Artykuły

Wojciech Pszoniak: Nie bywam, ale jestem złośliwy

Z Wojciechem Pszoniakiem byłem zaprzyjaźniony od lat. Jego silną osobowość, tolerancję, ale i trochę złośliwość czuło się w każdej rozmowie. Udzielił mi wywiadu do kolejnej książki. Wystałem mu tekst do autoryzacji w czerwcu, załączyłem też kilka pytań do pogłębienia tego materiału. Pozostała tylko formalność umówienia się na rozmowę. Niestety, aktor niespodziewanie trafił do szpitala. Nie wiedział dokładnie, co mu jest, prosił o telefon za tydzień. Zgodnie z jego sugestią zatelefonowałem za tydzień. Nadal był w szpitalu. Poprosił o rozmowę za dwa, trzy tygodnie. Tak też zrobiłem. Gdy do niego telefonowałem, był już w domu. Ale bardzo słaby. Umówiliśmy się na kontakt w połowie października. Telefonowałem do niego w piątek, ale nie odebrał telefonu - pisze Bogdan Kuncewicz w Tygodniku Angora.


Fragment jednego z ostatnich wywiadów, jakich udzielił Wojciech Pszoniak.


- Uchodzi Pan za wielkiego smakosza życia. Czy to zasługa aktorstwa?


- Na to wpływ miały przede wszystkim bardzo liczne podróże po świecie. One w jakiś sposób wzbogaciły moje menu. Aktorstwo raczej nie. Gdy pracuję nad rolą, to nie mogę ani czytać, ani pisać, ani słuchać jakiejś wyjątkowej muzyki. Jestem z tego wszystkiego wyłączony.


-  Zatem praca nad rolą tak bardzo Pana pochłania, że nie jest Pan w stanie smakować życia, jakim jest na przykład czytanie, pisanie, słuchanie muzyki?


- Tak, ponieważ cały swój wysiłek intelektualny skupiam na pracy nad rolą.


- A kiedy życie najbardziej Panu smakuje?


- To zależy od intensywności życia. Jeżeli bardzo dużo pracuję, to zaczynam cenić sobie izolację, spokój. A jak już naładuję akumulatory, to ponownie mam potrzebę działania. Aktywność wtedy jest dla mnie czymś, co najbardziej mi smakuje.


- W życiu musi Pan mieć swobodę, możliwość dokonywania wyborów, musi się Pan czuć człowiekiem wolnym?


- Aktorzy w Polsce są często urzędnikami na etatach. Czegoś   takiego na świecie nie ma, no może poza Comédie-Française, gdzie są etaty. Etat to wymysł PRL-u, gdzie teatr traktowało się jak taką samą instytucję co fabryka gwoździ czy łożysk. Nie odpowiadało mi to od początku, ale też nie mogłem być aktorem niezależnym, wolnym, który robi, co chce i kiedy chce. Możliwość wyboru daje mi wolność i to sobie bardzo cenię.


- Ktoś kiedyś powiedział, że siłą Pana osobowości i Pana aktorstwa jest to, że Pan ciągle, od 13. roku życia, poszukuje siebie...


- Ja w ogóle nie uważam się za zawodowego aktora. Nie jestem zawodowym aktorem. Aktorzy zawodowi to ci, co robią reklamy, grają wszędzie. Zawodem nie jest praca księdza, poety czy artysty malarza. Zawodem jest na przykład praca chirurga, praca pilota. Chodzi o proporcje intuicji, tego, co człowiek przeczuwa, w stosunku do tego, co musi wiedzieć. Intuicja w każdym zawodzie jest ważna, ale liczy się przede wszystkim wiedza. W sztuce wiedza jest tą dziedziną, która nie szkodzi, ale liczy się przede wszystkim intuicja. Na tej podstawie twierdzę, że nie jestem w ogóle zawodowym aktorem, w przeciwieństwie do niektórych swoich kolegów, takich jak na przykład Piotr Fronczewski, który uważa się za zawodowego aktora. Ja jestem człowiekiem wolnym, bo nie jestem do niczego zobowiązany.


- Aktorstwo niesie ze sobą wiele stresów, depresji. Jak Pan sobie z tym radzi? Alkohol, narkotyki, kobiety, medytacje?


- Nie, nie, to wszystko jest poza mną. W ogóle nie interesują mnie alkohol, narkotyki czy medytacje.


- A więc jak Pan sobie radzi ze stresami? Często, gdy kontaktowałem się z aktorem przed premierą, to widziałem, że mam do czynienia z kłębkiem nerwów, z człowiekiem znajdującym się w innej rzeczywistości...


- To wszystko zależy. Każdy aktor jest inny. Każdy z nas, zarówno bankowiec, jak i lekarz czy pilot, ma stresy i musi umieć nad nimi zapanować.


- Zbigniew Zapasiewicz, w czasie gdy grał Pan z nim w „Garderobianym" na deskach Teatru Powszechnego, powiedział mi, że Pan bardzo długo wyhamowuje po spektaklu...


- To jest kwestia tego, jak głęboko wchodzi się „w sprawę". Gdybym był aktorem serialowym, sitcomowym czy generalnie grającym w produkcjach komercyjnych, to nie musiałbym długo wyhamowywać. Ja jednak „nie produkuję" swoich ról taśmowo, tylko dokonuję selekcji, a potem głęboko w nie wchodzę, dużo z siebie daję i muszę odczekać, żeby wrócić do stanu „normalnego".


- Uchodzi Pan za luzaka, za człowieka z olbrzymim poczuciem humoru, a z drugiej strony za osobnika bardzo poważnego, i mówi Pan, że przez życie można iść tylko z humorem, uśmiechem i powagą. Czy to są zasadnicze drogowskazy w Pana życiu?


- Są ludzie, którzy mają bardzo duże poczucie humoru, są też tacy, którzy mają średnie poczucie humoru. Bywają ludzie pozbawieni poczucia humoru, bardzo poważni i zasadniczy. We mnie jest zarówno poczucie humoru, jak i powaga i zasadniczość. I lubię te cechy w sobie.


- Co jeszcze jest dla Pana ważne w życiu?


- Pasja i poczucie sensu tego, co robię. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym coś robić bez sensu.


- Jeden z Pana kolegów kiedyś powiedział, że jest Pan pozbawiony egoizmu, cechy bardzo charakterystycznej dla aktorów, ale bywa Pan złośliwy. To prawda?


- Nie bywam, ale jestem złośliwy.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji