Artykuły

Wchodzę do szafy i się zamykam. Z czegoś trzeba żyć

Wiersze czytane na Facebooku, zwiedzanie muzeum przez internet albo zdalny trening pływacki bez wchodzenia do wody. Życie zawodowe wielu z nas zmieniło się nie do poznania - pisze Konrad Wojciechowski w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.

Teatry nie działają, ale aktorzy nie próżnują. Na Facebooku, dzięki Agnieszce Brojek, powstała grupa "Aktorzy poezją w wirusa", na której artyści czytają wiersze, jednocześnie nagrywają swoje recytacje, a później publikują na stronie w postaci krótkich filmów.

- Pracuję na etacie w Teatrze Współczesnym i nie mogę się doczekać, kiedy znowu będę mogła stanąć na scenie przed publicznością - mówi aktorka Monika Kwiatkowska. - Żeby nie zwariować z braku kontaktu z widzami, zaczęłam czytać poezję na Facebooku. Robię to pro publico bono. Filmiki są krótkie, maksymalnie trzyminutowe. Czytam poezję Leśmiana, Szymborskiej, ale też Młynarskiego. Kiedy czytaliśmy dla medyków, zadedykowałam im "Balladę o przyszłości chirurgii" właśnie autorstwa Młynarskiego. Teraz wybieram pozycje, które mogą pomóc tegorocznym maturzystom w przygotowaniu się do egzaminu dojrzałości. Wygospodarowałam w domu prywatne studio nagraniowe. Wchodzę do szafy - która dobrze tłumi dźwięk - zamykam się tam, siadam po turecku, otwieram komputer i czytam z monitora listy dialogowe do filmów. Z czegoś trzeba żyć.

W tej samej grupie na Facebooku jest Robert Czebotar.

Aktor recytuje fragmenty "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa. - Jest to inna forma nawiązywania kontaktu z widzami. Tęsknię za sceną, ale mam też spore obawy, że tamten czas już nie wróci, więc relacje widz-aktor trzeba na nowo poukładać. Zawodu nie zmieniłem. Mam nadzieję, że to zawód mnie nie zmieni, bo poza aktorstwem trudniej byłoby się realizować. Wszystko robię z domu: czytam wiersze, nagrywam reklamówki, podkładam dubbingi - opowiada Czebotar.

Katarzyna Traczyńska jest freelancerką.

Nie pracuje na etacie, więc kiedy "zamrożono" teatry, została odcięta od zleceń. - To był wstrząs. Telefony przestały dzwonić, nie ma propozycji, wszystko stanęło. Jak żyć - bez pracy, bez widzów, bez kolegów i koleżanek z teatru? Aby się nie umartwiać i dać coś innym od siebie, przystąpiłam do grupy "Aktorzy poezją w wirusa". Czytam poezję, trochę prozy. Teatr w sieci? Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić. Mam nadzieję, że to doraźne rozwiązanie, i że za chwilę wszystko wróci do normy - mówi Traczyńska.

Piotr Duda również czyta wiersze na Facebooku.

Wynajduje takie, które najtrafniej oddają obecną rzeczywistość. Czyta więc dzieła Aleksandra Puszkina, Andrzeja Bursy, ale też anonimową poezję, jak twórczość pewnej Żydówki uwięzionej w getcie, pod znaczącym tytułem "Dokąd mam pójść", co trochę pasuje do realiów kwarantanny i zaleceń, aby nie wychodzić z domu. - Kiedy zamknięto teatry, wpadłem w dwutygodniową depresję - przyznaje Duda. - Ale wykaraskałem się z psychicznego dołka. Jestem freelancerem, więc w czasach pandemii mam mniej zleceń i budżet się kurczy. Jakoś sobie radzę. Grałem w serialu "Na Wspólnej", więc odłożyłem trochę grosza, który jest już na wykończeniu oraz dostałem zapomogę ze Związku Artystów Scen Polskich. Teraz żyję przygotowaniami do spektaklu "Ogrodzenie" w reżyserii Sylwestra Biragi. Nagrywamy przed kamerami sztukę o pandemii. Robimy w teatrze Druga Strefa próby w maseczkach i żyjemy premierą, która ma się odbyć na początku czerwca.

Ewa Ciosek, pracownica Muzeum Powstania Warszawskiego

- Na co dzień pracuję w dziale edukacyjnym muzeum; prowadzę zajęcia z dziećmi w formie wykładów i oprowadzania po ekspozycjach. Kiedy w związku z pandemią instytucje kultury zostały pozamykane, a wycieczki szkolne przestały przyjeżdżać, zmienił się charakter mojej pracy. Od tej pory przygotowuję lekcje on-line. Opowiadam do kamery o historii powstania warszawskiego. Wprawdzie dzięki zdalnym zajęciom mogą w nich uczestniczyć dzieci z całej Polski, które z różnych powodów nie miały okazji przyjechać do Warszawy, ale nic nie zastąpi osobistego kontaktu, kiedy dzieci np. dotykały twardych zmielonych ziaren, z których powstańcy jedli zupę "plujkę" lub wąchały uprażone żołędzie do robienia niedobrej kawy. Pierwsze dni w "nowej" pracy były dla mnie stresujące, ale już oswoiłam się z kamerą.

Stefan Tuszyński, trener pływania

- Wszystko się zmieniło. Do tej pory przygotowywałem plan treningowy w domu, który moi podopieczni realizowali na basenie, a teraz nie ma możliwości wejścia do wody. Muszę ich trenować zdalnie. Pracujemy na sucho, imitując zajęcia w wodzie. Zawodnicy jeżdżą na rowerze, ćwiczą przy drabince, biegają po bieżni, robią pompki. Gdy okazało się, że pływalnie zostały zamknięte i uświadomiłem sobie, że to potrwa trochę dłużej, miałem moment depresyjny. Ale poza trenowaniem znalazłem sobie dodatkowe zajęcia. Spisuję swoje przemyślenia, maluję obrazy - robię wszystko to, na co normalnie nie miałem czasu. Z zawodnikami rozmawiam na Messengerze, odświeżyłem też trochę starych znajomości. Ale ciągle czekam na otwarcie basenów. Trochę martwi mnie ta cisza wokół pływalni, które w Europie już są otwierane, a u nas ciągle nie.

Adam Fedorowicz, kierowca karetki

- Zawsze było coś do zrobienia. Prowadziłem wypożyczalnie kajaków, pływałem z ludźmi na motorówkach, zajmowałem się obsługą klubów plenerowych nad Wisłą. Wszystko do czasu pandemii. Raptem z dnia na dzień straciłem zajęcie, więc dla ratowania domowego budżetu musiałem rozejrzeć się za nową pracą. Na szczęście brat jest pracownikiem medycznym i załatwił mi robotę kierowcy zespołu ratowniczego. Jeżdżę z lekarzami po całym Mazowszu i pobieramy wymazy od ludzi na domowej kwarantannie. Zdarza się pokonywać po 300 km dziennie. Nie jest to bardzo dochodowe zajęcie, ale ważne, że w ogóle jest. Coś robić trzeba, a innej alternatywy nie miałem. Teraz zleceń jest mniej, bo wymazy robi głównie wojsko. Trudno, może niebawem bulwary wiślane wrócą do życia i dalej będę wypożyczał kajaki.

Tomasz Dominiak, weterynarz

- Owszem, moje życie zawodowe trochę się zmieniło. Zmienił się przede wszystkim harmonogram pracy oraz godziny otwarcia kliniki weterynaryjnej, które zostały skrócone. Pracy jest mniej niż przed pandemią, ale to zrozumiałe, bo więcej klientów zostało w domach. Nie narzekam, wiele branż tak ma, a niektóre w ogóle są zamknięte. Teleporady nie wchodzą w grę. Zwierzę trzeba obejrzeć, zbadać, kontakt to podstawa. Samo nie powie przez telefon, co mu dolega. To nie ten typ pacjenta. Obostrzenia sanitarne nie są bardzo uciążliwe, bo zawsze pracujemy w określonym reżimie. Jest inaczej, ale pewnie niedługo to się zmieni i wrócimy do tego, co było przedtem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji