Artykuły

Kraj. Co oglądamy, czytamy i czego słuchamy w weekend

"Bałagan i nadrealizm w życiu codziennym naszego kraju kwitnie i to jest chyba najtrudniejsze do zniesienia". A żeby było nam trochę łatwiej, sprawdzamy, jak kulturalnie spędzić ten weekend - pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.


Niby nie ma się z czego śmiać – pandemia koronawirusa zatacza coraz szersze kręgi. Sprawa jest poważniejsza niż w marcu, bo teraz zachorowania liczy się w tysiącach przypadków dziennie. Przedwczoraj zmarł kolejny nauczyciel, u którego zdiagnozowano koronawirusa.


Satyra nie śpi


Przemysław Czarnek, zanim zaczął edukować polską młodzież, też się rozchorował, co można uznać za znak Opatrzności. Mimo to odwiedził babcię w szpitalu, przekazując innym przenoszoną przez siebie zarazę. Chciałoby się zażądać „stref wolnych od Czarnka”, gdyby nie to, że eksploatowanie nieszczęsnego tematu „stref wolnych od…” już męczy. Moje ulubione facebookowe Farfotzle skomentowały to tak.


A narastanie pandemii zgrabnie połączyły z tematem grożącej złotówce inflacji – tak.


Już po upadku komuny zapytano jednego z naczelnych satyryków, był to chyba Krzysztof Daukszewicz, co się stanie z polską satyrą i kabaretem, gdy jest już wolna Polska i rządzą „nasi”. Satyryk odpowiedział, że zawsze coś tam się znajdzie. I owszem.


Nie mógł przewidzieć erupcji memów, a właśnie one ten anonimowy, złośliwy, prześmiewczy głos ludu, niekoniecznie wyrafinowany a często dobitny jest dziś najlepszą satyrą. Jak jeden z moich ulubionych memów z ostatnich tygodni, wciąż na czasie.


Miłosz i Herbert piszą do siebie


Zachęcona rozmową z prof. Aleksandrem Fiutem, znawcą twórczości Czesława Miłosza i przyjacielem poety, postanowiłam wrócić do niektórych pism Miłosza, który 40 lat temu otrzymał literacką nagrodę Nobla.


Fantastyczną lekturą jest korespondencja Czesława Miłosza i Zbigniewa Herberta (Zeszyty Literackie, 2006). Poznali się w 1958 r., zaczęli od konwencjonalnie grzecznych listów, ale szybko przeszli na „ty” i pogłębili zażyłość. Miłosz pisał: „Drogi Zbyszku”, a Herbert „Kochany Czesławie”, a nawet „Książę”. Czyta się to świetnie, bo Herbert wywija piórem z fantazją. Oto fragmencik jego listu do Miłosza, bardzo aktualny, choć z 1960 roku: „Bałagan i nadrealizm w życiu codziennym naszego kraju kwitnie i to jest chyba najtrudniejsze do zniesienia. Atmosfera paraliżująca, wszystkie poczynania twórcze toną w ogólnej niemożności”.


Profesor Fiut przypomniał mi też o tomie esejów Miłosza o Fiodorze Dostojewskim („Rosja. Widzenia transoceaniczne”), do którego miał – trzeba przyznać – dość ambiwalentny stosunek jako do Wielkorusa żywiącego niechęć do Zachodu i wręcz karykaturalnego polonofoba.


Miłosz był poetą metafizycznym, głęboko osadzonym w Biblii, tłumaczył Księgę Hioba, Pieśń nad Pieśniami, ale dobrze zdawał sobie sprawę, że żarliwa obrona prawosławia przez Dostojewskiego miała w sobie podwójne dno. Szlachetne postacie (starzec Zosima i Alosza Karamazow, książę Myszkin) nigdy nie wychodziły mu wiarygodnie – co innego wyrzutki społeczne i buntownicy opętani złem, zadający niewygodne pytania (Iwan Karamazow, Swidrygajłow, Stawrogin).


Odnosząc się do Dostojewskiego jako domniemanego pisarza polifonicznego, a więc nowoczesnego, który „słyszy głosy, mnóstwo głosów w powietrzu, ścierających się, wypowiadających sprzeczne idee”, Miłosz napisał tak: „Jego polifoniczność ma jednak granice. Za nią ukrywa się żarliwy wyznawca, rosyjski millenarysta i mesjanista. Trudno o coś bardziej jednogłosowego niż scena z Polakami w »Braciach Karamazow«, płaska satyra nielicująca z powagą tego dzieła. A traktowanie postaci Iwana Karamazowa dowodzi znacznie silniejszego ładunku emocji, niż polifonia pozwala”. 


To zdanie szalenie mi się podoba, świadczy, że Miłosz znał się na muzyce. Bo przecież wystarczy posłuchać ostatniej sonaty Beethovena – c-moll op. 111, aby wiedzieć, że polifonia, nawet tak ścisła jak fuga, absolutnie dopuszcza emocje – i to jakie! No tak, ale to późny Beethoven.


Beethoven w Warszawie – wciąż trwa festiwal


W Filharmonii Narodowej w Warszawie trwa 24. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena, z powodu koronawirusa przeniesiony z kwietnia na październik. Pierwszy raz w historii tego festiwalu wszystkie koncerty można śledzić na bieżąco w internecie, a niektóre można też odtwarzać w następnych dniach. Niestety, nie ma takiej możliwości w przypadku poniedziałkowego recitalu Szymona Nehringa, który - cóż za odwaga - wykonał wspomniane Beethovenowskie opus 111.


Przed nami jeszcze wiele atrakcyjnych koncertów, których warto słuchać, jeśli nie na żywo w filharmonii, to właśnie w sieci na kanale YouTube. W piątek, 16 października, mistrz Jerzy Maksymiuk zadyryguje „Polymorphią” Krzysztofa Pendereckiego i II symfonią D-dur Beethovena.


We wtorek, 20 października, Łukasz Borowicz przedstawi mało znaną operę „Faniska” Luigiego Cherubiniego, której akcja rozgrywa się w lochach, ale uwaga – są to polskie lochy, w których tańczy się poloneza.


Nie można też przegapić festiwalowego finału, 22 października: Aleksandra Świgut gra III koncert fortepianowy c-moll Beethovena, a Sinfonia Varsovia – jego VI symfonię F-dur „pastoralną”.


RuPaul i polska aktorka


A co do oglądania? Niezależnie od świetnego tekstu Mike'a Urbaniaka w „Wysokich Obcasach” o fenomenie RuPaul, obejrzałam jeden odcinek netflixowego talent show „Drag Race. All Stars”.


Nie, RuPaul to nie jest nazwa firmy joint venture z Grudziądza, tylko bardzo poważny komercyjny show telewizyjny, rewia połączona z konkursem na osobowość stand-upową firmowana przez gwiazdora RuPaul.


Kiedyś zjawisko drag queen i drag king nieco mnie szokowało – byłam tylko młodą dziewczyną z prowincjonalnego miasta Warszawy, w którym to zjawisko zaczęło nieśmiało kiełkować jakieś 20 lat temu.


Show RuPaul oglądało mi się fantastycznie (sezon 4), z humorem odbierałam tę silną dawkę kiczu, a co tam – to przecież Ameryka. Najbardziej polecam odcinek, w którym w jury zasiada Jane Krakowski. Jakaż to piękna kobieta, niedościgniony wzór dla wszystkich zawodników konkursu organizowanego przez RuPaul. Nawiasem mówiąc, jest prawie czystej krwi Polką, mimo swojego bardzo amerykańskiego image'u. Teraz to już nie wiem, czy się z tego cieszyć, czy płakać. W każdym razie Krakowski uwielbia RuPaul, jej show i wszystkich uczestników. Więc chyba jednak nie jest Polką.


W weekend także:


W piątek w TV: „Krew na betonie” z Melem Gibsonem, świetny „Prorok” i debiut Krzysztofa Kieślowskiego


Trwa 36. Warszawski Festiwal Filmowy. W Kinotece warto obejrzeć film dokumentalny Tomasza Knittla „Agonia”, w którym śpiewak i instrumentalista Adam Strug wybiera się w podróż po Polsce śladami zanikającej kultury i muzyki chłopskiej (sobota, godz. 16, niedziela, godz. 21).


Od piątku w kinach: nowa wersja „Tajemniczego ogrodu”, reżyseruje Marc Munden; oraz „Sekret bogini Fortuny”, włoski dramat obyczajowy.


Spotkanie z Magdą Działoszyńską-Kossow, autorką reportażu „San Francisco. Dziki brzeg wolności” – transmisja z księgarni Black Woolf w Katowicach w piątek o godz. 19 na Facebooku Nocy Księgarń.


Chigozie Obioma – wirtualne spotkanie z autorem książki „Orkiestra bezbronnych” na Wirtualnych Targach Książki „Apostrof” w piątek o godz. 20.


„Czy ta okładka jest ładna?”. Dyskutują online Emilka Bojańczyk, Mimi Wasilewska i Łukasz Piskorek, graficy pracujący dla Państwowego Instytutu Wydawniczego, sobota, godz. 13.


Festiwal Digital Cultures Imagined Futures „Przyszłości wyobrażone” – filmy, dyskusje, wykłady online przez cały weekend.


Przed wielkim konkursem: recital pianistyczny Kate Liu w Filharmonii Narodowej transmitowany online w niedzielę o godz. 19:30.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji