Artykuły

Sierpień w Krakowie

Widma na strychu pamięci Kantora


Najpierw jest mrok słabo rozświetlany nielicznymi reflektorami, padającymi na biedne obiekty. Idę w ich stronę po drewnianym podeście, który niepokojąco trzeszczy. Te dźwięki nakładają się na kapiącą z zepsutego kranu wodę i skrzypienie starych przedmiotów.


Na wystawie Tadeusz Kantor. Widma, którą możemy oglądać w Cricotece, czuję się jakbym chodziła po strychu pamięci artysty, który staje się także moim strychem.


Po raz pierwszy w tak przejmujący sposób zaaranżowano stałą ekspozycję prezentującą dorobek twórcy. Do tej pory w Cricotece podążano za zaleceniami samego Kantora, który pod koniec życia precyzyjnie zaplanował swoje muzeum. Teraz zrezygnowano z chronologii, trzymania się konkretnych motywów, a postawiono na zmysłowy odbiór pochodzących z przedstawień obiektów, kostiumów, przedmiotów najniższej rangi, które odnoszą się do traumatycznych doświadczeń twórcy związanych z obydwiema światowymi wojnami.


Oś owego teatru śmierci stanowi wspominany podest. - Ma on wytrącić widza z dobrej kondycji. Stojąc na nim, jesteśmy obserwowani przez obiekty, które wyłaniają się z ciemności - tłumaczy kuratorka Małgorzata Paluch-Cybulska. A są to maszyny pułapki, maszyny tortur, kulomioty, armaty i wszelkiego rodzaju narzędzia opresji. Niektóre z nich nałożono na prześwitujące siatki. Dzięki wyświetlanych na nich rozmazanym obrazom odnosimy wrażenie, iż po wystawie snują się tytułowe widma. Uruchamiają w nas skrywane głęboko lęki, związane z całkiem współczesnymi zagrożeniami, choć przecież wstawa zaczęła powstawać, kiedy nie mieliśmy pojęcia, że nadejdzie pandemia. Ale to, że ta ekspozycja tak bardzo rezonuje z naszym życiem, świadczy o wielkości i uniwersalności sztuki Tadeusza Kantora.


Zamaskowany teatr


Krakowskie teatry, podobnie jak muzea i galerie, nie poddają się koronawirusowi. W awangardzie najodważniejszych stanął Teatr Ludowy, który dał pierwszą po odmrożeniu instytucji kultury premierę. Nie ukrywam, że na nowohucką scenę szłam z pewnymi obawami, zastanawiając się, jak w reżimie sanitarnymi będzie się oglądało przedstawienia. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, a rozsadzeni w pewnej odległości od siebie widzowie, w maseczkach na twarzach, w skupieniu oglądali spektakl oparty na Solaris Stanisława Lema.


Dla reżysera przedstawienia Marcina Wierzchowskiego powieść stała się jedynie inspiracją do luźno z nią powiązanych rozważań dotyczących tego, jak zamknięcie i związana z nim samotność wpływa na ludzi. Nikt nie dąży tu do poznania tajemnicy cytoplazmatycznego Oceanu, gdyż bohaterowie skupiają się na całkiem realistycznych, prywatnych historiach, rozgrywanych w scenerii nowohuckich mieszkań z czasów PRL-u. Miłośnicy twórczości au-tora Solaris mogą mieć o to pretensje, ale choć Lema tu dość mocno zamaskowano, to spod tej zasłony wyłoniło się ciekawe przedstawienie, zyskujące dodatkowe znaczenia w kontekście izolacji, która nas dotknęła.


Wybitny kontratenor i Capella Cracoviensis


Pan Bóg nierówno podzielił talenty. Jakub Józef Orliński musiał znaleźć się na początku kolejki, bo dostał znacznie więcej niż wszyscy inni. Nie dość, że jest przystojny, nie dość, że doskonale tańczy break-dance, to na dodatek otrzymał w darze głos, który magnetyzuje najbardziej wymagających słuchaczy. Nie bez powodu ten znakomity kontratenor zapraszany jest więc na takie sceny jak Carnegie Hali czy na imprezy rangi Festival d'Aix-en-Provence. Ostatnio odwiedził także Kraków, a konkretnie Łaźnię Nową, gdzie razem z muzykami Capelli Cracoviensis nagrał płytę dla prestiżowej wytwórni Warner Classics. Znajdą się na niej trzy arie Haendla - z opery Partenope, Tolomeored'Egitto i Riccardo Primo oraz Stabat Mater Vivaldiego. Efekt pracy krakowskiego zespołu i kontratenora poznamy w przyszłym roku. Czeska kreska w Bibliotece Kraków


Dla tych, którzy nie mieli szansy w tym roku wybrać się na zagraniczne wakacje, Biblioteka Kraków przygotowała wyjątkową wystawę. Składają się na nią powiększone okładki i ilustracje książek z serii przewodników, zatytułowanych Oto jest... autorstwa czeskiego artysty Miroslava Śaśka. Dzięki nim przynajmniej w wyobraźni możemy udać się do tak pięknych miast jak Paryż, Londyn, Nowy Jork, Rzym, Wenecja i Monachium. Ich ekspozycja dostępna będzie do połowy września w kilku filiach Biblioteki Kraków: nr 3 (pl. J. Nowaka Jeziorańskiego 3), nr 21 (ul. Królewska 59), nr 46 (ul. Limanowskiego 4), nr 53 (os. Stalowe 12) oraz nr 56 (os. Zgody 7). Pochodzący z Pragi Miroslav Śaśek z wykształcenia był architektem, ale zajmował się też malarstwem i ilustrowaniem książek. Po wojnie wyemigrował do Niemiec i przez kilka lat pracował w Radiu Wolna Europa. Międzynarodową sławę przyniosła mu seria albumów-przewodników, którą obecnie oglądamy w Krakowie dzięki współpracy Biblioteki Kraków z Ambasadą Republiki Czeskiej, Czeskim Centrum w Warszawie oraz z Wydawnictwem Dwie Siostry.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji