Artykuły

Lalka jest medium niesamowitości, której łaknie każdy widz

Z Łukaszem Bzurą, aktorem i pełnomocnikiem Dyrektora Teatru Pinokio w łodzi rozmawia na portalu Teatr dla Wszystkich Wiesław Kowalski.

Przyszło Panu przeprowadzać teatr przez trudny dla nas wszystkich czas pandemii. W przypadku Teatru Pinokio jest to tym bardziej przykre, że nie doszło do obchodów związanych z 75-leciem istnienia łódzkiego teatru. Ale jubileusz zapowiadany jest po zakończeniu pandemii. Wie Pan już kiedy uda się zorganizować to teatralne święto?

- Niestety, pandemia spowodowała, że wszystkie nasze plany musieliśmy zweryfikować. Część projektów uległa korektom, część zawieszeniu. Z innych trzeba było zrezygnować. Mowa tu o dwóch przedwakacyjnych premierach ("Okno na Innoświat" A. Nosala i "Lolek" A. Wajraka) oraz o X edycji festiwalu Teatralna Karuzela. Pod znakiem zapytania była przez pewien czas premiera otwierająca sezon 2020/21. Wciąż bowiem nie mamy pewności, że młody widz wróci do nas po wakacjach.

Ale pandemia ma też swoje dobre strony. Otóż pobudziła ona w nas nowe pokłady kreatywności i elastyczności, a także gotowości na wszelkie ewentualności. Jesteśmy przygotowani na dynamiczne zmiany sytuacji, wyćwiczyliśmy refleks. Przyśpieszenie nastąpiło również jeśli idzie o miedzydziałową decyzyjność. Dziś jesteśmy gotowi pójść niemalże w każdą alternatywną stronę danego pomysłu. Co do jubileuszu - wybuch epidemii zablokował projektowanie na bardzo wczesnym etapie. Braliśmy pod uwagę, że centralnym wydarzeniem będzie któraś z premier bądź koncert zatytułowany "Duchy teatru" z piosenkami o ginących zawodach teatralnych. Najważniejszym jednak celem było i jest szczególne uhonorowanie Marty Janicowej, założycielki i wieloletniej dyrektorki Pinokia. Natomiast data jubileuszu nie została wyznaczona, czekamy na powrót do względnej normalności. Liczymy się z tym, że obchody będą musiały zostać przeniesione na 2021 rok i wtedy będziemy świętować 75,5 - lecie.

Zapewne nieobca jest Panu długoletnia historia Teatru Pinokio. O czym należałoby szczególnie pamiętać, jakie wydarzenia były dla tego teatru najbardziej istotne, w sensie organizacyjnym i artystycznym? Wiem, że muzykę do kilku spektakli tu realizowanych komponował Krzysztof Penderecki?

- Najistotniejszym dla nas faktem jest to, że teatr przetrwał tyle lat i pozostał młody, i że dziś możemy mówić o sobie jako o teatrze legendarnym. Udało się nie pozostać li tylko skansenem, nie jesteśmy kojarzeni z ramotą, starzyzną. A pamiętać trzeba, że Teatr powstawał w ostatnich dniach II Wojny Światowej i jest czwartym najstarszym teatrem dla dzieci w Polsce. Ale największą dumą napawa nas fakt, że Teatr Pinokio wychował wielu wspaniałych lalkarzy i przede wszystkim wiele pokoleń widzów.

Nazwisk realizatorów - reżyserów, scenografów, kompozytorów, dramaturgów współpracujących z Teatrem przez te wszystkie lata nie sposób wymienić. Prawdą jest że Krzysztof Penderecki skomponował dla "Pinokia" muzykę do siedmiu spektakli. Było to na przełomie lat 50. i 60. za dyrekcji Stanisława Byrskiego. I nie było to zdobywanie szlifów, już wtedy Penderecki zdobył rozgłos dzięki sukcesom na festiwalu Warszawska Jesień. A jednak znajdował czas dla Teatru Pinokio, a jego kompozycje znalazły się w takich spektaklach jak "Krzesiwo", "Tomcio Paluch", czy "Pan Twardowski". A jeśli jesteśmy przy sławach, to warto pochwalić się innym wielkim nazwiskiem z historii Teatru Pinokio. Mowa o Jerzym Nowosielskim, który na zaproszenie dyrektor Janicowej stworzył scenografię do "Przygody Misia Łazęgi" (1950 r.).

Nie można tu nie wspomnieć o innych wybitnych twórcach, filharmonikach, kompozytorach muzyki poważnej, teatralnej i filmowej takich jak Tomasz Kiesewetter, Krzysztof Szwajgier, Marek Jaszczak czy Piotr Marczewski, znany publiczności jako autor muzyki do kultowych seriali i filmów (m.in. "Dziwnego świata kota Filemona", "Kariery Nikodema Dyzmy", "Znachora").

Ze scenografów pozwolę sobie tu wymienić artystów malarzy takich jak Henri Poulaine, Ali Bunsch, Adam Kilian, Jerzy Kalina, Jan Zieliński. I wielu, wielu innych.

Czy z okazji jubileuszu planuje Pan jakąś specjalną premierę czy okolicznościowy program, może wystawę archiwaliów, szczególnie zachowane z przeszłości lalki mogą być dzisiaj sporą atrakcją nie tylko dla dzieci, ale i ich rodziców, którzy pewnie na Kopernika zdobywali swoje pierwsze teatralne doświadczenia?

- Obecnie jesteśmy w posiadaniu niewielu istotnych historycznie zasobów archiwalnych. Prawdziwe skarby są w posiadaniu łódzkiego Muzeum Etnograficznego i Archiwum Państwowego. Ale w ramach naszej działalności internetowej opublikowaliśmy już cykl ukazujący archiwalne fotosy z lat 1993 - 2000. Na szczęście Archiwum zostało już otwarte i jesteśmy w trakcie digitalizacji koneserskich kąsków z myślą o publikacji w sieci w najbliższym czasie. Planujemy też nawiązać kontakt z Muzeum, ale raczej w dalszej przyszłości. Bowiem zanim się obejrzymy nadejdzie jubileusz 80-lecia, a wtedy będziemy chcieli pokazać prawdziwe rarytasy. W wakacje planujemy wrócić do tradycji wystaw lalek, które cieszyły się dużą popularnością w latach poprzednich.

Na ile Teatr Pinokio czerpie dzisiaj ze swojej bogatej tradycji? W jaki sposób do niej nawiązuje, bo chyba odciąć się od niej tak do końca nigdy nie można?

- Nasz szacunek dla tradycji będziemy chcieli okazać powrotem do korzeni, tj. do spektakli lalkowych, których tak brakuje widzom starszym, a które pokażą techniki kompletnie nieznane widzom młodym. Ta tęsknota za lalkami drzemie również w zespole aktorskim i w pracownikach, którzy pracują w Teatrze od wielu lat. Pragnienie jest zatem ogromne. Ja zaś wierzę, że lalka jest jedynym medium będącym w stanie konkurować z internetem, grą komputerową czy perfekcyjnymi pod względem animacji filmami. Lalka jest medium niesamowitości, której łaknie każdy widz. Oczywiście nie rezygnujemy ze spektakli żywoplanowych i tzw. mieszanych.

W okresie pandemii większość teatrów przeniosła swoją działalność do internetu. Czy tę przestrzeń też będzie chciał Pan wykorzystać podczas obchodów jubileuszowych? I jak Pan w ogóle odnosi się do tego, co teatry proponują w tej chwili w sieci?

- Mam nadzieję, że Jubileusz będzie mógł w pełni odbyć się w rzeczywistości realnej. Oczywiście, jedną nogą musimy pozostać w internecie. Między innymi na wypadek nawrotu epidemii. To, co miało być tymczasowe będzie musiało wejść w zakres stałej działalności w sieci. Tworzenie na potrzeby internetu mnoży wiele problemów natury technicznej i generuje koszty, niekoniecznie gwarantując zwrot. A żeby pokazać coś atrakcyjnego w sieci, trzeba myśleć telewizyjnie i tu wkracza wielka produkcja. No i trzeba się natrudzić, żeby oferta była konkurencyjna pośród zalewu treści i materiałów umieszczanych przez inne instytucje kultury. Żeby nie iść w teatr czytany, audiobookowy, którego formuła bardzo szybko się wyczerpuje, uciekamy od teatru lalkowo zubożałego. Mam tu na myśli działania na zasadzie - "biorę pacynkę i czytam". Oferta internetowa musi być wizualnie perfekcyjna, żeby zatrzymać uwagę młodego widza. Utrzymanie tej uwagi w teatrze jest łatwiejsze. Spektaklu na deskach nie da się przescrollować czy zamknąć przy pomocy przycisku "x". Tak więc chcemy korzystać z internetu, ale jako narzędzia służącego informacji, promocji i odsłaniającego nieco kulisy działania teatru, n.p. realizując "making of-y" powstające na potrzeby realu.

Mówi się też o rychłych przenosinach Teatru Pinokio do zrewitalizowanej fabryki w okolicach Wigencji. Wie Pan już kiedy to nastąpi i jak długo będzie trwało? Tam też ma powstać podobno powstać pomnik patrona teatru?

- Wg wszelkich planów i prognoz Teatr Pinokio ma zmienić swą siedzibę w 2022 r. Mamy nadzieję że epidemia w znikomym stopniu wpłynie na inwestycję. Bo że wpłynie, to bardziej niż pewne. Jesteśmy bliżej niż dalej przeprowadzki, chociażby na poziomie umów, projektów pomieszczeń i organizowanych przetargów. Cały proces jest trudny i żmudny i nie wypada mi zanudzać szczegółami technicznymi czytelników tego wywiadu. Jesteśmy dobrej myśli. Tymczasem zacieśniamy współpracę z sąsiadem, czyli z OFF Piotrkowska Center i procedujemy powstanie pomnika Pinokia, który wpisze się w "Bajkowy szlak" Łodzi. Odsłonięcie pomnika ma być również ważnym punktem obchodów jubileuszu.

"Rutka" na podstawie książki Joanny Fabickiej w adaptacji Karoliny Maciejaszek dostała się do finału 26. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. To naprawdę duże wyróżnienie, bo teatry lalkowe są zdecydowanie rzadziej doceniane w tym konkursie niż teatry dramatyczne. Co prawda to spektakl Teatru Arlekin w Łodzi. Ale również bardzo dobre recenzje zebrał "Ander-Sen" w reż. Tomasza Kaczorowskiego, który był 250 premierą w Teatrze Pinokio. Czy zamierza Pan dalej kontynuować współpracę z młodymi reżyserami, którzy wprowadzają niewątpliwie sporo świeżości w spojrzeniu na teatr lalkowy, wciąż jeszcze bywa, że kojarzony z parawanem i schowanymi za nim aktorami? I czy działalność swojego teatru traktuje Pan konkurencyjnie w stosunku do Arlekina?

- Współpracę z młodymi reżyserami mamy już we krwi. Nie zamierzamy tracić kontaktu z młodym, czy też nowym teatrem. Główny nacisk w doborze realizatorów kładziemy na to, czy i co dany twórca ma do powiedzenia widzowi. Nie wychodzimy od formy spektaklu, tylko od jego założeń, a te proponować ma twórca.

Z Teatrem Arlekin zawsze łączył nas rodzaj braterstwa w niedoli, ale jednak braterstwa. Z tą niedolą żartuję, oczywiście. Nie ma miedzy naszymi teatrami niezdrowej rywalizacji, czy tak atrakcyjnej medialnie otwartej niechęci. Pewnie dlatego, że widz nie musi wybierać i przychodzi na spektakle obu teatrów. Można powiedzieć, że uzupełniamy się na płaszczyźnie oferty kulturalnej skierowanej do dzieci i młodzieży. Tak więc, więcej nas łączy niż dzieli, także personalnie. Henryk Ryl, założyciel i dyrektor Teatru Arlekin, był przecież dyrektorem Teatru Pinokio (przez rok) i wyreżyserował wiele spektakli na potrzeby naszej sceny. Ponadto aktorzy Arlekina często współpracują z nami a obydwa zespoły, można powiedzieć, że się przyjaźnią. Również u Collodiego Pinokio przyjaźni się z Arlekinem.

Wiele mówi się teraz o tym jak będzie wyglądał nasz teatr po pandemii. Na ile się zmieni, na ile będzie inny, jakie będą oczekiwania odbiorców. Jak Pan sądzi, czy wrażliwość dziecka na sztukę też może ulec jakiejś zmianie po doświadczeniu związanym z koronawirusem i czy twórcy będą musieli to wziąć pod uwagę przygotowując spektakle w teatrze lalkowym?

- Trudno mi ocenić, czy przewidzieć jak zmieni się percepcja i wrażliwość naszego odbiorcy. Mam nadzieję, że wkrótce jakieś badania wykażą, że podczas epidemii wzrosło czytelnictwo wśród dzieci. Jeśli tak będzie, to już mamy gwarancję podwyższenia stopnia uwrażliwienia na piękno. Gorzej jeśli większość dzieci uciekła przed szkołą on-line w tępą rozrywkę, gry, aplikacje, portale prezentujące agresję lub gloryfikujące głupotę pokazaną na wszelkie możliwe sposoby. Bo to mogłoby w dużym stopniu przytępić dziecięcą wrażliwość i uzależnić od rozrywki, którą można zawsze porzucić jak popsutą zabawkę i poszukać innej, łatwiejszej.

U Collodiego Pinokio też uciekał w rozrywkę, ale pierwsza ucieczka ze szkoły przyprowadziła go jednak do teatru. I tego byśmy sobie życzyli, żeby młody widz jeśli już przed czymś ucieka, to żeby uciekał do teatru, w teatr. I żeby przyprowadził rodziców. Żeby wszyscy mieli tę chwilę odpoczynku od nudnej i trudnej rzeczywistości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji