Artykuły

Bo to jest teatr

Bardzo powoli dociera do mnie, że wszystko, co przeżyłam jako aktorka, odchodzi w przeszłość być może bezpowrotnie, w każdym razie trzeba się z tym liczyć. Określenie „liczyć się" ma tu wielki sens, bo dotyczy to też zarobków. Więc może to jest właśnie czas na to, żeby napisać coś o aktorstwie

Bardzo powoli dociera do mnie, że wszystko, co przeżyłam jako aktorka, odchodzi w przeszłość być może bezpowrotnie, w każdym razie trzeba się z tym liczyć. Określenie „liczyć się" ma tu wielki sens, bo dotyczy to też zarobków. Więc może to jest właśnie czas na to, żeby napisać coś o aktorstwie - pisze Joanna Szczepkowska w Rzeczpospolitej. 


Zawód nazwany wolnym ma to do siebie, że jest jak podróż w nieznane, także pod względem finansowym. Jest czas, kiedy zadanie przynosi sumy imponujące, jest czas, kiedy zarabia się poniżej przeciętnej krajowej albo po prostu nic. Często w dobrym momencie ulega się złudzeniu wysokiego statusu i nagle w czasie pustym nie starcza na czynsz. Ta huśtawka zarobków sprowadziła na manowce niejedną gwiazdę Hollywood.


Aktorzy żyją nadzieją. Gdyby nie ona, wielu zrezygnowałoby z zawodu. Jest to jednak jedyne chyba zajęcie, gdzie nawet podeszły wiek może działać na korzyść. Niejeden aktor przysypiał w teatralnym bufecie, gdy nagle jego zmęczona i podstarzała twarz zainteresowała producentów. Często wyzwalał się przy tym niedoceniony talent. Ta właśnie nadzieja trzyma w zawodzie wielu aktorów żyjących poniżej swojego potencjału.


Piękne, inteligentne kobiety, które mogłyby robić inne kariery zawodowe, mężczyźni pełni życia i talentów, decydują się na mierną codzienność wiedzeni nadzieją. Oczywiście, ta codzienność jest bardzo niecodzienna. Samo środowisko, zwłaszcza w mniejszych miastach, tworzy społeczność, którą można nazwać rodzinną. Towarzyszą jej niecodzienne emocje. Czasem wielkie - nawet jeśli dotyczą małych spektakli.


Aktorzy żyją nadzieją. Gdyby nie ona, wielu zrezygnowałoby z zawodu

Dzisiaj to wszystko pozostaje w zawieszeniu. Do wszystkich emocji związanych ze sztuką teatralną doszło poczucie ryzyka, które zaburza istotę teatru, a więc wspólnotę przeżycia. Czy to powróci? Czy powróci ta wielka stawka, o którą walczymy w teatrze, jakby chodziło o Życie, a nie o jego iluzję? Myślę dzisiaj o teatralnym aktorstwie, o aktorach, którzy przeżyli swoje kariery w wielkiej sławie, a o których mało kto już pamięta. A tyle było emocji! Tylko w teatrze przeżywa się ten moment graniczny, tę chwilę przed pierwszym słowem, które może zburzyć albo zbudować. Tylko w teatrze spektakl albo niesie, albo topi aktorów.


Pamiętam spektakl, który nie składał się na próbach, szykowała się katastrofa. Tuż przed pierwszym dzwonkiem zmarł stary garderobiany, postać nierozłączna z aktorami. Oni, przejęci tą wiadomością, zagrali premierę niezwykłą, opisywaną jako wielki sukces. Ta podskórna emocja, która nie miała nic wspólnego z treścią sztuki, uniosła spektakl - to określenie najlepsze z możliwych. Nagle rodzi się duch, który przeprowadza przedstawienie ponad rzeczywistość.


Nigdy nie zapomnę spektaklu, który wydawał się mierny i tak też był odbierany. Aż przyszedł stan wojenny i publiczność nagle zaczęła w tekście odnajdywać aluzje, tak cenne w czasach ostrej cenzury. Od tej pory spektakl był oblegany, widzowie siedzieli na schodach i wszystko, co robiliśmy, nabierało wagi. Aktorstwo przeciętne wydawało się nieprzeciętne, a może po prostu takie się stało.


Bywa tak, że stajemy przed publicznością jak do walki, bo spektakl jest ryzykiem. Może być przyjęty jako skandal, może być wielkim sukcesem, trzeciego wyjścia nie ma. Mało kto wie, jakie były perypetie pierwszego przedstawienia „Mewy" Czechowa. Prapremiera była klęską i wstydem. Pijani aktorzy nie znali tekstu, grali bez wyczucia Czechowskiego klimatu. On sam płakał po tym zdarzeniu. Po pewnym czasie postanowiono jednak zagrać raz „Mewę". Zaczęto inaczej - w skupieniu, tyłem do publiczności, jak misterium. Cisza na widowni była dla aktorów niewiadomą. Mogła oznaczać wrogość albo zachwyt. Kiedy spektakl się skończył, trwała dalej przez kilka długich sekund. Były tym, czym dla oskarżonego czekanie na wyrok. Nagle publiczność wstała i zaczęło się szaleństwo. Dosłownie. Tak właśnie opisywano jej zachwyt. Ludzie wbiegli na scenę, ściskali aktorów, skakali, tańczyli. Zupełnie tak, jakby stawką było życie. Bo to jest teatr właśnie. Niby tylko krótka iluzja, a opłacona zawodami i radością na miarę życia. Obyśmy mogli jeszcze tak płakać i tak się cieszyć. Żeby zawsze nas wiodła nadzieja.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji