Artykuły

Mieszkowski zaczyna

- Będę się starał, żeby po dwóch latach już można było powiedzieć: ten facet wypracował formułę, dzięki której do teatru przychodzi publiczność, a aktorzy i pracownicy techniczni identyfikują się z wizją teatru, jaki się tutaj uprawia. Dwa lata to minimum - mówi Krzysztof Mieszkowski [na zdjęciu], nowy dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu w rozmowie z Tomaszem Wysockim z Gazety Wyborczej - Wrocław.

Tomasz Wysocki: Pana nazwisko wśród kandydatów na nowego dyrektora Teatru Polskiego pojawiało się od początku poszukiwań. Ale ofertę dostał Pan dopiero, gdy inni kandydaci odmówili. W dodatku minister kultury długo zastanawiał się nad podpisaniem Pana nominacji. Czuje się Pan niechcianym dyrektorem? Krzysztof Mieszkowski: Nie wiem, czy istnieje formuła niechcianego dyrektora. Oczywiście, można było zaprosić do prowadzenia Teatru Polskiego Petera Brooka, Krystiana Lupę, Wojciecha Pszoniaka czy Andrzeja Seweryna. Tyle że dwaj ostatni z jakichś przyczyn tutaj nie przyjechali. Wstępną propozycję objęcia teatru otrzymałem już w kwietniu. Są oczywiście jakieś marzenia urzędników o potędze, wyobrażenia o tym, kto mógłby być dyrektorem teatru. Dlatego tak długo trwały poszukiwania. Nie mam o to pretensji. Pewnie najlepiej, gdyby dyrektorem Teatru Polskiego został Pan Bóg.

Czy aby urzędnicy nie wykorzystali Pana wieloletniej gotowości do objęcia dyrekcji w Polskim? Moja gotowość była w pewnym sensie teoretyczna, bo urzędnicy mnie nie znali. Nie wiem, czy biorą do ręki "Notatnik Teatralny", czy oglądali mój "Magazyn Teatralny" w telewizji. Nie wiem, czy wiedzą, że byłem w jury najważniejszych festiwali w Polsce, czy oglądali mnie w TVP Kultura i że uczestniczyłem w pracach rady programowej Teatru TVP, i w końcu, że byłem przez rok kierownikiem literackim Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Teatralna "Solidarność" poparła Pana. Co trzeba było obiecać związkowcom za ten gest?

- Złotego mercedesa.

Będzie Pan Jednak musiał zmierzyć się z tą siłą. Ewa Michnik w operze czy Wojciech Kościelniak w Capitolu nie mają dobrych doświadczeń ze związkami. A w Teatrze Polskim "Solidarność" liczy prawie sto osób, na 150 pracowników. Związkowcy pomagają w teatrze czy przeszkadzają?

- Stereotypowa opinia jest taka, że przeszkadzają. Mam nadzieję, że związki będą elementem kreacyjnym i pomogą mi w pracy w teatrze. Do związku należą także artyści. Można powiedzieć, że Teatr Polski jest jedną wielką solidarnością i chciałbym, żeby zamieniło się to w przymierze artystyczno-zawodowe.

Ma pan poparcie Solidarności, ale Związek Artystów Scen Polskich wydał miażdżącą opinię.

- Rzeczywiście, to była ocena jednoznacznie negatywna. Żałuję tylko, że pan Wiesław Hejno nie miał odwagi zaproponować mi spotkania, żeby dowiedzieć się, jakie mam plany jako dyrektor. To typowa postawa dla peerelowskiej mentalności.

W jakim stanie jest teraz Teatr Polski?

- Nie będę w mediach oceniał dyrekcji Bogdana Toszy.

A co jest najpilniejsze do zrobienia?

- Teatr po pożarze został w części odbudowany (widownia i foyer), ale jak każda taka instytucja wymaga doinwestowania. Brakuje sprzętu niezbędnego zarówno do codziennego prowadzenia teatru, jak i do przygotowania spektakli. O finansach teatru wszyscy wiedzą, że są niezłe. To jest 9 milionów i około półtora miliona własnych zysków. Jednak konieczny jest remont Dużej Sceny. To trzeba zrobić jak najszybciej. Remontu wymaga także zaplecze Sceny Kameralnej, gdzie nic się nie zmieniło od 1968 roku, i Sceny na Świebodzkim. Trzeba doprowadzić do stanu, żeby w teatrze można było pracować w optymalny sposób.

Minister kultury i marszałek na przyszły rok też obiecali tak wysokie dotacje?

- Są takie deklaracje. Mecenas ma świadomość, że teatr nie może być źródłem zarabiania pieniędzy w takim rozumieniu, w jakim dotyczy to firm biznesowych. Teatr jest powołany do robienia przedstawień, istotą teatru jest uprawianie sztuki.

A na jakim poziomie była sztuka, którą uprawiano tu przez ostatnie dwa sezony?

Największym wydarzeniem tego teatru za Bogdana Toszy było spotkanie z Ryszardem Kapuścińskim. Ale pojawiły się tu ciekawe przedstawienia, na przykład spektakl Marka Fiedora "Wszystkim Zygmuntom między oczy!!!".

Zupełnie czym innym były imprezy obce, które rozbijały repertuar Teatru Polskiego. Odchodzę od tego. Poza tym została zerwana więź z widzami. Będę starał się na nowo przyciągnąć tutaj tę dawną i nową publiczność. Wierzę, że to się uda.

Jakimi sposobami?

- Nie ma przepisu na sukces w sztuce. Ale są pewne kryteria, które zmniejszają ryzyko niepowodzenia. Do nich na pewno należy wybór właściwych artystów. Jestem jedną z kilku osób, które wiedzą, jaki jest stan reżyserii teatralnej w Polsce. Wiem, kto może być silą, która będzie przyciągać widzów do teatru - młodzi twórcy, ale już z nazwiskami. Na pracę w Polskim cierpliwie czekały Maja Kleczewska i Monika Pęcikiewicz, ale zaczęliśmy od prób "Terrordrom Breslau" Tima Staffela w reżyserii Wiktora Rubina, premieraj uż w połowie listopada. Natomiast Monika Pęcikiewicz będzie robiła "Trzy siostry" z Kingą Preis, Haliną Rasiakówną, Haliną Skoczyńską i Bogdanem Kocą. Próby do niego też już się rozpoczęły. Planowanego wcześniej "Hamleta" zrealizuje Gadi Roll -jeden z najlepszych reżyserów w dzisiejszym teatrze światowym. Maja Kleczewska wiosną rozpocznie przygotowania do "Don Juana". Pojawi się także Mikołaj Grabowski, mistrz, który ma ciągle coś istotnego do powiedzenia. Wystawi "Kroniki stanisławowskie" - swoistą kontynuację Kitowicza. Po dwudziestu latach nieobecności wrócił z Australii do Wrocławia i do Teatru Polskiego wspomniany przed chwilą Bogdan Koca, świetny reżyser i aktor. Bardzo chciałbym, żeby w Teatrze Polskim zadebiutował jako reżyser Krzysztof Dracz. Od kilku lat robi rewelacyjne egzaminy aktorskie w naszej szkole teatralnej. Nie ma powodu, żeby nie spróbował swoich sił w teatrze, w którym się uczył, rozwijał i zdobywał laury.

Jest szansa na to, by dawni aktorzy Polskiego: Krzysztof Dracz, Miłogost Reczek czy Henryk Niebudek wrócili do zespołu Polskiego?

- Będę z nimi wszystkimi rozmawiał. Nie miałem odwagi podjąć dialogu wcześniej. Nie chciałem udawać dyrektora, kiedy nie miałem nominacji. Będą jakieś zmiany w zespole? W teatrze jest na etacie kilkudziesięciu aktorowi jest z kim pracować. Chociaż planuję zatrudnienie nowych artystów. Wrocławski Teatr Współczesny ma mocną pozycję w kraju i znany, doceniany festiwal teatralny. Dla Pana teatr Krystyny Meissner Jest konkurentem?

- Bardziej wartościowy jest dialog prowadzący do współpracy. W Polsce nie może być tak, by teatry walczyły ze sobą, raczej powinny konkurować na płaszczyźnie estetycznej czy repertuarowej.

Kiedy będzie można oceniać Pana dokonania?

We Francji, Szwajcarii czy w Niemczech dyrektora powołuje się na rok przed jego wejściem do teatru. Przez ten czas jest rezydentem, przygląda się pracy, strukturze, ludziom. Tak powinno być i u nas.

Przyszedłem do teatru 1 września, w dniu rozpoczęcia nowego sezonu, który jest przygotowany tak, jak tylko można było to zrobić w tych warunkach.

Teatr to ogromny organizm, skomplikowana maszyneria, która pracuje na bardzo wyrafinowanych emocjach. Jedno jest pewne: dla wszystkich pracujących w teatrze ludzi podstawowym zadaniem jest zrobienie przedstawienia. Ci, którzy uznają, że są ważniejsze sprawy do załatwienia w Teatrze Polskim niż spektakl, nie mają tu czego szukać.

Sam jestem ciekaw, jaka będzie kondycja artystyczna i organizacyjna Teatru Polskiego za dwa lata. Mnóstwo rzeczy jest w trakcie zmian. Wizerunek teatru, jego repertuar będą zależały od remontu Dużej Sceny, który zacznie się w maju, a skończy w październiku. Będę się starał, żeby po dwóch latach już można było powiedzieć: ten facet wypracował formułę, dzięki której do teatru przychodzi publiczność, a aktorzy i pracownicy techniczni identyfikują się z wizją teatru, jaki się tutaj uprawia. Dwa lata to minimum.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji