Artykuły

"H." jak Hamleś

"H." w reż. Jana Klaty w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Marcin Wasyluk w Życiu.

Legendarna Stocznia Gdańska, a w niej - martwy ułan na żywym koniu, trup pływający w basenie stoczniowym... Oto tylko niektóre z atrakcji najnowszego spektaklu Teatru Wybrzeże. Jeśli do tego dodamy tańce, hulanki i inne swawole otrzymamy przedstawienie H. według Szekspira.

Turbogolf a sprawa polska

Gdy docieramy do stoczniowej hali napotykamy dwóch młodzieńców. Ubrani w sterylnie białe kostiumy bawią się kijami i piłeczkami golfowymi. Podobno to stosunkowo częsty widok na terenie stoczni. Ta gra ma nazwę - turbogolf.

Według reżysera Jana Klaty Hamlet też jest turbogolfistą. Ale kim jeszcze jest Hamlet? To książę... Polski? Na to wskazywałaby nawet postać Ducha Ojca - wjeżdżająca do hali stoczni na białym koniu w ułańskiej zbroi. Na premierze scena ta wywołała dzikie owacje.

I taka jest cała pierwsza połowa widowiska H.. Widowiska, bo nie nazwałbym tego spektaklem. Potwierdzają to aktorzy, którzy sami zachęcają do klaskania. Salwy śmiechu wywołuje Klaudiusz zabawiający swój dwór breakdancem wykonywanym na stole. Na tym samym stole w perukach afro tańczą Rosencrantz i Guildenstern i sowicie wspomagają się solidarnościowym gestem victorii.

Casting do castingu

Nic mi się nie chce, seks mnie nie łechce - podśpiewuje Hamlet, który podobno akurat bardzo chce zniszczyć Klaudiusza, czyli mordercę swojego ojca. Panowie dobrze się bawią organizując casting na Hamleta. To taki skrecz mentalny - jak określił ten zabieg Jan Klata (czyli w tłumaczeniu na język polski: rysa umysłowa). A ponieważ występują w nim prawdziwi amatorzy (Teatr Wybrzeże zorganizował casting do tego castingu) śmiać się jest z czego. Tylko że jest to śmiech pusty. Zresztą może i całe szczęście, że ten casting się pojawia. Bo bez niego nie usłyszelibyśmy monologu Być albo nie być. Bo sam Hamlet według Klaty nie ma takich dylematów.

Premierowa publiczność nie mogła też powstrzymać się od śmiechu w jednej z ostatnich scen, w której martwa Ofelia (Anna Marta Kalmus) pływa po basenie stoczniowym. Chyba nie o taki efekt chodziło reżyserowi. Mieszają się konwencje realistyczne i puste metafory jeszcze bardziej zaciemniając obraz widowiska.

Ale o co chodzi?

Klata zmasakrował tekst sztuki Szekspira nie tylko znaczeniowo. Niekonsekwentny jest również przebieg akcji tego w powierzchownej warstwie sensacyjnego przecież dramatu. Po scenie, w której Hamlet zabija Poloniusza, Rosencrantz i Guildenstern dostają zadanie złapania Hamleta, po czym brutalnie go przesłuchują. Jak tu uwierzyć, że ci sami przyjaciele mają go bezpiecznie odeskortować do Anglii?

Zaraz po tej scenie wyprowadzani jesteśmy znowu na zewnątrz, gdzie nurkowie wyławiają z wody Ofelię. Laertes i Hamlet biją się stojąc po pas w wodzie (w której przed chwilą utopiła się Ofelia), po czym znów wracamy do Stoczni. Dowiadujemy się tam, że Hamlet wrócił z Anglii podstępnie wysyłając na śmierć swoich opiekunów. Tylko... kiedy ta podróż miała się odbyć? Dlaczego Hamlet ma mieć wyrzuty sumienia, że zgubił ludzi, którzy go wcześniej katowali? Nic się tu nie zgadza.

Podobnie dzieje się w scenie występu trupy ze stolicy. W widowisku Klaty aktorzy nie są przyjaciółmi Hamleta. Skąd więc ten wie, że będzie mógł ich wykorzystać do sprowokowania Klaudiusza? Jest też Ofelia, która ucieka przed Gertrudą (rozrzucając... ulotki). Problem w tym, że matka Hamleta biegnie w zupełnie innym kierunku.

Nielogiczna jest też organizacja przestrzeni. Klata nad nią nie zapanował. Akcja toczy się na różnych levelach (określenie reżysera), czyli poziomach. Ogrom hali powoduje jednak, że aktorzy często znikają widzom z pola widzenia, są też ledwie słyszalni. No i kolejna niekonsekwencja - widzowie siedzą na ławkach zamiast swobodnie podążać za aktorami.

O czym jest zatem Hamlet 2004? Dla reżysera - historią o władzy, która dba tylko o własny interes, czyli o dzisiejszej Polsce. Ale wyszedł mu sitcom, albo kiepska telenowela. Nie mają tu znaczenia prawa logiki, liczy się tylko efekt. A gdy kończą się fajerwerki (to znaczy w połowie widowiska), pozostaje nuda i dłużyzny. Do tego dochodzi obserwacja spłyconych postaci, o których wiemy wszystko od samego początku. Poloniusz nie jest nieświadomym narzędziem w rękach Klaudiusza. On działa z politycznym wyrachowaniem.

Sam tytuł H. sugerować też może inną konwencję - kronikę kryminalną. Ale jeśli tak chciał reżyser, może powinien wziąć na warsztat M. jak Makbet.

Słowa, słowa, słowa

Jan Klata zręcznie operuje słowem. W końcu jest nagradzanym dramaturgiem. Bardzo ładnie potrafi opowiadać, o czym jest jego przedstawienie. Uwodzi swoich odbiorców efektownymi chwytami. Czasem trudno się nawet z nim nie zgodzić. Ale trudno też znaleźć tę treść na scenie.

Dobry komunikat to zmyślony komunikat. Dlatego Klata starannie zmyśla świat swoich spektakli i dramatów. Dobry komunikat składa się z formy i treści - głosi. Tu jednak reżyser dość często zapomina o treści przekazu - dramatu. Jeśli potrafi nadać brakowi treści intrygującą formę - wtedy jesteś wprowadzany w błąd. Komunikat bez treści wciąga Cię, przykuwa Twoją uwagę. Jest tak wymyślony przez Reżysera (Dramaturga), aby skłonić Cię do czytania go. To jest pułapka zastawiona na Ciebie - to wszystko możemy przeczytać na internetowej stronie Jana Klaty.

Reszta jest milczeniem. Ale tego już nie dowiemy się z H.. W widowisku ten słynny cytat nie pada."

Na zdjęciu: Marcin Czarnik (Hamlet) i Marta Kalmus (Ofelia)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji