Artykuły

Hit i kit

Monika Powalisz poleca "Skok z wysokości" w rez. Krystyny Jandy w Teatrze Polonia w Warszawie a odradza "Prze(d)stawienie" w reż. Agaty Dudy-Gracz w Teatrze Studio w Warszawie.

Hit: Lubię wpadać do Teatru Polonia, bo już od progu czuję energię i nieustanny postęp robót (otwarcie dużej sceny tuż-tuż!). Tytaniczny progres, zapał i entuzjazm "pani kierownik" przekłada się na działania artystyczne. Krystyna Janda staje na głowie, a ostatnio nawet na krawędzi basenu, żeby wciągnąć widza w żywioł teatru. Chociaż od razu ostrzegam, że "Skok z wysokości" [na zdjeciu] wielkim dramatem nie jest. To miła, wesoła, zgrabnie napisana dramaturgiczna błahostka. Sama Janda szczerze przyznaje, że: - ten tekst jest tak bardzo o niczym, że nie mogę się go nauczyć na pamięć.

I rzeczywiście: stoi baba nad basenem w krzywo założonym czepku na głowie i boi się skoczyć. A przy okazji opowiada o swoim pechowym życiu. I nie byłoby właściwie o czym mówić, gdyby nie jedna rzecz - postawa Krystyny Jandy. Nie gra (bo ta jest świetna) i nie czynny udział 38 widzów, dla których zagranie dzwonka czy pirata jest wielką frajdą - ale postawa właśnie!

Dawno nie doświadczyłam w teatrze takiego luzu, dystansu i ironii w podejściu do roli, takiej dawki bezpretensjonalnej improwizacji i takiej szczerości. A przy tym wielkiej radości! Bo Janda przede wszystkim umie się cieszyć - cieszy ją zabawa z widzem, cieszy ją własna gra, cieszy ją wymienianie sponsorów i nawet to, że sama się sypie w tekście, też ją cieszy. Jest w tym przedstawieniu niesamowita dawka spontanu, młodości i czystej teatralnej energii, którą koniecznie trzeba sobie zaaplikować. A tym bardziej jesienią.

Kit: Tankred Dorst, jeden z najlepszych współczesnych dramatopisarzy niemieckojęzycznych, 25 lat temu stworzył dzieło monumentalne: sztukę, która ma ponad sto scen, jest porównywana do "Fausta" Goethego i uznana przez krytykę za jedną z ważniejszych sztuk lat 80. Premierowe przedstawienie "Merlina albo ziemi jałowej" z 1981 roku w Düsseldorfie trwało osiem godzin! Bez wątpienia tekst to wyzwanie dla każdego inscenizatora. Dlatego podziwiam odwagę Agaty Dudy-Gracz, że się w ogóle ośmieliła i poważyła do takiego tekstu zabrać. I na tym, niestety, mój podziw się kończy, bo od momentu obejrzenia tego "Prze(d)stawienia" chodzę po domu i zastanawiam się: co ja właściwie zobaczyłam? Że polską wersję dramatu, zorientowałam się z dopisanych przez reżyserkę tekstów (jak zawsze malownicze "kawałki" z Radia Maryja) i czytelnych zabiegów inscenizacyjnych (scenografia czerwona, kostiumy białe, stół okrągły, wiadomo). Że wizję przyspieszoną dramatu, zorientowałam się po czasie przedstawienia (półtorej godziny). Że wersję mocno okrojoną, zorientowałam się, próbując śledzić główny, choć bezbarwny wątek króla Artura i jego rycerzy (jakoś dziwnie nieprzystający do polskich akcentów). No i w końcu wpadłam na to, że mam do czynienia z kawałkiem teatru totalnego, w którym wizja reżysera, scenografa i adaptatora w jednej osobie jest tak dominująca i obezwładniająca, że zabija jakikolwiek sens. Zobaczyłam pretensjonalny, nijaki, anachroniczny gniot, który tylko w tytule jest przedstawieniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji