Artykuły

Doppelgänger. Rozmowa z Sandrą Szwarc

- To, co najbardziej mnie uderza, to jak pewien rodzaj emocjonalnej agonii pojedynczego człowieka udzielił się nam wszystkim. W Smoleńsku zginęło przecież dziewięćdziesiąt sześć osób, ale przede wszystkim - zginął brat bliźniak Jarosława Kaczyńskiego. To jego widzimy na czele pochodów co miesiąc, to jego brat jest na ustach i sztandarach. Oczywiście, w pewnym sensie jako ówczesny prezydent RP Lech był najważniejszą osobą na pokładzie tego samolotu, ale moim zdaniem to nie dlatego jego tragedia porusza nas najbardziej. Myślę, że to kwestia niesamowicie namacalnego i niewyobrażalnego w swojej skali cierpienia jego brata - Justynie Jaworskiej opowiada Sandra Szwarc.

Justyna Jaworska: Czy to prawda, że bliźnięta przechodzą żałobę inaczej?

Sandra Szwarc: Bliźnięta jednojajowe cały czas są zagadką - posiadają niemalże identyczny genotyp, można więc powiedzieć, że są naturalnymi klonami. Rozdzielone bliźnięta, nieświadome obecności tego drugiego bliźniaka, często podejmują identyczne wybory życiowe, w co trudno oczywiście uwierzyć - nie są to tylko kwestie wyboru zawodu czy zainteresowań, ale rzeczy tak drobiazgowe, jak wybór tych samych imion dla własnych dzieci. Nauka zna też wiele przypadków, w których bliźnięta rozdzielone po porodzie, nie wiedząc o sobie nawzajem, całe życie odczuwają pustkę, której nie mogą uzasadnić, brak jakiegoś ważnego elementu w sobie. Tak samo jest, kiedy tylko jedno z bliźniąt przeżywa poród - tacy "bliźniacy bez bliźniaka" mówią między innymi o uczuciu braku, często wyczuwają też czyjąś obecność przy sobie (chociaż mogą nie wiedzieć o tym, że kogoś takiego w ogóle posiadali - na przykład dopiero po latach dowiadują się, że stracili rodzeństwo przy porodzie). Philip K. Dick twierdził, że śmierć jego bliźniaczki wpłynęła na kształt jego pisania, Elvis Presley całe życie czuł obecność swojego brata Jesse i twierdził, że jego pragnienie "życia za dwóch" właśnie z tego wynika, o podobnym doświadczeniu wspominał Liberace. Żałoba między bliźniętami jest więc zjawiskiem na tyle wyjątkowym, że może odbywać się niejako poza świadomością. Natomiast bliźnięta, które tracą bliźniaka w dorosłym życiu, odczuwają często poczucie winy ("dlaczego on czy ona, a nie ja?"); także fizycznie czują, jakby jakaś część nich umarła.

W eseju Freuda "Niesamowite" jako przykład niesamowitości pojawia się sobowtór, doppelgänger. Stąd tytuł sztuki?

Myślałam raczej o wierzeniach ludowych i postaci tak zwanego ducha-bliźniaka żyjącej osoby - sobowtóra, którego ujrzenie miało zwiastować śmierć. Doppelgänger może też udzielać złośliwych rad i sprowadzić człowieka na manowce, zasiać w umyśle jakąś niepewność. Zależało mi na połączeniu tej figury z postacią zmarłego bliźniaka, z którym można "wejść w dialog".

A dlaczego tytuł ma być przełamany w zapisie? Żeby podkreślić zstępowanie bohatera w dół, do grobu?

Mniej więcej w połowie pracy nad tekstem odkryłam, że gdy rozdzielę słowo Doppelgänger pojawia się w nim także angielskie "anger", czyli gniew. Było to dla mnie niezwykle istotne odkrycie. Oczywiście sama forma tytułu miała ilustrować pewnego rodzaju zapadanie się, jakiś moment osunięcia się postaci w inny rodzaj świadomości, osunięcie się nie tylko w żałobę, ale też w szaleństwo.

Czy dobrze słyszymy w tym tekście "Bramy raju" Andrzejewskiego?

Chyba muszę rozczarować. Moją główną inspiracją była antropologia, a konkretnie "Proces rytualny Turnera", w którym autor szczegółowo opisuje paradoksy związane z bliźniactwem w rytuałach Ndembu. Bliźniactwo bowiem rodzi paradoks, że coś fizycznie dwoistego jest strukturalnie pojedyncze i że coś mistycznie jednego jest empirycznie podwójne. Turner pisze o sposobach radzenia sobie społeczeństw afrykańskich z tym dylematem - jednym jest zabicie jednego albo obojga bliźniąt, innym usunięcie bliźniąt z ram pokrewieństwa przez nadanie im specjalnego statusu, często połączonego z atrybutami sakralnymi. W innych społeczeństwach bliźnięta pełnią funkcję pośredników między zwierzęcością a boskością. Są jednocześnie czymś więcej niż ludzie, ale też czymś mniej. Motyw bliźniąt, które sprawują istotne funkcje, przewija się też przez większość mitologii; wydaje się, że nie chodzi tutaj wyłącznie o metaforyczne zilustrowanie dualizmu świata, ale właśnie dostrzeżenie pewnej boskości bliźniactwa, predestynacji do "czegoś więcej". Innym tropem był Hamlet - obraz ducha, który przychodzi do głównego bohatera i zdradza mu tajemnicę zza grobu, przez co zmienia los wszystkich żyjących, był chyba w ogóle pierwszym impulsem do napisania tego tekstu.

Zastanawialiśmy się, czy to jest sceniczne jako monodram. Jaki pomysł na czytanie miał Jacek Poniedziałek?

Czytanie w reżyserii Poniedziałka, zresztą świetne, miało inscenizacyjnie ascetyczny charakter - Adam Ferency jako Witold, otoczony lustrami ze wszystkich stron, siedział odwrócony plecami do widowni, natomiast po obu stronach sceny na ekranach wyświetlał się na bieżąco tekst dramatu. Dzięki tym zabiegom treść stała się głównym bohaterem. Sama interpretacja była niezwykle emocjonalna, Ferency utrzymywał widownię w ogromnym skupieniu - co jest nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę fakt, że nie miał kontaktu wzrokowego z publicznością.

Co do sceniczności Pisząc "Doppelgängera" w ogóle nie myślałam o nim jako o monodramie, byłam później nawet zdziwiona, że tekst jest tak odbierany, zwłaszcza że w moim odczuciu osób mówiących, a może raczej "głosów wewnętrznych" jest więcej. Nie znaczy to też, że "Doppelgänger" monodramem nie jest - z formalnego punktu widzenia chyba nie można go nazwać inaczej.

Muszę tutaj wspomnieć o pierwszej próbie odczytania tekstu w reżyserii Krzysztofa Czeczota, która odbyła się podczas finału konkursu dramaturgicznego Strefy Kontaktu. Na scenie najpierw pojawił się jeden Witold mówiący do mikrofonu, potem pojawił się następny, ubrany tak samo, w masce na twarzy; słowa wygłaszane przez nich obu zostały nagrane i zapętlone; na koniec prezentacji pojawił się cały tłum Witoldów. A wszystko to na tle akompaniamentu do pieśni "Der Doppelgänger" Schuberta. Myślę, że dosyć dobrze przedstawiało to mój sposób myślenia o tej sztuce.

No dobrze, a tak naprawdę chodziło pani o fenomen bliźniąt czy jednak o wydarzenia sprzed ponad siedmiu lat?

Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Kontekst smoleński i cała sytuacja, jaka wskutek tej katastrofy powstała, cały ten antagonizm i polaryzacja nie interesowały mnie bardziej niż każdego innego mieszkańca naszego kraju (czyli interesowała mnie bardzo). Niezależnie od tego w polu moich zainteresowań pojawił się temat bliźniąt. W pewnym momencie te dwa obszary po prostu się spotkały. Obecnie już nie potrafię patrzeć na sprawę smoleńską, nie widząc w niej jednocześnie tragedii narodowej i tragedii jednego człowieka. To, co najbardziej mnie uderza, to jak pewien rodzaj emocjonalnej agonii pojedynczego człowieka udzielił się nam wszystkim. W Smoleńsku zginęło przecież dziewięćdziesiąt sześć osób, ale przede wszystkim - zginął brat bliźniak Jarosława Kaczyńskiego. To jego widzimy na czele pochodów co miesiąc, to jego brat jest na ustach i sztandarach. Oczywiście, w pewnym sensie jako ówczesny prezydent RP Lech był najważniejszą osobą na pokładzie tego samolotu, ale moim zdaniem to nie dlatego jego tragedia porusza nas najbardziej. Myślę, że to kwestia niesamowicie namacalnego i niewyobrażalnego w swojej skali cierpienia jego brata. Nie można obok takiego cierpienia przejść obojętnie, ono wciąga, jest zaraźliwe, a prowadzi do szaleństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji