Testament Walusia, czyli "Do piachu" w Teatrze na Woli
HASŁO: Tadeusz Różewicz w informatorze Lesława Bartelskiego "Polscy pisarze współcześni" zawiera charakterystyczną notę: "poeta, prozaik, eseista, scenarzysta filmowy". Tymczasem najszerzej sferę twórczości autora "Kartoteki" określa nie wymienione przez informator - dramatopisarstwo. Można by się natomiast wadzić o to, w jakim stopniu Różewicz - poeta zapowiedział Różewicza - dramaturga.
Ale cofnijmy się do końca lat pięćdziesiątych. Zresztą niech powie sam pisarz:
"Kiedy w roku 1957 zacząłem myśleć o "Kartotece", nie myślałem o teatrze, o publiczności, o reżyserach, o aktorach. Koncepcja tej sztuki narodziła się z bezkompromisowej postawy wobec współczesnego teatru. Dopiero w czasie dalszego pisania (kiedy zarysowały się możliwości realizacji teatralnej) zacząłem pewne elementy tej sztuki adaptować dla teatru. W rezultacie "Kartoteka" została napisana na zasadzie pewnego kompromisu z "teatrem".
Wspomnianym kompromisem okazał się główny bohater. Początkowo całkowicie bierny - miał być "tylko" tematem dialogów, które ilustrowały kartotekę jego życia. I dopiero ulegając presji sceny, twórca wprowadził rozmaite typy działań bohatera.
Rzecz znamienna, Różewicz już przy dramaturgicznym debiucie akcentował potrzebę zmian formalnych. Zostanie temu wierny. A będzie i tak, że prowokacyjne innowacje struktury sztuk zdominują swoim pół-żartem, pół-serio ważkie treści. Bohater "Kartoteki", ocalały z pogromu czasu wojny, nie umie (nie chce) wierzyć słowom-ideałom, że dobro... że miłość... W 1945 r. poeta napisał wiersz - manifest "Ocalony":
Szukam nauczyciela
i mistrza
niech przywróci mi wzrok
słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie
rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło
od ciemności.
Tragizm człowieka, któremu historia zburzyła kartotekę, jest jeszcze boleśniejszy. Mijają lata. Rozrachunek z czasami pogardy nie kończy się. W "Kartotece" straszy quasi-porządek norm etycznych, quasi-stabilizacja.
Do tych strachów Różewicz dramaturg wciąż wraca. Parze postaci ze sztuki "Świadkowie" śni się... szafa. Ci biedni reprezentanci "naszej małej stabilizacji" już nie marzą o odnowie. Boją się tylko utracić władzę nad rzeczami. Co prawda Ewa, bohaterka "Wyszedł z domu" przeżywa swoisty renesans. Lecz finalne misterium natury, podnosząc prawo witalności, jest tragifarsowym gestem obrony aktu urodzin. Groteskowy obraz świata, który człowieczeństwo redukuje do fizjologii, musi niepokoić. Zresztą monstrum macierzyństwa, Witkacowski kobieton, czyli "stara kobieta wysiaduje", odsłania całą pustkę fizjologicznych kulis naprawy świata: "(...) byłam już wszystkim, i Namiestnikiem, i Sartrem, i Świętą Krową, i zwykłą siedmio pudową przekupką, w którą chciał się wcielić diabeł z "Biesów", ale teraz nie mam czasu, a te głupstwa, teraz wysiaduję, siedzę na jajach (...) muszę rodzić bez przerwy". Lansowany i kompromitowany jednocześnie biologizm określa istotną sferę moralnych perspektyw Różewiczowskich sztuk. Nie tłumaczy jednak wprowadzanych realiów. Zwłaszcza, że autor lubi (znaczy to, że i nadużywa) język prawie kosmologicznej metafory.
I oto niespodzianie Tadeusz Różewicz przemówił innym głosem. W lutowym numerze "Dialogu" ukazał się tekst "Do piachu", a już w kwietniu dramat wystawił warszawski Teatr na Woli. Sam pisarz wskazał tylko ślad pewnych wątków ("odgrzebałem pewną historię, którą zacząłem pisać: w 1948 r., a potem w 1955 r. "Latryna" i "Głupi Waluś").
Kim jest bohater "Do piachu" - Waluś? Głupol. Mały człowieczek, który do końca nie zrozumie okrutnych zasad żołnierki. Różewicz snuje przed nami smutną wojenną przypowieść. W partyzanckim oddziale AK Waluś spotyka uczciwych i oszustów. Jest jeszcze Komendant. On musi rozstrzygnąć Walusiowy los, wysłuchać reform Ułana, które wzmacniają autorytet władzy dzięki... latrynie, zorganizować wykład na temat niebezpieczeństwa komunizmu. Piętrzą się rozmaite racje. Lecz ginie tylko Waluś, biedny nieudacznik, który zawierzył wojennym rabusiom Buremu i Markowi.
Tadeusz Łomnicki, reżyser spektaklu, trafił w przejmujący ton "Do piachu". Ostro wydobył plebejski nurt partyzantki AK. Zwraca uwagę inscenizacja antysowieckiego odczytu podchorążego Kilińskiego. Towarzyszą temu sowizdrzalskie riposty słuchaczy. Z boku, ze środka i z głębi sceny idą partyzanci.
Ale Łomnicki nie monumentalizuje Różewiczowskich wizji. Wprost przeciwnie. Cała strategia walki cichnie wobec absurdu Walusiowej tragedii. Niepostrzeżenie buda-areszt Walusia wyrasta ponad ówczesne sojusze polityczne. Andrzej Golejewski trafnie akcentuje naiwną wiarę bohatera. Ma w sylwetce coś z pokory ludowego świątka. (Pomaga mu w tym dobrze zakomponowana scenografia Wojciecha Zembrzuskiego).
Łomnicki w programowym słowie od reżysera oświadczył:
"Dziury w niebie nie będzie, jak jednego kpa zabiją" - powiada Wojtek Gwizdała w Sienkiewiczowskim Bartku zwycięzcy. Nieprawda. Jest dziura i to wielka. Dlaczego? Na to pytanie niech odpowie teatr."
Odpowiedź Teatru na Woli wnosi autentyczne przerażenie nie kończącymi się granicami ludzkich okrucieństw.