Artykuły

Kończ, Waść

Po ogłoszeniu przez Sejm RP Roku Moniuszkowskiego ZAGRZMIAŁY TARABANY, słychać było szczęk oręża, z pawlaczy zaczęto znów ściągać husarskie skrzydła. Takiego roku, jak ten, nie było, raz się żyje, raz umiera i raz ma się DWUSETNE URODZINY - pisze Agnieszka Topolska w Ruchu Muzycznym.

Był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. [...] Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie. W Warszawie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach; odprawiano więc posty i dawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza spadnie na kraj i wygubi rodzaj ludzki. Nareszcie zima nastała tak lekka, że najstarsi ludzie nie pamiętali podobnej".

Gdyby nie był to opis roku 1647, malowniczo otwierający Sienkiewiczowskie "Ogniem i mieczem", można by go odnieść do 2019, w którym świętowaliśmy dwusetną rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki. Po ogłoszeniu przez Sejm RP Roku Moniuszkowskiego zagrzmiały tarabany, słychać było szczęk oręża, z pawlaczy zaczęto znów ściągać husarskie skrzydła. Takiego roku, jak ten, nie było, raz się żyje, raz umiera i raz ma się dwusetne urodziny. Rok Moniuszkowski to miał być rok "ojca polskiej opery narodowej", rok polskości, narodu, tradycji, symbolu. Od ministerialnych okien bił już złoty blask dotacji, w instytucjach kultury i organizacjach pozarządowych w popłochu zabrano się więc do planowania, wymyślania, projektowania i kosztorysowania. Powołano kilka sztabów eksperckich, zespoły robocze, biuro obchodów, powstał oficjalny dokument, w którym nakreślono kierunki działania. Machina ruszyła.

W ciągu dwunastu miesięcy obchodów odbyło się ponad dwieście imprez dotowanych przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (program "Moniuszko 2019 - Promesa"), do nich doliczyć trzeba kolejne, realizowane z finansowym udziałem jednostek samorządowych. Tym, którzy nie załapali się na zastrzyk gotówki, zostały własne, skromne budżety. Im większy rozmach i budżet projektu, tym bardziej widoczny był projekt. Najkrótszym podsumowaniem całego Roku Moniuszkowskiego byłoby więc znane powiedzenie: Co słychać? To, co widać.

Jednym z najbardziej widocznych wydarzeń było otwierające Rok Moniuszkowski koncertowe wykonanie opery "Halka" po włosku pod batutą Fabia Biondiego , z librettem w tłumaczeniu Achillesa Bonoldiego (pierwszego wykonawcy partii Jontka w wersji wileńskiej z 1848 roku). Okazało się, że usunięta sprzed wykonawców i odbiorców barykada polszczyzny otwiera uszy na uniwersalny urok muzyki Moniuszki. Słysząc "Halkę" w przezroczystej włoszczyźnie, z ulgą przyznaliśmy, że w "światowym" języku z Moniuszki jest wreszcie prawdziwy europejski kompozytor, a nie jakiś wioskowy lirnik . Nieważne, czy wykonanie pod batutą Biondiego wyostrzyło nam słuch, czy zadziałał znany mechanizm łaskawego przyjęcia tego, czego wartość uznano za granicą, za sprawą "włoskiej" Halki zaszła ważna zmiana rzutująca na dalsze istnienie Moniuszki w kulturze - z nagraniem dokonanym przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina powstało poręczne i komunikatywne narzędzie mogące służyć promocji muzyki kompozytora w świecie. Nieobecność Moniuszki na scenach zagranicznych jest w końcu naszą największą tęsknotą, choć - to ciekawostka - takiej liczby zagranicznych wykonań nie doczekał się w historii żaden inny polski kompozytor. Sceniczne dzieje "Halki" zebrał Tadeusz Kaczyński i w formie zwięzłych opisów zawarł na, bagatela, dwustu stronach swojej książki. Ale wiemy, o co chodzi. Moniuszko mógł być wystawiony w Taszkiencie, Timisoarze, Kurytybie czy Dallas, ale nie był w La Scali, Covent Garden i Metropolitan Opera. Dzięki nagraniu Fabia Biondiego może wreszcie uda nam się przezwyciężyć ten kompleks.

W 2019 roku we wszystkich teatrach operowych w Polsce wystawiono najbardziej znane dzieła Stanisława Moniuszki. Trafiły się produkcje rewelacyjne ("Halka" [wileńska] w reżyserii Agnieszki Glińskiej w Warszawie i Białymstoku), ciekawe ("Paria" reżyserowana przez Grahama Vicka w Poznaniu, Widma w ujęciu Jarosława Freta we Wrocławiu), ale i kuriozalne ("Halka" Grażyny Szapołowskiej we Wrocławiu). Najbardziej wartościowe i najciekawsze okazały się jednak przedsięwzięcia odkrywające twórczość i postać Moniuszki. Jaskrawo udowodniły, że wciąż pozostaje on najbardziej znanym kompozytorem o najmniej znanej twórczości, że jest niezmiennie zestawem kilku haseł o polskości i ludowości, od których nie umiemy się oderwać (konserwował je niestety w swoich wypowiedziach pełnomocnik do spraw obchodów Waldemar Dąbrowski, retorycznie i merytorycznie kopiujący urzędników z czasów świetności PRL). Święta ulicy, pikniki urodzinowe, murale, gry na telefony i opracowania muzyki na jazzowo , elektronicznie, w pięciu smakach i z tysiąca i jednej nocy miałyby więcej sensu i dłuższą żywotność, gdyby ogólny stan wiedzy o Moniuszce był większy niż bazowe skojarzenia z "Halką", "Strasznym dworem" i piętnastoma pieśniami.

Bardzo ważnym wydarzeniem stał się więc międzynarodowy kongres z udziałem badaczy życia i twórczości Moniuszki z kraju i zagranicy . W końcu roku ukazało się też długo wyczekiwane przez środowisko muzykologiczne polskie tłumaczenie przełomowej książki Rüdigera Rittera, i to ją właśnie zaliczyć trzeba do najistotniejszych owoców tego roku. Duże sukcesy na rynku fonograficznym odniósł Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Poza płytą z "Halką" Biondiego po włosku pojawiła się płyta z pieśniami w wykonaniu Piotra Beczały i Helmuta Deutscha . Do tego doliczmy jeszcze projekt płytowy z udziałem Cypriena Katsarisa, który nagrał miniatury fortepianowe Moniuszki osadzone w kontekście opracowań jego muzyki przez innych kompozytorów (czyli nie był tak bardzo nieznany, jak nam się wydaje). Ważne dla recepcji tej muzyki jest pierwsze w historii wydanie przez DUX na płytach kantat Milda i Nijoła .

Wielkim przedsięwzięciem, na którym wspierać się miały obchody Roku Moniuszkowskiego, było wznowienie wydawania przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne dzieł Stanisława Moniuszki. W latach 2018 i 2019 miały pojawić się materiały wykonawcze i wydania źródłowe oper "Halka", "Straszny dwór", "Hrabina", "Paria" i "Nowy Don Kiszot". Środowisko muzyczne szczególnie czekało na oryginalne wersje najsłynniejszych - "Halki", "Hrabiny", "Strasznego dworu" - które do tej pory wykonywano w opracowaniach Emila Młynarskiego, Kazimierza Sikorskiego czy Grzegorza Fitelberga. Rok Moniuszkowski miał być pretekstem do przedstawienia światu muzyki mistrza w jej oryginalnej postaci, bez naddatków zwolenników masywnego brzmienia spod znaku symfoniki Wagnera, Mahlera i Straussa. Miały też ukazać się msze, zrewidowane tomy pieśni i utwory fortepianowe. Niestety, zamiary przerosły siły, tryby PWM się zatarły i póki co wciąż pozostajemy w radosnym oczekiwaniu. Szczęśliwie, w 2022 roku świętować będziemy sto pięćdziesiątą rocznicę śmierci Moniuszki - być może zamokłe petardy podeschną do tego czasu i szczęśliwie wystrzelą?

v W śród projektów wydawniczych opóźnienie zanotowaliśmy w opracowaniach naukowych. Czekamy na kompendium prezentujące aktualny stan badań nad życiem i twórczością Stanisława Moniuszki i trzy tomowe wydanie korespondencji (zgodnie z planem ma ukazać się pod koniec tego roku). Nie wiadomo, na jakim jest etapie i czy w ogóle odbywa się digitalizacja materiałów ze zbiorów Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego (zapowiedziana w kwietniu 2019 roku przez kustosza Archiwum WTM). Choć Dorota Szwarcman ogłosiła w "Polityce" zakończenie prac, próżno szukać tak efektów, jak i informacji o postępach, a na wysłane przeze mnie pytania podczas pracy nad tym artykułem odpowiedzią była głucha cisza.

W kontekście szeroko zakrojonych planów obchodów najbardziej boli całkowite pominięcie konserwacji pozostałych po Moniuszce pamiątek. Chodzi tu głównie o bezcenne zbiory WTM, skromnej, nieprzebojowej instytucji z potężnym archiwum Moniuszkowskim (a także wielu innych polskich kompozytorów), którego unikatowość powinna skłaniać do szczególnej opieki konserwatorskiej. Organizatorzy Roku Moniuszkowskiego pamiętali o kulturze, zapominając niestety o dziedzictwie. Rękopisy - podstawa pracy muzykologów i edytorów nut, listy, prywatne notatki, wymagają szczególnej troski ze względu na użyty materiał, czyli papier. Ten XIX- i XX-wieczny, tzw. kwaśny, niezwykle szybko ulega zniszczeniu. Pod wpływem światła, przechowywany w nieodpowiednich warunkach nie tylko żółknie, ale i traci swoje właściwości, z czasem stając się niezwykle kruchy i łamliwy. Ręka w górę, kto nie widział nigdy zbrązowiałych kart i strzępiących się krawędzi starych książek. W szale świętowania zaplanowano wiele fajerwerków, zapominając o tym, co potem. A któregoś dnia bezcenne pamiątki po Moniuszce, rękopisy, których nie znamy i tymczasem nie doczekały się wydania, bez zapewnionych odpowiednich warunków przechowywania mogą po dotknięciu palcem na naszych oczach po prostu obrócić się w proch. I co na to potomni?

Skoro o nich mowa, to warto jeszcze zatrzymać się przy edukacji. Żeby nie było tak smutno, to działania skierowane do dzieci, młodzieży i rodzin zostały przygotowane na całkiem niezłym poziomie. Wydano książeczki i wyprodukowano filmy animowane dla najmłodszych , pojawiły się dwie gry planszowe, mądrze i ciekawie pomyślane, do tego ładnie zaprojektowane graficznie . Niestety bardzo ładnie narysowana, ale bez pomysłu zrealizowana została gra na urządzenia mobilne , dość przewidywalna, a przez to mało wciągająca. Największą jej wadą są błędy merytoryczne, które można by poprawić, gdyby zapewniono, tak jak planszówkom, konsultację merytoryczną muzykologa. Niestety, w obecnym kształcie należałoby odradzać rodzicom edukowanie dzieci z jej pomocą. Niewielu jest na szczęście chętnych, o czym świadczy liczba pobrań aplikacji ze sklepu (kilkanaście).

"Słońce chyliło się ku zachodowi. Spadł krótki, obfity deszcz i potłumił kurzawę". Wygląda na to, że Stanisław Moniuszko podzielił los innych filarów polskiej kultury, których różne jubileusze niemal co roku świętujemy. Wystawiliśmy Moniuszce największy na świecie pomnik w postaci Dworca Centralnego w Warszawie, pozostaje więc tylko życzyć sobie, byśmy po tym, jak opadnie złoty kurz obchodów, nie musieli kwitować losu Moniuszki jak Jagiełło na polach Grunwaldu.

"Litwini przynieśli skłute sulicami, pokryte kurzem i posoką ciało wielkiego mistrza Ulryka von Jungingen i położyli je przed królem, a ów westchnął żałośnie i spoglądając na ogromne zwłoki leżące na wznak na ziemi, rzekł: Oto jest ten, który jeszcze dziś rano mniemał się być wyższym nad wszystkie mocarze świata".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji