Artykuły

Ewa Skibińska: Seriale wciąż się kręci. W teatrach też powinny znaleźć się pieniądze na testy

Od soboty instytucje kultury znów są zamknięte. - Teatr to nie tylko aktorzy. Dla pracowników, którzy nie dorabiają w filmie czy serialu, ta sytuacja to groza - mówi Ewa Skibińska, aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie, gdzie trwają próby do "Biegunów" wg Olgi Tokarczuk w reżyserii Michała Zadary. Rozmawia Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.


- Czy teatr na odległość da się sprzedać? - zastanawia się aktorka Ewa Skibińska. W latach 1986-2017 była związana z Teatrem Polskim we Wrocławiu, dziś jest w zespole Powszechnego w Warszawie. Grała w spektaklach m.in. Krystiana Lupy, Jerzego Jarockiego, Jana Klaty, Pawła Miśkiewicza czy Krzysztofa Garbaczewskiego. Znana jest także z seriali ("Ślepnąć od świateł", "W głębi lasu" czy "Artyści") i filmów ("Matka Teresa od kotów").


Witold Mrozek: Jak przyjęłaś informację o ponownym zamknięciu teatrów i kultury w ogóle?


Ewa Skibińska: To strasznie smutna sprawa. Pierwszy odruch to oczywiście porównanie do wciąż otwartych kościołów - nasuwa się samo. To koszmar. Przecież przy zachowaniu dotychczasowych obostrzeń widzowie mogliby nadal przychodzić do teatrów.


Właśnie zeszłam ze sceny. Ktoś krzyknął: „Wróćcie do nas!”, my do nich: „Nie opuszczajcie nas! Wracajcie! Czekamy, przeczekamy!”. Wytwarza się ważna więź z publicznością.


W świeckim kraju teatr to przybytek duchowy. Jest ludziom potrzebny. Powtórzyłabym za Angelą Merkel: kiedy już nic nie będzie, kultura będzie tym potrzebniejsza ludziom.


Z tego wynika, że niektórzy mogą zaspokajać swoje potrzeby duchowe, a inni nie mogą.


- Tak. Ja nadal chodzę na siłownię. Jak to możliwe, skoro są zamknięte? Otóż jestem zapisana na zawody w pięcioboju. Wszyscy, którzy uczęszczają do siłowni z trenerami personalnymi - zostało nas paru - muszą zapisać się na takie zawody i się przygotowywać. To oczywiście fikcja, ale branża zawalczyła, żeby choć coś takiego uzyskać.


Nie jestem zarazem też wolna od myśli, że w teatrze pracują ludzie, których żal narażać, np. aktorzy i garderobiane w wieku, który czyni ich bardziej narażonymi na zakażenie. Ale jeśli tracimy pracę, to stracą pracę wszyscy - garderobiane, inspicjenci i oświetleniowcy także. Oni też opłacani są „od spektaklu”. Dla nich każdy spektakl, którego nie obsługują, to strata. Teatr to nie tylko aktorzy. Dla pracowników, którzy nie mają dodatkowej pracy w filmie czy serialu, ta sytuacja finansowa to groza.


Ty dostajesz coś za odwołane spektakle?


- Dyrektor Teatru Powszechnego [Paweł Łysak] szuka możliwości zapłacenia nam za odwołane spektakle. Jeśli np. zamiast odwołanego „Capri” Krystiana Lupy zaprezentujemy wersję spektaklu online na festiwalu Interpretacje w Katowicach albo pokażemy, też online, „Ronję, córkę zbójnika” na Festiwalu Korczak, to dyrektor może nam za to zapłacić - jak za jeden spektakl poza gołą pensją podstawową.


Nie możemy robić nowego streamingu bez publiczności - nie ma sensu „Capri” Lupy bez publiczności; trudno będzie wyobrazić sobie „Ronję, córka zbójnika” bez reagujących dzieci na widowni - ale ten pokaz akurat się odbędzie.


A próby?


- Jakieś próby w maseczkach cały czas się odbywają. To nasza wspólna odpowiedzialność - nie przerywamy np. prób do „Biegunów” według Olgi Tokarczuk z reżyserem Michałem Zadarą. Aktorzy przychodzą z dziećmi - bo nie mają co z nimi zrobić.


Uważam, że powinny znaleźć się pieniądze na testy - tak jest w serialach. Nie przerywam pracy dla HBO czy dla Polsatu, ale tam się nas codziennie testuje. Idą na to ogromne pieniądze. Żeby kręcić, każdy musi być zdrowy.


Osobne pieniądze powinny znaleźć się też na profesjonalną realizację streamingowanych spektakli. Nie ma sensu namawiać widzów do oglądania nas, jeśli nie jesteśmy profesjonalnie filmowani.


Ale teraz względy artystyczne odchodzą na drugi plan - włącza się wiara w potrzebę teatru u widza. Czy teatr na odległość da się sprzedać? A może trzeba zacząć coś nowego?


W ostatnich tygodniach grałaś dla widowni ograniczonej do 25 proc. pojemności. To robi wam, aktorom, różnicę?


- Widownia jest pewną społecznością. Uczy się siebie i własnych reakcji, dużo nam dając. Ten moment, kiedy po spektaklu stoję na scenie, jestem w kostiumie i zapalają się światła, a my czujemy reakcje publiczności, jest fantastyczny. To, że widzów było mniej, nie miało dla mnie znaczenia. Wielką radością było to, że po prostu byli.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji