Artykuły

Warszawa. Barbara Sass reżyseruje "Zbrodnię i karę" w Ateneum

Reżyser Barbara Sass zaadaptowała na scenę "Zbrodnię i karę" Fiodora Dostojewskiego, wstrząsający moralitet o upadku i odkupieniu.

Okrutne morderstwo lichwiarki i jej siostry połączy dwóch ludzi. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Porfiry Pietrowicz (Piotr Fronczewski). Zgłasza się doń student Rodion Raskolnikow (Bartosz Opania), by odzyskać zastawione u zmarłej rzeczy. W rozmowie wyznaje, że dopuszcza możliwość zbrodni dla wielkiej idei, która mogłaby pchnąć świat na nowe tory. Diabolicznie inteligentny śledczy z ogromną przenikliwością wnika w psychikę Rodiona, uznając go za zabójcę.

Dostojewski w "Zbrodni i karze" odsłonił świat nędzy, głodu, poniżenia i okrucieństwa, w którym jedyną szansą na zbawienie jest bezwarunkowa, wytrwała i wszechogarniająca miłość.

- Należę do tych reżyserów, którzy nie szukają w wielkiej literaturze doraźnej współczesności - deklaruje Barbara Sass. - Jeżeli literatura jest wielka, zawsze jest współczesna, bez względu na to, w jakim kostiumie się ją gra. Trzeba po prostu pokazać jej sens.

Przekład J.P. Zajączkowski, scenografia Marcin Stajewski, kostiumy Zofia de Ines, muzyka Michał Lorenc, światła Wiesław Zdort. Grają też: Grzegorz Damięcki, Jerzy Kamas, Halina Łabonarska, Joanna Pokojska, Sylwia Zmitrowicz i in.

Teatr Ateneum, ul. Jaracza 2, tel. 022 625 33 05, premiera: 7.10, godz. 19

***

BARTOSZ OPANIA: - Praca nad rolą Raskolnikowa to mierzenie się z trudnościami i przyjemność próbowania z reżyser Barbarą Sass, z koleżankami i kolegami. Bardziej zawsze interesuje mnie jeśli chodzi o poznanie siebie etap prób niż efekt finałowy. Przedstawienia bywają różne, bo człowiek jest poddawany emocjom zderzenia z widownią i dużo rzeczy mu umyka. A to mnie, nie ukrywam, deprymuje. Chciałbym tę postać zagrać tak, jak jest napisana, gdyż nie chcę być mądrzejszy od Dostojewskiego. Niestety, w powieści postać mojego bohatera opiera się głównie na monologu wewnętrznym. Przełożyć na scenę to, co się myśli, to dla mnie największe wyzwanie. Jest to więc adaptacja z ducha "filmowa". I słusznie. Każda scena napędza drugą. Nie ma między nimi upływu czasu i pory na oddech, jak w książce. To jest dla mnie jak pojedynek z Tysonem. Albo i trudniejsze, bo tam, na ringu, po pierwszym ciosie padłbym na deski i byłoby po sprawie, a tu, na scenie, muszę wytrzymać dziesięć rund.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji