Artykuły

Teatr nasz widział ogromny

Wydany przez Państwowy Instytut Wydawniczy tom wspomnień Bohdana Korzeniewskiego obok relacji mówionych zawiera prozę spisaną przez niego u schyłku życia, w latach 80., publikowaną swego czasu w paryskiej „Kulturze". Teksty te potwierdzają opinię Jerzego Timoszewicza, wieloletniego współpracownika autora z redakcji „Pamiętnika Teatralnego", że zamiast zajmować się teatrem, od strony dydaktycznej, teoretycznej ale i praktycznej - jako dyrektor teatrów i reżyser, powinien po prostu pisać - o książce "Było, minęło... Wspomnienia" pisze Krzysztof Masłoń w tygodniku Do Rzeczy.


Robił to bowiem znakomicie, a jego „Pagórek" i „Powrót" Czesław Miłosz jak najsłuszniej wymienia jednym tchem z opowiadaniami Tadeusza Borowskiego jako przykład wybitnej literatury obozowej. Był bowiem Korzeniewski, przed wojną pracownik Biblioteki Narodowej w Warszawie i wykładowca historii teatru w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, więźniem Auschwitz, skąd dzięki interwencji profesora germanistyki UW został zwolniony. W dniu zwolnienia ważył 34 kg.


Po powrocie wrócił do pracy w Bibliotece UW i do działalności podziemnej, współtworząc Tajną Radę Teatralną, z której ramienia wnosił do sądu podziemnego sprawy przeciwko aktorom występującym w jawnych teatrach okupacyjnych i w niemieckich filmach. Rok przed śmiercią, odnosząc się do tamtych wydarzeń w dokumencie wyreżyserowanym przez Ewą Karmańską „Drzewa i ludzie", powiedział m.in.: „Byłem zdania, że należy unikać, i to bardzo stanowczo, słowa »kolaboracja«. Uważałem, że aktorzy, którzy występują w teatrzykach, którzy przyjęli te erlaubniskarty, te pozwolenia niemieckie na granie, popełnili nie zdradę, bo to za duże słowo dla tego zachowania. Jakaż to znowu zdrada? Taka zdrada Niemców nie interesowała! Był to po prostu, według mnie, brak dyscypliny wobec zarządzeń własnego związku. Związek w 1940 r., na zebraniu w lecie - ja nie brałem w nim udziału, bo byłem w Auschwitz - zabronił aktorom uczestnictwa w teatrach jawnych na tej prostej zasadzie, że mogą one nakłaniać do rzeczy nieprzyzwoitych. I rzeczywiście nakłaniały". Następnie zrelacjonował swoją powojenną wyprawę do Krakowa, do sławnej aktorki Marii Malickiej, którą sąd Związku Artystów Scen Polskich ukarał zakazem występowania pod własnym nazwiskiem przez dwa lata, a do tego całkowitym zakazem występów w Warszawie. Tymczasem Ministerstwo Kultury i Sztuki „postanowiło ją wynagrodzić z okazji jubileuszu za to, co zrobiła dla teatru, i słusznie, ale jednocześnie któryś z urzędników przypomniał sobie, że była oskarżona i ukarana w czasie okupacji. Dostała nie Sztandar Pracy, lecz Polonię Restitutę, którą jeszcze w ostatniej chwili jej odebrano. Wobec tego ja z całą świadomością konsekwencji mego czynu pojechałem do Krakowa na uroczystość Malickiej, złożyłem jej życzenia po to tylko, żeby pokazać, że nie prowadzimy żadnej paskudnej walki".


W tej i podobnych sprawach nic jednak nie było oczywiste i nieprzypadkowo Czesław Miłosz, skądinąd niesłychanie wysoko oceniając walory prozy Bohdana Korzeniewskiego, jego działalność środowiskową nazwał „tropieniem czarownic". A efekt tego wszystkiego był taki, że w stanie wojennym i po nim do Korzeniewskiego - jak wspomina jego żona - „ciągnął sznur aktorów, pragnących moralnej akceptacji dla swoich zachowań. Chcieli naśladować swoich niezłomnych poprzedników...". Pamiętamy aktorski bojkot z tamtego czasu i wytupywanie w teatrach „kolaborantów"? No właśnie. Niektórym ta niemożność funkcjonowania zawodowego bez podziału na złych i dobrych, plugawych i szlachetnych pozostała do dzisiaj... Oczywiście tego, co obecnie dzieje się na polskich scenach, Bohdan Korzeniewski nie doczekał. Zmarł w roku 1992, w wieku 87 lat.


W przywoływanym już tutaj filmie o tym, czemu poświęcił prawie całe swoje życie zawodowe, mówił proroczo: „Wiemy, że posiadamy jedno z najpiękniejszych dziedzictw teatralnych, że nasz teatr romantyczny jest jednym z największych teatrów świata. Żaden naród nie stworzył takiego teatru, który o niedoli narodowej mówi z taką przejmującą prawdą jak teatr polski. Jednocześnie jest to teatr, który ucieka się do poezji, aby przemawiać ze sceny do ludzi. Ale najpiękniejsze rzeczy, jakie posiadamy, są właściwie całkowicie dla innych niedostępne. I wkrótce dla Polaków one także będą niedostępne, bo stają się obce". Współczesny obraz sceny polskiej w stu procentach potwierdza tę diagnozę. 


Bohdan Korzeniewski, "Było, minęło... Wspomnienia", PIW, Warszawa 2020


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji