w 1939 roku) synagogi. Bawiłem się w tych ruinach, a potem - dużo później - zdarzyło mi się wrócić do Banialuki w postaci autora i reżysera.

Tamte doświadczenia, które zawdzięczam Banialuce, były dla mnie, dziecka, inicjujące. Cieszyło mnie nie to, co lalki opowiadają, ale to, że lalki są lalkami. Nie przeszkadzali mi aktorzy, których czubki głów widziałem nad parawanem. Bardzo mnie ich obecność ciekawiła.

Poetyckość, którą budujemy na scenie, to język bardzo konkretny, chwytający rzeczywistość, która staje się dzięki niemu poetycka właśnie. Idzie mi o dziecięcy sposób ujmowania konkretu. Nie zmiękczamy, nie "uśliczniamy" niczego.

Staram się szukać tego czegoś, co również mnie samego porusza, co jest we mnie nieabdykującym dzieckiem. Nie wstydzę się tego określenia, ponieważ dziecko jest dla mnie osobą, która jasno, znacznie jaśniej niż dorośli, widzi świat. Dorośli często pozują. Tak więc kwestia prawdziwej księżniczki jest dla mnie wciąż -jak widać - ważna...

Na scenie będą lalki?

- Zaprosiłem do współpracy scenografkę Beatę Tomczyk, z którą już wiele przedstawień zrealizowałem. Jak to bywa w teatrze lalek - to tworzywo animacji jest przede wszystkim lalkowe, przejawia się w formach plastycznych. I myślę, że będzie atrakcyjne. Po reakcjach moich najmłodszych, ośmiomiesięcznych wnucząt, Helenki i Emila, którzy mieli okazję obejrzeć próbę, wnoszę, że tak będzie. Bez żadnej pychy!

Czy lalkom będą towarzyszyć nowoczesne rozwiązania?

- Zdecydowanie opowiadam się w lalkarstwie za "teatrem tradycyjnym". Wierzę, że to coś, co jest w dobrym tego słowa znaczeniu "tradycyjnym teatrem" wciąż ma świeżą siłę. Nie korzystam w swoich przedstawieniach z projekcji ani z mikroportów etc. Co nie znaczy, że jestem sceptyczny wobec ich obecności w teatrze.

W mojej praktyce teatralnej zajmuje mnie bezpośredniość. Ona wciąż ma wielki walor.

Jakie chciałby pan, aby było przesłanie spektaklu?

- Gdybym się nie bał sentymentalizmów, to powiedziałbym, że jest to utwierdzenie w jakimś wewnętrznym przekonaniu, że każde z tych dzieci, które obejrzą przedstawienie, jest prawdziwą księżniczką. To znaczy - każde jest kochane. Nie wiem, czy to tak optymistycznie wygląda w życiu - że każde z nich jest prawdziwie kochane - ale chcę, by przesłaniem tego spektaklu była miłość.

Lalkarstwo jest sztuką, w której bez miłości nie da się przekazać tego, co lalkarz chce powierzyć lalce, a lalka widzom. To, co się dzieje między lalkarzem a jego lalką, dokonuje się poprzez serce, ciało i duszę lalkarza. Dzięki temu my odczuwamy jej bycie na scenie.

Chciałbym, aby dziecko, które obejrzy tę bajkę, wiedziało, że jest dla swoich bliskich jedyne, prawdziwe, kochane. Jeśli odczuje "Księżniczkę na ziarnku grochu" w ten sposób, to, chwała Bogu, udało nam się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji