Artykuły

Dni polskie w Nicei

Zorganizowana w Nicei wystawa scenografii polskiej oraz wystawa plastyki Józefa Szajny stała się tu sprawą wyjątkową i, w pewnym sensie, pomocną w kiełkującym życiu teatralnym miasta. Powstał tu niedawno, pierwszy od czasów rzymskich, zespół teatralny „Les Vaguants” (paru zawodowych aktorów i kilku amatorów), który wybrał na swoją inaugurację sztukę Różewicza Wyszedł z domu (Avis de recherche — tłumaczenie Anny Wesołowskiej i Marguerite Majewskiej). „Waganci” grają tę sztukę w kinie, wyremontowanym własnoręcznie, z własnoręcznie wykonanymi dekoracjami i kostiumami. Byli z nią także na międzynarodowym festiwalu teatralnym w Lige (Belgia) i odnieśli duży sukces.

Nicejska inscenizacja jest warta uwagi. Sztuka Różewicza została wystawiona jako „teatr poezji”. Wieści o polskim teatrze poezji przywiózł tu Bohdan Korzeniewski — co stwierdzają sami aktorzy. W przedstawieniu zaznacza się to wieloma środkami: aktorzy noszą czarne, bezepokowe stroje (są tu i swetry i surduty i mundury rozpięte na nagiej piersi), tłem dekoracyjnym jest nieokreślona biała ściana. Interpretacja aktorska postaci nie opiera się na prawach psychologii; ruchy i gesty są komponowane jak w pantomimie, a wreszcie dialog budowany jest jak partytura muzyczna. Dzięki takiej zasadzie inscenizacyjnej rzecz dzieje się wszędzie; sztuka dotyczy „nieprzystosowania się człowieka do tego nieubłaganego świata, szczęścia, niemożności porozumienia się” — jak ją charakteryzuje pewien krytyk, dodając, że jest to również sztuka o „trudności życia w świecie bez Boga”. Scena z grabarzami została bardzo okrojona, jako wypadająca z tego nurtu przeżyć. Młoda obsada wpłynęła na wyraz spektaklu: wydaje się jakby dotyczył przede wszystkim problemów ludzi młodych, zaczynających życie.

Do najlepszych w przedstawieniu należy scena pantomimiczna przyjęcia w ambasadzie. Aktorzy postrojeni są w resztki wspaniałych ubrań, paniom spod podartych sukien wieczorowych wyzierają intymne części garderoby. W miarę rozwoju akcji ruch narasta, dochodząc do szalonej bieganiny, w trakcie której jedni tratują drugich, wyrywają sobie domniemane przysmaki, niemal się biją. Reżyserem i scenografem Avis de recherche a również dyrektorem zespołu jest młody plastyk Guillaume Morana. „Waganci” pracują na zasadzie zespołowości: wybór sztuki jest wspólny, wspólna dyskusja nad inscenizacją i równe pensje dla wszystkich.

„Les Vaguants” przygotowali również spektakl o Oświęcimiu — Oratorio concentrationnaire, traktowany jako „balet” w oparciu o muzykę Krzysztofa Pendereckiego i różne teksty; publiczność oglądała to przedstawienie stojąc w wielkim hallu jednego z hoteli (przeznaczonego do rozbiórki) w nagiej sali bez krzeseł.

Przedstawienia teatralne odbywają się w Nicei tylko trzy razy w tygodniu. Teatr zdobywa dopiero publiczność. Ale temat polski wraca w postaci filmów, których wyświetla się tu sporo. Po ostatnim seansie odbywa się zwykle dyskusja. Byłem na Pasażerce. Dyskusja była ciekawa; okazało się, że pewne sprawy wymagały jednak wyjaśnień. W dziedzinie filmu, mimo pewnego impasu w ostatnich latach, nie mamy się czego wstydzić; nigdy dotąd film polski nie miał wstępu do kin francuskich tak licznie jak teraz.

Kilkanaście metrów od morza, w Musée de la Marine odbywa się wystawa polskiej scenografii. Projekty, fotografie, makiety, oryginalne kostiumy prezentują około 30 twórców. Kilkanaście plakatów teatralnych i wydawnictwa teatralne uzupełniają tę wystawę — niewielką, ale obejmującą cały polski teatr (może lepszy na fotografiach i projektach niż w rzeczywistości).

Wystawa wzbudziła duże zainteresowanie nie tylko polskim teatrem, lecz również teatrem w ogóle, który okazał się dla wielu tutejszych mieszkańców Sztuką przez duże S — sztuką nie ustępującą innym. I to było rewelacją dla wielu radnych, profesorów, artystów. A przecież okolice Nicei są istnym muzeum sztuki, starej architektury i nowego malarstwa! Wielu artystów osiadało tu na starość. A teatr — nie istnieje! Może nasz głos w dyskusji do czegoś się tu przyda, kogoś przekona do teatru. W księdze pamiątkowej można przeczytać uwagi o naszej wystawie: „Bogactwo, różnorodność, głębia pomysłów. Podziwiamy bez zastrzeżeń tę wspaniałą wystawę — Inspektor akademii”; „Wspaniała wystawa gdzie łączą się różnorodność i odkrycia. Dziękuję organizatorom, że pozwolili nam na podziw bez zastrzeżeń — Radny do Spraw Nauki”. Są i polskie głosy: „Wystawa znakomita itd. — Architekt”.

Olbrzymią sensację (w dobrym znaczeniu słowa) wywołała wystawa Józefa Szajny. Niestety pewne błędy organizacyjne spowodowały, że była ona rozbita na dwa lokale, oba złe, a więc wynik był poniżej możliwości. Szajna zorganizował w lokalu klubu „Wagantów” coś w rodzaju happeningu, opartego na rozpakowaniu prac — nazwaliśmy to „deballage”, dla odcięcia się od emballage — z udziałem publiczności, która brała udział rozpakowywaniu eksponatów, „podziwianiu” i ich rozwieszaniu. Nie obyło się oczywiście bez Szajnowskich taczek i kopania pudełek... Odpakowano również parę butelek (dar Ambasady), po czym korowód zaniósł jedną z przywiezionych kukieł na brzeg morza, zapalił ją i utopił (przy asyście policji zaniepokojonej, zdziwionej i nic nie rozumiejącej).

Prace Szajny mogły tu być oceniane jedynie jako dzieło plastyka; nikt nie widział jego przedstawień. Plastyka ta, które technika collage'u jest we Francji „modna” — w kontekście polskich filmów, przedstawienia sztuki Różewicza i wystawy ogólnej scenografii — przemawiała znacznie mocniej, niż gdyby ją pozostawiono samotnie.

Wątpię, by wszyscy mieszkańcy Nicei zauważyli „Polskie Dni” — reklama sztuki jest tu niczym w porównaniu z reklamą handlu — ale część środowisk polskiego i francuskiego nawiązała z pewnością w tych końcowych tygodniach 1968 r. bliższy kontakt z teatrem i Polską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji