Artykuły

Zadania, które mnie trzymają

30 listopada 2020 r. zostanie przyznana Nagrody im. Andrzeja Wajdy. Uroczystość jej wręczenia będzie można obejrzeć na stronie miasta Kraków.



Donata Subbotko: Pan Andrzej zawsze się upierał, że Polska należy do Europy, ale wygląda na to, że może wcale nie. Może z niej wyjdziemy.


Krystyna Zachwatowicz: Ja nie chcę wyjść, pani też nie. Oni chcą. Zabiorą pani paszport, nie będzie pani mogła wyjechać na Zachód, ale tak jak zawsze byliśmy w Europie, tak w niej będziemy.


Ale znowu mamy swoje „Wesele” – to komedia, która trwa, jak pisał pan Andrzej przed jego nakręceniem.


– To przekleństwo nie tylko Polaków, ale też ludzkości. Przy okazji wyborów w Ameryce niektórzy komentatorzy mówili, że to test na idiotów – bo 70 mln ludzi głosowało na Trumpa. A u nas skąd to poparcie dla Dudy i PiS? Nie chcę tego komentować – to naprawdę smutna komedia.


Zniknęła też bezinteresowność. Tadeusz Kotarbiński pisał, że jak ktoś coś robi dla nagrody, to nie liczy się jako coś dobrego. Ale nasza religia na tym jest ufundowana: masz dobrze działać, wtedy będziesz zbawiony i w niebie. Mnie się to nigdy nie podobało. Jeżeli robię coś dobrego, to nie dla nagrody, nie dla siebie, bo to przestaje być szlachetne, staje się cynicznym handlem.


Młodym radziłabym się uczyć, szukać dobrych nauczycieli. Tylko wtedy mogą zyskać niezależność myślenia, patrzeć krytycznie na Kościół i na każdą władzę. Komuna skończyła się 30 lat temu i młodzi niestety nie są świadomi, czym to grozi. Z filmów Barei i Tyma wiedzą, że to było straszne, ale też śmieszne. Nie czują tego ciężaru.


Ale to młodzi są na ulicach. I krzyczą: „Jebać PiS!” na zmianę z: „Wypierdalać!”.


– Widziałam na tych protestach dziewczynkę z napisem: „Uprzejmie proszę wypierdalać”, bardzo mi się podobała. Absolutnie stoję po stronie kobiet i wszystkich protestujących. Choć jestem wychowana w domu, gdzie się nie klęło. Nawet na „psiakrew” ojciec bardzo źle reagował. W Piwnicy pod Baranami też nie używało się takich słów, Krzyś Litwin miał raz śmieszny tekst: „Majster, kurwa, wbił gwóźdź”, ale tylko to przekleństwo pamiętam z 20 lat, co też dużo mówi o tym kabarecie. Mnie się język zepsuł w stanie wojennym, zaczęłam rzucać „kurwami” okropnie. Teraz mam to samo.


Słowa są już zakłamane, więc zostały przekleństwa?


– Moja praca w teatrze to były kontakty częściej z rzemieślnikami, pracownikami technicznymi niż z aktorami. Nie używaliśmy brzydkich słów, nie było potrzeby. Więc to nie chodzi o kulturę czy wykształcenie.


To jest wściekłość wyrażona tak, że już nie mogę nic innego powiedzieć, bo pęknę. Wszystkie inne słowa są już zużyte. Gdybym miała z 60 lat mniej, to też bym była na ulicach z tekturką i napisem „wypierdalać” oczywiście.

À propos języka, w przyszłym roku Muzeum Manggha robi wystawę o kotach. Przy okazji Fundacja Kyoto – Kraków organizuje seminarium na temat słowa „zdechnąć” – chciałabym, żeby znikło z naszego języka. Bo to rzeczywiście słowo dyskryminujące, którym Polacy posługują się, mówiąc o śmierci zwierząt. Zgodzili się wziąć w tym udział: Olga Tokarczuk, Adam Wajrak, Dorota Sumińska, Michał Rusinek i japonista prof. Romuald Huszcza. Język japoński nie rozróżnia śmierci zwierząt i ludzi. Swoją drogą, stosunek do zwierząt w naszym kraju też się bierze w dużej mierze z religii.


Krystyna Zachwatowicz: Andrzej by dziś zrobił ostry film o narodowcach


Dlaczego Nagroda im. Andrzeja Wajdy jest przyznawana za działalność społeczną, a nie artystyczną?


– Nie chcieliśmy jako Fundacja Kyoto – Kraków dawać jeszcze jednej nagrody filmowej. Dla Andrzeja ważna była także działalność pozafilmowa, pozateatralna. Trzy lata temu pierwszą nagrodę jego imienia dostał Jurek Owsiak za to, co robi dla służby zdrowia. Przyjaźniliśmy się z nim, na festiwalu Woodstock Andrzej miał wzruszające spotkanie z młodzieżą, a że to był akurat 1 sierpnia, to i mnie Andrzej wyciągnął na scenę, pokazał jako żywy eksponat z powstania warszawskiego. Po Jurku laureatem został Adam Wajrak za bezinteresowność i walkę o przyrodę. Nawiasem mówiąc, nas też kiedyś poratował, gdy spadła nam do ogrodu na Żoliborzu sroka Kasia, zamieszkała z nami pod czujnym okiem trzech kotów.


W tym roku przyznamy 30 listopada nagrodę Janeczce Ochojskiej, którą zawsze z Andrzejem podziwialiśmy. Henryk Woźniakowski wygłosi laudację, ja coś powiem i Józef Lassota, przewodniczący Rady Fundacji, do tego specjalnie nagramy księdza Adama Bonieckiego i Grzesia Turnaua. Uroczystość do obejrzenia będzie niestety tylko wirtualnie – na stronie miasta Kraków.


Wedle zapisanego w testamencie życzenia Andrzeja jego prawa autorskie przekazałam Fundacji Kyoto – Kraków, więc z tych pieniędzy dajemy co roku stypendia siedmiu młodym reżyserom ze Szkoły Wajdy. A że mieliśmy z Andrzejem dwie zaprzyjaźnione szkoły podstawowe z małych miejscowości – jedna w Rudnikach, druga w Lotyniu – to dwóm ich zdolnym absolwentkom także przyznaliśmy comiesięczne stypendia aż do ukończenia studiów. W tym roku stypendium dostała też maturzystka z liceum plastycznego w Nowym Wiśniczu. Chciałabym wszystko tak uporządkować, zostawić, żeby przez następne lata Fundacja pomagała również wybranym studentom ukraińskim i białoruskim z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.


Filmy Andrzeja zawsze miały związek z tym, co się dzieje w kraju. Przez swoją sztukę brał udział w życiu społecznym, politycznym – w ramach swoich możliwości.


W PRL nie podpisywał protestów politycznych, bo nie daliby mu robić filmów, a słusznie uważał, że jak zrobi film poruszający ważne dla nas tematy, będzie to miało większą siłę niż jego podpis.

Co by dzisiaj robił?


– Myślę, że film o narodowcach. Przed śmiercią żałował, że go nie nakręcił. Może też dlatego, że już Jerzy Kawalerowicz zrobił film o śmierci Gabriela Narutowicza w 1922 r. Andrzej by to zrobił ostrzej. Nie tylko przeciwko nacjonalistom, którzy napadali na Narutowicza, ale także przeciwko intelektualistom, którzy tę hołotę podpuszczali. Dla mnie to też sprawa osobista, bo mój dziadek [Witold Chodźko, ówczesny minister zdrowia] był na otwarciu tej wystawy w Zachęcie, kiedy zamordowano Narutowicza, a mama spóźniła się na jej otwarcie. I zawsze powtarzała, że gdyby się nie spóźniła, to może podbiłaby mordercy rękę. W domu był to rodzaj traumy.


Dzisiaj mi to wszystko wraca, jak widzę tłumy nacjonalistów na ulicach, których w dodatku chwali Macierewicz. Byłam przerażona, kiedy wygłosił przed kamerą akt strzelisty wobec faszystów. Po wyborze Narutowicza na prezydenta z wielkim przemówieniem przeciwko niemu wystąpił gen. Haller – i doszło do tragedii. Zamordowanie prezydenta Adamowicza nie wywołało w PiS żadnego opamiętania. Po śmierci Narutowicza narodowcy też wciąż rośli w siłę, jak dzisiaj. Tego się boję, zwłaszcza że popiera ich nie tylko władza, są przecież fetowani na Jasnej Górze!


O, Jasna Góra na swoim Twitterze uczciła niedawno rocznicę wizyty u nich Himmlera w 1940 r. A w listopadzie, po tzw. marszu niepodległości, ogłosili, że miłość to za mało i czas na przemoc.


– Z paulinami jest problem. Dobrze ich zapamiętałam, gdy protestowali przeciwko pogrzebowi Miłosza na Skałce.


Dzisiaj na Polskę przedwojenną patrzę przez pryzmat książek, głównie „Wyprawy w Dwudziestolecie” Miłosza. Bo to wyprawa w moje dzieciństwo, ale w świat, którego nie znałam. W którym jest tyle antysemityzmu i narodowego katolicyzmu, a ONR jest przyjmowany na Jasnej Górze. Wydawało się, że w tej religii nie ma miejsca na antysemityzm, ale jest – i to bardzo żywy.


Krystyna Zachwatowicz: Straszny błąd wolnej Polski


Pisaliście z panem Andrzejem do bp. Stanisława Dziwisza, żeby nie chować Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Dzisiaj Dziwisz jest oskarżany o tuszowanie pedofilii.


– On jest osobiście odpowiedzialny za pochowanie Kaczyńskiego na Wawelu. Nie mieliśmy nadziei, że nasz list coś zmieni, napisaliśmy tylko, że to niedopuszczalne. Mam gorzką satysfakcję, że to, cośmy wtedy napisali, się sprawdziło – takie decyzje grożą jeszcze większym podziałem wśród Polaków.


W 1982, w stanie wojennym, zagraniczny impresario Teatru Starego załatwił nam wyjazd ze spektaklem do Rzymu. Byłam wtedy w Prymasowskim Komitecie z siedzibą na Piwnej w Warszawie, pomagaliśmy represjonowanym. Przygotowaliśmy w Komitecie duży plik dokumentów: kto siedzi, kogo pobili – żeby to dać papieżowi. Zaryzykowałam, udało się przewieźć, nie miałam rewizji. W Rzymie poprosiliśmy z Andrzejem Dziwisza jako sekretarza Jana Pawła II o indywidualną audiencję, bo mamy dla niego ważne dokumenty. Ale Dziwisz odpowiedział, że nie ma mowy o spotkaniu z papieżem, bo nie mamy ślubu kościelnego.


Święty człowiek. Według niektórych brał łapówki za audiencje u papieża.


– Wszystkie te papiery daliśmy księdzu Adamowi Bonieckiemu, który wtedy był naczelnym „L’Osservatore Romano”, i on to przekazał papieżowi. A po latach, po „Panu Tadeuszu”, byliśmy z Andrzejem na takiej audiencji, już nic nie przeszkadzało.


Za komuny w kościołach często można było się spotkać, działały komitety szykujące paczki dla więźniów itd. Kościół nam pomagał. Ale pamiętam też taką przykrą scenę. W stanie wojennym na konferencję Episkopatu zjechali do Warszawy biskupi. Zrobiłyśmy w Prymasowskim Komitecie spisy podzielone na diecezje: kto gdzie siedzi, kto pobity, chory, potrzebuje pomocy. Poszłam im ten raport rozdać. Siedzę, siedzę, podjeżdżają limuzyny, czekam, żeby do nich podejść, i wie pani co? Tylko dwóch biskupów zechciało raport ode mnie wziąć, reszta mówiła: nie, dziękujemy, nas to nie dotyczy.


Religia w szkołach przez te ostatnie 30 lat to był straszny błąd wolnej Polski. Dlaczego katechetów uczyniono równymi nauczycielom?

Zajęcia z religioznawstwa to potrzebna rzecz: skąd się wzięły religie, dlaczego mają dla człowieka taką wagę... Ale nauczać religii jak matematyki czy gramatyki to absurdalne.


Dlaczego w szkołach nie ma zajęć o Holokauście? To mnie strasznie dręczy, że nie zrobiliśmy tego przez te lata wolności. Czuję, że coś powinnam tu zrobić, a już się nie uda. Kiedy byłam kierownikiem katedry scenografii na krakowskiej ASP, wprowadziłam takie roczne kursy dla studentów, prowadziłam też rozmowy z Ministerstwem Edukacji, żeby to weszło obowiązkowo do szkół średnich – ale teraz?


Przy ministrze edukacji Przemysławie Czarnku, odmawiającym osobom LGBT praw człowieka, inne programy będą tam czynne.


– Przy nim sobie tego nie wyobrażam, chyba tylko jako rodzaj tajnego nauczania. Minister Czarnek ma stalinowskie pomysły edukacyjne – nowe podręczniki ze słuszną ideologią. To mi przypomina szkołę z początku lat 50., z tych lat najgorszych. Ktoś mi przysłał jego wykład w Telewizji Trwam – wystarczy słowo „katolicki” zamienić na „marksistowski”, dokładnie ten sam język. W stalinizmie, jak ktoś powiedział nieodpowiedni dowcip, prezentował inne niż władza stanowisko światopoglądowe, to mógł trafić do więzienia. Teraz także zastraszani są wykładowcy, nauczyciele, studenci, uczniowie.


Krystyna Zachwatowicz: O Kaczyńskim brzydzę się rozmawiać


Pan Andrzej pisał w stanie wojennym w notatnikach, że otworzyły się możliwości dla niezdolnych kolegów. Dzisiaj w kulturze podobnie.


– Jeśli pieniądze z Ministerstwa Kultury miał dostać pan, który napisał „Majteczki w kropeczki”… No tak, to samo, co wtedy. Właściwie mamy taki stan wojenny, nie tylko na ulicach, także jeśli się weźmie pod uwagę te kłamstwa, które nam serwują cały czas.


W 1982 r. Mieczysław Rakowski mówił, że skoro tzw. elity odwróciły się od nas, to sobie zrobimy nowe – i co z tego, że będą to zera, ale może to jest epoka zer, które dodane do siebie stworzą nową wartość. I zrobili sobie swoje elity. Tak samo Kaczyński ma swoje.

Widziała pani te memy z wystąpienia Kaczyńskiego, kiedy wzywał kiboli do obrony przed młodzieżą i kobietami? Dla mnie najlepsze było zestawienie jego z Jaruzelskim – taki sam sposób mówienia, retoryka, gesty.


Kaczyński wystąpił ze znaczkiem Polski Walczącej.


– Wściekłam się. Zadzwoniłam do Ani Trzeciakowskiej, a ona: „Niemożliwe, to na pewno znaczek PiS”. Zadzwoniła do „Pączka”, czyli do Wandy Traczyk-Stawskiej. „Pączek” też się wściekła – bo to nasz znaczek! Napisałyśmy protest, ale co z tego?


Dlaczego go sobie przypiął? Czym pani, powstaniec warszawski, by to wytłumaczyła?


– Z bezczelności, podpinając się pod naszą walkę o Polskę. On się boi – ile tych radiowozów jest koło jego domu!


O Kaczyńskim brzydzę się rozmawiać. Tak samo jak kiedyś, w stanie wojennym, brzydziliśmy się rozmawiać o Jaruzelskim. To było kwestią smaku, jak pisał Herbert. Coś obrzydliwego.


Teraz jestem zrozpaczona, widząc, że policja zachowuje się jak ZOMO w stanie wojennym – bijąc i aresztując. Przecież na początku protestów w Warszawie widziałam, jak policja była oklaskiwana przez protestujących, kiedy przegoniła chuliganów atakujących demonstrację. Co się stało? Kto dał rozkaz do bicia?


Krystyna Zachwatowicz: Dla mnie wszystko trwa już o cztery lata za długo


Mieliście z panem Andrzejem swoje „późne obowiązki”, jak je nazywaliście. Jakie obowiązki zostały dla pani?


– Zadbać o Fundację Kyoto – Kraków, którą powołaliśmy z Andrzejem, gdy w 1987 r. dostał od Japończyków nagrodę Kyoto. To były wtedy niewyobrażalne pieniądze – oczywiste było, że nie weźmiemy tego do kieszeni, nie zbudujemy sobie willi pod Warszawą. Chcieliśmy to przeznaczyć na coś, co pozostanie w kulturze na stałe. Zbudowaliśmy Muzeum Manggha z nowoczesnymi pomieszczeniami dla zbiorów japońskich z Muzeum Narodowego w Krakowie. To wszystko jest pod zarządem Ministerstwa Kultury. Przy Mangdze powstała szkoła języka japońskiego za kolejne pieniądze z Japonii, związek zawodowy kolejarzy wschodniej Japonii kupił od Andrzeja jego rysunki. Chciałabym Fundację zostawić w takiej kondycji, żeby w przyszłości ciągle dawała nagrody, stypendia itd. Budujemy też jej stronę internetową. Zależy mi również, żeby powstała wreszcie strona internetowa Andrzeja – z jego filmami, spektaklami, wypowiedziami itd. W jej stworzeniu obiecał mi pomóc prof. Rafał Syska, który przygotowywał tak świetną zeszłoroczną wystawę „Wajda” w krakowskim Muzeum Narodowym. Zresztą jest pomysł, żeby miasto Kraków przejęło od marszałka województwa kino Kijów, gdzie w podziemiach powstałoby muzeum Andrzeja. Ale czy miasto znajdzie teraz na to fundusze? W pandemii trudno oczekiwać pieniędzy na kulturę.


Chyba za dwa lata wyjdą zapiski Andrzeja prowadzone przez całe jego życie, opracowuje je prof. Tadeusz Lubelski. Powstanie też o Andrzeju film dokumentalny Marysi Zmarz-Koczanowicz.


A dla siebie co by pani jeszcze zrobiła?


– Od lat się staram, żeby w Krakowie powstało muzeum Olgi Boznańskiej w kamienicy, w której mieszkała, a która należy do krakowskiej ASP. Obecny rektor jest przychylny, ale to wymaga przeniesienia jakichś biur. Skandaliczną decyzją – nie chcę nawet wiedzieć czyją – w pracowni Boznańskiej poprzednie władze Akademii zrobiły „biuro karier”. To jakby zaprzeczenie całego życia Boznańskiej! Ta kamienica jest blisko Pawilonu Józefa Czapskiego, więc kiedyś mogłaby to być taka ulica artystów. Do Muzeum Czapskiego przenieśliśmy jego pokój z Paryża, co przyciąga ludzi, chcą wiedzieć, jak on żył, już nie mówiąc o jego obrazach czy dziennikach. Coś takiego byłoby też u Boznańskiej, bo jej meble są w magazynie Muzeum Narodowego. Nawiasem mówiąc, Mikołaj Rogoziński zrobił teraz piękną wystawę Czapskiego w Szwajcarii. Bardzo żałuję, że nie mogę jej zobaczyć.


W tym roku obchodziła pani 90. urodziny. Jak sobie pani radzi w tej pandemii?


– Co do spraw codziennych – już się tak rozpuściłam, że nie chodzę po zakupy nawet w godzinach dla emerytów, wszystko teraz można zamówić internetowo. Do głowy mi nie przychodzi gotować dla siebie, poza makaronem od czasu do czasu, ale nie chcę zrobić nikomu kłopotu i umrzeć z głodu, i mam wielu serdecznych przyjaciół, którzy przecież do tego by nie dopuścili. Mieszkam sama z naszym kotem Duszką, mam mały ogródek, Andrzej lubił w nim pracować.


W tej chwili, szczerze mówiąc, dla mnie wszystko trwa już o cztery lata za długo. No, ale stawiam przed sobą jeszcze te zadania, to mnie trzyma.


Krystyna Zachwatowicz-Wajda – ur. w 1930 r., scenograf filmowa i teatralna, aktorka. Zrealizowała ponad 150 scenografii. Przez ponad 20 lat występowała w Piwnicy pod Baranami. Od 1975 r. była żoną Andrzeja Wajdy, którego filmy i spektakle współtworzyła. Grała w jego filmach: „Człowiek z marmuru”, „Panny z Wilka”, „Kronika wypadków miłosnych”, „Korczak”, „Katyń”. Wraz z nim była fundatorem Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” w Krakowie i sekretarzem Fundacji Kyoto – Kraków. Walczyła w powstaniu warszawskim (pseud. „Czyżyk”). W stanie wojennym działała w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Odznaczona m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. We wrześniu otrzymała medal „Za mądrość obywatelską” miesięcznika „Kraków”


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji