Artykuły

85. urodziny Pana Tadeusza

Tadeusz Różewicz (na zdjęciu z Günterem Grassem), najbardziej wrocławski i jednocześnie najbardziej światowy wrocławianin - wybitny poeta i dramaturg obchodzi w poniedziałek [9 października] swoje 85. urodziny. Unika rozgłosu, publiczności i świateł reflektorów. Nie potrzebuje tego, bo to, co ma do powiedzenia, znajduje się w jego tekstach. Sam o sobie mówi rzadko, raczej nie udziela wywiadów, w telewizji też się często nie pojawia, dlatego o poetę zapytaliśmy jego znajomych i osoby, które z nim lub z jego twórczością mają do czynienia.

Michał Zadara, reżyser teatralny, w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu przygotowuje "Kartotekę": Tadeusz Różewicz to pisarz najbliższy rzeczywistości. Najmocniej, nadrapieżniej z naszych wielkich poetów walczy o kontakt z żywym językiem. Z drugiej strony w jego poezji i dramatach nie ma jednoznacznego przekazu. On nie udaje autorytetu. Czytanie Różewicza to ćwiczenie myślenia. I nie chodzi o to, czy jego tekst trafia do młodych, do współczesnego czytelnika - to czytelnik musi trafić do Różewicza. I takie dochodzenie do sensu musi być okupione wysiłkiem, to nie może przychodzić lekko. Życzę Tadeuszowi Różewiczowi dalszej walki o nowe znaczenia, dalszych prób odkrywania świata przez jego odbicia w poezji. Z dziką radością spotkałbym się z panem Różewiczem we Wrocławiu. Nie po nauki, mam świadomość, że on mi nie wyjaśni jak "Kartoteka" powinna wyglądać i muszę sam do tego dojść. Myśmy się już poznali, kiedy byłem asystentem Kazimierza Kutza przy "Damach i huzarach" w Starym Teatrze w Krakowie. Przyniosłem panu Różewiczowi herbatę. Powiedział, że mu smakuje. Zatem początek naszej znajomości był udany. Mam nadzieję, że dalej będę mógł Mu służyć, już na inne sposoby.

Maria Dębicz, historyk teatru

Znajomość z Tadeuszem Różewiczem i obcowanie z jego twórczością stało się intelektualną przygodą mego życia, moim wielkim przywilejem. Od czasu 65. urodzin Poety, kiedy podczas Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych przygotowałam wystawę o recepcji jego twórczości, obserwuję, jak zdumiewająco, i co ważne bez większej promocji, zdobywa ona czytelników na całym świecie. Utwory Tadeusza Różewicza przeczytać można teraz w 44 językach. Jego wiersz można znaleźć zapisany na budynku w Lejdzie i na pomniku postawionym w miejskim parku w Helsinkach. Każdy, kto siądzie na ławeczce, może przeczytać poemat "Opowiadanie o starych kobietach", rozpisany na 13 granitowych blokach. To tylko nieliczne przykłady. W wielu krajach spotykam ludzi, którzy chcą dyskutować z Różewiczem, a młodzi wciąż odczytują z jego wierszy aktualne treści, znajdują awangardowe brzmienia. Młody węgierski krytyk po obejrzeniu "Rajskiego ogródka" stwierdził, że sztuka ta daje odpowiedzi, których nie potrafiło przekazać swoim dzieciom pokolenie zapracowanych rodziców.

Z okazji urodzin życzę Różewiczowi po prostu zdrowia i sił. Wiem, jak wiele ma rozpoczętych projektów pisarskich.

Prof. Jan Miodek

Kiedy jest mi smutno, czasem dzwonię do Tadeusza Różewicza. I on do mnie telefonuje. Mówi wtedy: "Czuję potrzebę porozmawiania o języku". Kiedyś miałem program w telewizji o ruchomych samogłoskach w językach słowiańskich. Pan Tadeusz zadzwonił i powiedział, że to było bardzo interesujące, co mówiłem. Następnie poprosił, bym przesłał mu konspekt tamtego wykładu. Gdzie ja, chłopak z Tarnowskich Gór, pomyślałbym kiedyś, że spotka mnie takie wyróżnienie ze strony wielkiego poety? Lubię te nasze rozmowy telefoniczne, co nie znaczy, że nie cenię też sobie naszych bezpośrednich spotkań. Pan Tadeusz staje się ostatnio "doludniejszy". Coraz mniej się chowa, spotykamy się przy okazji różnych uroczystości. Słyszałem o nim, że jest mało towarzyski, ale nie znajduję potwierdzenia tego w naszych relacjach. To bardzo ciepły i dowcipny człowiek. Jego wiersze poznałem jako kilkunastoletni chłopak, jeszcze w szkole. Teraz fascynują mnie jako językoznawcę. Są nadzwyczajne w swojej zwyczajności. Na tym polega mistrzostwo Tadeusza Różewicza.

Prof. Stanisław Bereś, historyk literatury, krytyk, eseista

Różewicz zawsze budził we mnie tak wielki respekt, że nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zaproponować mu tego typu rozmowy rzeki, jak z Lemem, Konwickim czy Sapkowskim, choć mieszkamy w jednym mieście, a moja teściowa, która się przyjaźni z poetą, twierdziła, że pasujemy do siebie jak igła z nitką. Ośmieliłem się jedynie zaproponować mu wywiad dla "Telewizyjnych Wiadomości Literackich". Ale jakich to wymagało zabiegów i podchodów! Najpierw przez kilka miesięcy prowadziliśmy negocjacje niczym Gromyko z Dullesem (one same nadawały się na pasjonujący wywiad), a pytań pertraktacyjnych ułożyłem coś ćwierć tysiąca, lecz pisarz wciąż był sceptyczny. W końcu skapitulowałem. Tymczasem w czyjejś głowie powstał plan, by użyć jako przynęty urodziwej studentki, która wystąpiłaby wraz z nami w nagraniu. Chwyciło, poeta zmienił zdanie. Operatorzy, którzy filmowali już Różewicza, kazali mi się przygotować na najgorsze, więc opracowaliśmy kilka strategii ratunkowych. Wynajęliśmy pół Muzeum Architektury z widokiem na atrium; ułożyliśmy szyny pod ruchomą kamerę, zainstalowaliśmy specjalne "ramię" i alternatywne systemy dźwięku oraz świateł (pisarz nieraz nakazuje wyłączyć lampy lub mikrofony, co oznacza katastrofę), wynajęliśmy wózkarzy, taksówkę, asystentki testowały miękkość foteli i gotowały herbatę, charakteryzatorka ćwiczyła ze studentką zalotne uśmiechy, operatorzy i dźwiękowcy gryźli paznokcie, a ja łykałem cardiamid, czując się jak przed własnym auto da fé. Tymczasem Różewicz wbiegł jak młodzieniec, promienny i ożywiony, po czym wpadliśmy w rozmowę jak w ożywczą kąpiel, nie wiedząc nawet, kiedy minęły dwie i pół godziny nagrania. Po spisaniu na papier okazała się równie atrakcyjna. Do dziś się zastanawiam, jak wyglądałaby ta rozmowa, gdyby nie obecność tej młodej damy. I czy w ogóle by się kiedykolwiek odbyła?

Maciej Łagiewski, dyrektor Muzeum Miejskiego, przez lata sąsiad jubilata

Z powodu bliskości mieszkania niegdyś częściej się spotykaliśmy. Teraz widzimy się, kiedy Mistrz umawia się ze mną na indywidualne zwiedzanie wystaw w ratuszu, bo nie znosi on wernisażowego zgiełku i tłumu. Interesują go przede wszystkie ekspozycje polskie. Ogląda pokazy zawsze w skupieniu, niewiele mówiąc. Nie wiem, czy mu się podobają prezentowane dzieła, czy szuka natchnienia, bo nigdy nie zdradza swych uczuć. Długo kontemplował nieco naiwne kompozycje Tadeusza Makowskiego i Zygmunta Waliszewskiego, pokazywane na wystawie kolekcji Wojciecha Fibaka. Ale najdłużej wędrowaliśmy wśród prac Stasysa Eidrigeviciusa. Ostatnio przyszedł zobaczyć obrazy Franciszka Maśluszczaka, który ilustrował jeden z jego tomików poezji. Widziałem, jak uśmiechał się do tego malarstwa. Ale prawdziwie wzruszył się, oglądając zbiór szopek i diaporam zebranych przez jego przyjaciela - Henryka Tomaszewskiego. Patrząc na laleczki pod choinką, mówił, że jesteśmy jak te niewinne i bezbronne małe pieski pod choinką.

Kiedy jeszcze Różewicz mieszkał na Krzykach, miałem pomysł, by w miejscu, które regularnie odwiedzał, postawić mu pomnik. By jak Schiller czy Eichendorf miał swoje miejsce w parku. Mogłaby to być granitowa ławeczka ustawiona między tymi dwoma cisami, które tak często towarzyszyły jego rozmyślaniom parkowym. I choć teraz poeta nie odwiedza parku Południowego, to może warto, by taka ławeczka różewiczowska tam stanęła - choćby z odciskiem jego ręki albo pleców. I życzę mu, by jeszcze długo mógł na niej siadywać.

Jerzy Łukosz, germanista, prozaik, krytyk literacki

Tadeusz Różewicz jest dla mnie najwybitniejszym poetą i dramaturgiem dwudziestego wieku. Nie tylko w Polsce. To autentyczny geniusz, świadek historii, jej uczestnik. Natchniony włodarz słowa. Wybitny intelektualista. Byłem na spotkaniu Jubilata z Grassem w Warszawie na Targach Książki. Godnie reprezentuje Polskę. A to dziś ważniejsze niż kiedykolwiek.

Panie Tadeuszu, sto lat! Pan będzie żył wiecznie.

Stanisław Lenartowicz, reżyser filmowy

Od niedawna przy skromnej uliczce Promień na naszym Biskupinie zamieszkał pan Tadeusz. I dzięki jego cudownej osobowości to już nie Promień, a Płomień jest. Wszyscy tu ogrzewani jesteśmy żarem wielkiej osobistości w szczerze bliskim sąsiedztwie - poezją pana Tadeusza, jego teatrem, poczuciem humoru, intelektualną głębią.

Znamy się kopę lat, jeszcze z Warszawy, najpewniej pierwszy raz spotkaliśmy się w SPATiF-ie. Teraz, na Biskupinie, bywamy u siebie na herbacie, ostatnio rzadziej, bo pan Tadeusz w rozjazdach.

Nigdy jednak nie doszliśmy do fraternizacji pod żadną postacią. Mówimy sobie na "pan". Ja, bo żem nieśmiały przy jego światowym talencie, on pewnie też nieśmiały, by do takiego starca inaczej mówić. Starszy jestem przecież... o kilka miesięcy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji