Artykuły

Nie czekam na cud, kręcę serial na YouTubie

- Ze stanu epidemii nauczyłam się wyciągać to, co dobre, np. że ludzie nie potrafią żyć bez kultury. Stała się masowa, dostępna za darmo, na jedno kliknięcie. Pytanie, ilu jej odbiorców zostanie z nami, gdy trzeba będzie za nią płacić? - mówi Agnieszka Przepiórska w Olivii.

AGNIESZKA: Kiedy wybuchła pandemia, byłam w dobrym momencie zawodowym, świeżo po premierze monodramu "Ginczanka. Przepis na prostotę życia". Na festiwalu Teatroteka Fest zdobyłam główną nagrodę. Miałam zaplanowane występy na różnych przeglądach. W Teatrze Nowa Łaźnia w Krakowie 6 marca zagrałam ostatni spektakl, kilka dni później teatry zamknięto. Jak wszyscy znalazłam się w sytuacji nieprzewidywalnej. Mój wpis na FB, że zostaję bez środków do życia, był bardzo emocjonalny. Zadziałałam impulsywnie i dostałam po głowie. Czułam, że nasza izolacja to będzie maraton. Zostaliśmy bez zabezpieczenia finansowego. Nie pracuję na etacie w teatrze, zdjęcia na planie "Barw szczęścia", w których czasami gram, wstrzymano. Mąż jest perkusistą, gdy nie jeździ w trasę, nie zarabia. Na szczęście pracuje na uczelni muzycznej. Teraz sytuacja się normuje, wróciły zdjęcia do seriali. Ale w marcu byłam w martwym punkcie. Emocje ogromne. I włączył się zwyczajny ludzki lęk. Straciłam życie, na które ciężko pracowałam i które, mimo kredytów, było dość komfortowe. Szło do przodu, mieliśmy z mężem wiele planów.

Nie spodziewałam się, że mój post na FB odbije się tak szerokim echem. I spadnie na mnie taki hejt. Patrząc na nas, ludzie widzą garstkę artystów, którym się powodzi. I oceniają nas przez ten pryzmat. Tymczasem większość aktorów pracuje w teatrach, nie zarabia w serialach czy reklamach. Nie ma z czego odłożyć pieniędzy na czarną godzinę. Te komentarze były jak kubeł zimnej wody. Ostudziły emocje. Zrozumiałam, że narzekaniem nic nie zdziałamy, a znielubimy siebie, będziemy na siebie wrogo patrzeć. Nie tędy droga. Daleka jestem od hamletyzowania, nie ma co narzekać, trzeba wziąć się wgarść i działać. Tak pojawiła się myśl o serialu nadawanym na YouTubie. Nazwaliśmy go "W związku z zaistniałą sytuacją". Pierwszy odcinek poszedł w kwietniu. Monologi pisze Zośka Papużanka, pisarka z Krakowa. Projekt poparł Bartosz Szydłowski, dyrektor krakowskiego teatru Nowa Łaźnia, i przyjął na stronę teatru. Co środę i piątek zawieszamy odcinek premierowy. W serialu, który nagrywam sama we własnym domu, gram zwykłą kobietę w czasie pandemii. Bywa, że na drugim planie przemkną domownicy albo pies.

Ze stanu epidemii nauczyłam się wyciągać to, co dobre, np. że ludzie nie potrafią żyć bez kultury. Stała się masowa, dostępna za darmo, na jedno kliknięcie. Pytanie, ilu jej odbiorców zostanie z nami, gdy trzeba będzie za nią płacić? Plusem było moje wejście w świat nowych technologii. Miałam Instagram i FB już wcześniej, ale teraz uczę się ich intensywnie i sprawia mi to radość. Najtrudniejsze jest poczucie osamotnienia. Jestem wolnym strzelcem. Nie mam wsparcia, jakie niosą sobie ludzie pracujący w zespołach. Moja walka o trwanie w zawodzie jest więc ostrzejsza. Plan na życie po koronie? Wychodzenie z długów. Musimy tę pandemię przeczekać w zdrowiu. Wokół nas ciągle umierają ludzie. Dlatego nie skarżę się, zachowuję umiar w marzeniach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji