Artykuły

Aleksandra Konieczna: Wszystko, czego nie wiecie

Aktorka udowodniła, że pięćdziesięcioletnia kobieta może być piękna i potrzebna dla świata filmu. Sława jej nie zmieniła. - Wiem, że wszystko w życiu ulega zmianie - mówi. Napisała książkę o sobie. Właśnie pozwoliła innym zajrzeć do swojego życia, pokazać siebie. Na własnych warunkach.

Aleksandra Jarosz: Skąd pomysł na książkę "Anyżowe dropsy"? - Nie wiem. To był strzał intuicji, może potrzeba wyrażania siebie poprzez mówienie własnymi słowami. Poczułam wewnętrzy przymus: pisz. Chciałam opisać jeden rok z mojego życia. Od 7 marca 2019 r. do 7 marca 2020 r., zatrzymać ten fragment czasu. - Z każdym rozdziałem otwiera się jakby nowa szkatułka z informacją o pani, poprzez słowa klucze. Na pierwszym miejscu - oczy... - Pomyślałam, że oprę zapiski na konstrukcji oczu - "oczy otwarte, oczy zamknięte" - bo oczy aktorki są szczególnie ważne: łapane w różnym ujęciu. Mają również znaczenie metaforyczne. Widzieć to mieć świadomość, nie widzieć to nie mieć świadomości.

 Kiedy lubi mieć pani oczy szeroko otwarte?

- Otwieram oczy, kiedy jestem w moich rolach, wiem co i jak mam grać. Otwieram oczy na piękno przyrody, sztuki. Kocham też piękno w ludziach, a to dla mnie uczciwość i empatia, potrzeba dawania w ramach świadomości tego, co można dać. Ale też wzrusza mnie kicz, np. sztuczne kwiatki na stacjach benzynowych, dzieło artysty niedoskonałego.

 A kiedy je pani zamyka?

- Kiedy muszę patrzeć na rzeczy przykre, mieć świadomość wielu zdarzeń, kiedy nie wytrzymuję, kiedy wiem, że nie podołam. Wtedy uciekam w zabawy w nieświadomość, w relaksację.

 A pani czuje się piękna?

- Czuję się przede wszystkim plastyczna i elastyczna, bo w zawodzie aktorki to jest ważne.

 Na czerwonym dywanie wygląda pani pięknie.

- To też są role. Jestem tego świadoma. To jest zabawa, taki układ między mną a resztą. Lubię to, czuję wtedy przyjemność, bo jestem dobrze zaopiekowana, szczególnie przez Tomasza Ossolińskiego, guru mody i mojego przyjaciela, który projektuje dla mnie suknie. Wchodzę w rolę księżniczki. Zazwyczaj gram postacie dużo starsze, niedoskonałe. Często gdy idę ulicą bez makijażu, ludzie mówią: O. Jezu. lepiej pani wygląda niż Honoratka z "Na Wspólnej". Ale na co dzień nie czuję się gwiazdą, czuję się przede wszystkim aktorką. Lubię mieć sprawę do zagrania.

 Pisze pani, że na osiem ról przypada jedna kobieca...

- A pracy dla dojrzałych pięćdziesięcioletnich aktorek prawie nie ma. Myślę, że ja miałam szczęście.

 "Czekanie" to kolejne słowo klucz o pani.

- W książce użyłam porównania do Penelopy, żony Odysa. Pomyślałam, że gdybym tyle czekała i tylko czekała, stałabym się bezużyteczna. Dlatego nie mogę powiedzieć o sobie, że na coś czekałam. Cały czas grałam. Sukcesem było dla mnie to, że miałam pracę, w dodatku w dobrych teatrach, że mogłam sama się utrzymać, zapewnić byt córce. Wśród aktorów jest naprawdę duże bezrobocie. Nie spodziewałam się natomiast, że mając 50 lat zagram role, które przyniosą mi trzy statuetki "Orłów". Tak się zdarzyło, ale równie dobrze mogło do mnie nie przyjść.

 Byt taki moment, że pomyślała pani: "jestem królową życia"?

- Nie (śmiech). Po moich życiowych doświadczeniach, zawodowych, prywatnych, nigdy nie odczułam takiego stanu. Wiem, że wszystko w życiu ulega zmianie, nie ma co przywiązywać się do swojej pozycji. Dobrze przypomniała nam o tym pandemia. Dla mnie nic się nie zmieniło, poza bywaniem na czerwonym dywanie.

 Która rola wżyciu prywatnym i zawodowym jest dla pani najważniejsza?

- Jeśli chodzi o film, to są to wszystkie role, za które otrzymałam "Orły". A w życiu jestem przede wszystkim matką. Dzięki tej roli czuję się spełniona, czuję swoją tożsamość. Przez córkę kontynuuję się. I wiem, że pozostawię kogoś na świecie. Ona jest lepszą wersją mnie.

 Lepszą, czyli jaką?

- Ma młodszy organizm, umysł, może zdecydowanie więcej niż ja. Jest naturalnie piękna, młodzieńczo mądra, nie podoświadczana tak mocno przez życie. Jeszcze wszystko przed nią. Zadziwia mnie poczuciem humoru, głębią postrzegania.

 Jest jeszcze słowo miłość? Pani partner to też bohater książki...

- Mieszkamy razem, doświadczamy razem, jesteśmy. Nie mogłam go pominąć.

 Cierpliwy, wyrozumiały, znający pani emocje...

- Czytałam mu fragmenty, autoryzował je. Nie jest związany z show-biznesem, więc chce zachować anonimowość. Jest dość suwerenny. I tak jest nam dobrze. Nie wszystko na sprzedaż.

 W kilku zdaniach zamyka też pani doświadczenie życia w rodzinie alkoholików.

- Świadomie nie drążę tego dramatu w książce, ale wiem, że jest to historia, która miała wpływ na moje życie.

 To jest już przepracowany temat w pani życiu?

- Tak, przeszłam kilka terapii, w tym DDA. czyli dla Dorosłych Dzieci Alkoholików...

 Czuje się pani w życiu na najlepszym etapie...

- Pandemia zmiażdżyła wszystko, nie mogę więc powiedzieć, że na tym etapie czuję się szczęśliwa. Odwołano kilka ważnych dla mnie filmów. Jestem szczęśliwa, że nie jestem sama na tym etapie życia, bo to jest bardzo ważne. O wiele gorzej znosiłabym pandemię, będąc sama. Natomiast nie czuję się dobrze bez pracy, bez kina, które ponosi ogromne straty.

 Ale pisze pani w książce, że Bóg panią lubi...

- Mam taki rodzaj wiary, że to niekoniecznie skończy się dla mnie dobrze, ale skoro tak, to przecież Bóg wie co dla mnie dobre. Nie wierzę, że zostanę uratowana, tylko staram się wyczuwać wolę boską. To nie znaczy, że to zawsze będzie dobry scenariusz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji