Artykuły

Światło z nesesera. Romowa z Matuszem Pakułą

- Mój przyjaciel powiedział, że napisałem książkę o instytucjach opiekuńczych, które nie działają, i o instytucji, która działa. Nie działa Kościół ani służba zdrowia, działa rodzina - Justynie Jaworskiej opowiada Mateusz Pakuła.

Justyna Jaworska: Zarywając noc, przeczytałam w pliku jednym tchem twoją książkę "Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję". Sztuka o Lemie i Dicku jest jej częścią, bo powstawała w czasie, kiedy prowadziłeś zapiski z choroby swojego taty. Aż nie wiem, od czego zacząć

Mateusz Pakuła: Mam nadzieję, że książka wyjdzie niedługo - rozmawiam teraz z kilkoma wydawnictwami. Na razie czytali ją moi bliscy (część z nich w niej zresztą występuje) i dla wszystkich była to podobno intensywna lektura, dla niektórych na pewno trudna. Mój ojciec w listopadzie zeszłego roku dostał diagnozę raka trzustki, zmarł w sierpniu i to jest rodzaj pamiętnika z tych dziewięciu miesięcy. Teraz kompulsywnie czytam rzeczy o śmierci: ostatnio na przykład "Bezmatek" Miry Marcinów, wcześniej obie książki Marcina Wichy, to są bardzo piękne książki, ale jednak o czymś innym. Są wspomnieniowe, próbują uchwycić szczególny charakter rodzica. Tymczasem ja po prostu zapisałem ten czas bycia przy ojcu, który już wtedy był dla mnie czasem żałoby, i próbowałem uchwycić emocje na bieżąco. Tak się akurat złożyło, że nastąpił lockdown, przez długi czas nie miałem pracy (napisałem sztukę o Lemie i Dicku, ale próby do niej w Łaźni Nowej zaczęły się na dobre dopiero we wrześniu) i mogłem pojechać do rodziców, żeby odciążyć mamę w opiece. Dlatego też sporo piszę nie tyle o własnych relacjach z ojcem, ile o całym rodzinnym układzie - w domu był brat, obie babcie, wpadała siostra, moi teściowie przyjechali się pożegnać A więc dom często pełen ludzi, a w tym wszystkim niewyobrażalne cierpienie, które chciałbym móc przerwać, może powinienem był przerwać

No właśnie, to jest mocny głos w sprawie eutanazji.

Tak. To burzliwy rok: afera o LGBT, Strajk Kobiet, moje rozterki jakoś się w te nastroje przełomu wpisują. Wiadomo, że in vitro aborcja, LGBT i eutanazja to dla Kościoła katolickiego czterej Jeźdźcy Apokalipsy, a węzeł Kościoła i polityki zaciska się i sprawia, że w ogóle musimy się tłumaczyć z czegoś, co powinno być prawem i osobistym wyborem.

Może to istotne, że pochodzisz z Kielc, z katolickiego domu

Widzę to w dwóch ruchach: najpierw wyrwałem się z dość konserwatywnego, religijnego środowiska, teraz wracam tam od czasu do czasu, z misją rewolty. Część mojej rodziny zapewne powiedziałaby, że jestem antychrystem, bo nawracam ich na niewiarę, odciągam od Kościoła (śmiech). W kontekście umierania to się robi trudniejsze, bo jednak wiara daje nadzieję - nawet Lem mówi u mnie w monologu, że najtrudniej jest zrezygnować z idei życia po śmierci. Można nawet nie wierzyć w Boga, ale w niebo, w wędrówkę duszOczywiście to wyrywanie się z konserwatyzmu nie jest lokalnym problemem województwa świętokrzyskiego, to po prostu polski i ludzki problem. Sam przeszedłem długą drogę od punktu, gdy określiłbym się jako wierzący: starszego syna ochrzciliśmy, młodszego już nie. Jestem dumny, że udało mi się wyzwolić z chrześcijańskiego uniwersum i zostać ateistą, materialistą, mam ochotę cały czas o tym mówić, manifestować to, czuję się, jakbym w końcu przestał wierzyć w jakąś absurdalną teorię spiskową! To jest taka ulga!

Mamy teraz falę zainteresowania apostazją.

Tak, sam się wielokrotnie nad tym zastanawiałem, i wciąż się zastanawiam, ale chyba ważniejsze jest dla mnie wypisanie wewnętrzne. I cierpliwe rozmowy z rodziną: z bratem, kuzynami czy z mamą, która z osoby praktykującej staje się katoliczką nieco zbuntowaną

Trudno się dziwić. Piszesz, że Kościół niewiele wam pomógł w czasie choroby, wkroczył do akcji dopiero przy pogrzebie.

Mój przyjaciel powiedział, że napisałem książkę o instytucjach opiekuńczych, które nie działają, i o instytucji, która działa. Nie działa Kościół ani służba zdrowia, działa rodzina. My bardzo się wspieraliśmy i zbliżyliśmy do siebie w tym czasie, natomiast nie dostaliśmy wsparcia z parafii, choćby duchowego, a na oddziale paliatywnym traktowano ojca strasznie. Wiem, że psioczenie na lekarzy jest obecnie niepoprawne politycznie, w końcu są na pierwszej linii frontu, ale naprawdę wielu z nich nie powinno wykonywać tego zawodu.

Piszesz o tym wszystkim bardzo szczerze.

Książka miała być szczera do granic, takie postawiłem sobie zadanie, w tym konkretnym przypadku nic innego nie miałoby sensu. Z tyłu głowy miałem "Moją walkę" Knausgrda, która zrobiła na mnie kolosalne wrażenie, i uświadomiła, jaką moc może mieć takie bezlitosne, otwarte pisanie o sobie.

Twoja sztuka o Lemie i Dicku opowiada zupełnie o czym innym, może nawet uciekłeś w tę historyczną anegdotę o spotkaniu dwóch pisarzy? Z drugiej strony emocje, które przeżywałeś wiosną, dały ci chyba napęd. Słyszę w tym podobnie osobisty, prawdziwy ton.

Tak, to była ucieczka. Tekst powstawał w dodatku podczas pierwszej fali pandemii, która paradoksalnie była dla nas rodzinnie czasem dość szczęśliwym, nawet mimo choroby taty. I to prawda, że potrzebowałem formy, w którą mógłbym przelać swoje uczucia. Lem i Dick, choć historyczni, osadzeni w cytatach ze swoich książek, mówią moimi emocjami i fragmentami mojego światopoglądu. Ateistyczny, pronaukowy monolog Lema jest mój w stu procentach (no dobrze, nie w stu, są tam też cytaty), ale myślę, że autor "Solaris", wyśmiewający różne aspekty religii, podpisałby się pod nim obiema rękami. W pewnym momencie trafiłem na twierdzenie o niedowodliwości niesprzeczności Godla i matematyczną ciekawostkę-zagadkę, słynny dowód, że "jeden równa się zero". To dla mnie niesamowite, bo metafizyczne: nawet dla zatwardziałego materialisty otwiera portal do innego wymiaru. W finale Dick zamyka Lema w neseserze, który też ma być takim dziwnym, Lynchowskim pudełkiem.

I trumną? Słyszę Taco Hemingwaya: "Proszę otworzyć neseser, proszę nam podać swój PESEL"

"Proszę pamiętać, nie ma duszy, pan po prostu jest mięsem", tak! Jakoś prześladował mnie ten tajemniczy, świecący neseser, w którym Lem w finale znika.

Dodajmy, że grający go w przedstawieniu Jan Jurkowski to kawał chłopa! Użyliśmy iluzjonistycznej sztuczki. Nie mogę zdradzić więcej, ale Lem rzeczywiście znika, pochłonięty przez tajemnicze różowe światło Wolę nie rozstrzygać, kto tu przez kogo został schwytany w pułapkę. Przedstawienie kończy się w tym nieoczywistym momencie, a warto przypomnieć, że Philip Dick przez całe życie czekał na sygnał z kosmosu, czy z jakiejś tajemnej centrali, i całe życie się tego bał. Wierzył, że kodem, który uruchomi proces (na przykład autodestrukcji) będzie ciąg cyfr albo równanie. I w finale dostaje równanie - najprostsze z możliwych, a przecież niejasne. Dla mnie to się wiąże ze śmiercią. Dlatego też zdecydowałem, że sztuka wejdzie w skład książki, w środek tej historii umierania, bo jedno oświetla drugie.

W sztuce zderzasz ze sobą racjonalistę i paranoika. Teraz pomyślałam, że w tak trudnym życiowo momencie nosiłeś w sobie ich obu: jeden zachowywał spokój, musiał być dorosły, drugi słyszał głosy w głowie

Jasne, to jest także o tym. Te głosy w głowie u Dicka to były przede wszystkim teorie spiskowe, które tłumaczyły mu świat. Wiadomo, że potrzeba odgórnego sensu jest w ludziach ogromna: oto wszystko się upraszcza i są tylko reptilianie, jaszczury z kosmosu, albo światem rządzi Big Pharma, robiąca kokosy na testowaniu leków Cokolwiek, byle odpowiadało na wszystkie pytania. Tęsknotę za takim porządkiem, za odkryciem wielkiego mechanizmu wielu z nas dzieli z Dickiem. Choć jego pragnienie duchowości jest mi już raczej obce, tu jestem zdecydowanie po stronie Lema.

Tu znowu przejdę do twojego doświadczenia - choroba nowotworowa w rodzinie to taki moment, kiedy nawet ludzie racjonalni próbują często wszystkiego. Próbowaliście też?

Masz na myśli homeopatię, suplementy, te sprawy? Nie, na szczęście nie. To jest straszne oszustwo, firmy zbijają na tym niewyobrażalne pieniądze. Ojciec był swoją drogą dość oporny, miał kłopoty z przełykaniem i dostawał tylko to, co niezbędne. Znajomi przywozili różne grzybki i witaminki, zostały nam tego całe paki. Pomysł, by leczyć się tylko homeopatią, jest dla mnie przerażający (a znam takie przypadki), choć z drugiej strony wiem, że czasami mózg może dostać placebo i sam wytworzy reakcję. To jest jednak loteria.

U Dicka ciekawie pokazujesz huśtawkę paranoi i jasności umysłu, bo przecież on nie był po prostu wariatem, raczej nim bywał?

Podobno jego przyjaciele nigdy nie wiedzieli, kiedy żartuje, a kiedy naprawdę ma odpały. Jego kolejne żony też nie. Chyba najlepiej znała go matka, z którą miał specyficzną relację, bo oskarżał ją o wiele spraw. Rozmowa z matką działa mocno w spektaklu, gdy Małgorzata Gałkowska mówi grającemu Dicka Tomkowi Schuchardtowi straszne rzeczy bardzo miłym, spokojnym tonem, i nie wiemy, co z tego dzieje się w jego głowie, a co naprawdę. Monologi Dicka napędzane są wściekłością, która pojawiała się we mnie, i której

postanowiłem nie cenzurować. Zapisałem to w książce o żałobie, wychodząc z założenia, że to, co działo się w mojej głowie, było nie mniej realne niż to, co działo się obok - w tym sensie Dick był

mi bliski.

Ba, Dick był postacią bardzo malowniczą, o Lemie pisać trudniej

Wiadomo, Lem prowadził właściwie nudne życie i ta przygoda z Dickiem to było chyba najdziwniejsze, co mu się przydarzyło (Dickowi, dla odmiany, przydarzały się same dziwne rzeczy). Ale Lem i tak przejmował się raczej tym, czy od Mrożka z Włoch może zdobyć części do samochodu Janek Jurkowski jest wspaniały w tej roli i oddaje rysę, zadrę na portrecie człowieka, który przy całej swojej powściągliwości miał swoje wady i tajemnice - nie był chyba najlepszym ojcem, wyparł w pewnym sensie swoje żydowskie pochodzenie Ta trauma u podstaw obu pisarzy zresztą łączy: Lem miał Lwów i Zagładę, a Dick siostrę bliźniaczkę zmarłą kilka tygodni po urodzeniu. Obaj pisali pewnie ucieczkowo, by nie zwariować, choć z drugiej strony obaj pisali po prostu dla pieniędzy.

O pieniądze miałam zapytać, to ważny w twojej sztuce motyw. Miałeś niezbyt ciekawy finansowo rok. To był kiepski rok dla większości osób związanych z teatrem, w środowisku muzycznym też jest masakra. Ale niezależnie od czasów lubię artystów, którzy potrafią przyznać, że nie żywią się chmurami i nie spijają rosy poezji, tylko muszą utrzymać rodzinę czy ogrzać dom. Lem na przykład za dolary kupował węgiel. Jakoś cenię w nim to, że mówił o honorariach otwarcie - ta postawa jest mi bliska.

Intelektualnie bliżej ci do Lema, a jako czytelnik, pożeracz książek, wolałeś Lema czy Dicka?

Dobre pytanie. Nie lubiłem Lema jako dziecko - nie rozumiałem tego poczucia humoru, nie znosiłem sienkiewiczowskiej maniery "Bajek robotów" Pochłaniałem za to Tolkiena, z jego trylogią przepadłem na rok. Co zrozumiałe, bo Tolkien jest pisarzem totalnie chrześcijańskim, wyraźnie oddzielającym dobro od zła, a to trafiało do głęboko wierzącego chłopca, jakim wtedy byłem. U Lema nie jest tak prosto. Do Dicka z kolei trafiłem przez kino - najpierw widziałem "Łowcę androidów" Ridleya Scotta, a dopiero po jakimś czasie przeczytałem "Człowieka z Wysokiego Zamku" i "Ubika". To zresztą najczęstsza droga, o czym rozmawiałem z redaktorem "Nowej Fantastyki" Marcinem Zwierzchowskim: Dicka do tego stopnia wchłonęła popkultura, że poznajemy go już nawet nie przez ekranizacje jego powieści, tylko przez filmy zainspirowane jego światami.

Nie byłoby "Matrixa" ani "Truman Show" bez jego prozy Dicka też pewnie się lepiej czyta, ale potem wróciłem do Lema i z opóźnieniem przeżyłem fascynację. Czytałem hurtem, fragment "Powrotu z gwiazd" zainspirował ostatnią część moich "Smutków tropików".

W spektaklu dokonałeś trudnej sztuki: na scenie dwóch facetów i telefon. I udało się.

Justyna Elminowska, scenografka towarzysząca mi od lat, wyczarowała prostymi środkami tajemniczą przestrzeń, trochę pejzaż po katastrofie, "postapo" Route 66, trochę opuszczoną bazę na obcej planecie. A Tomek Schuchardt i Janek Jurkowski, z którymi znam się jeszcze ze studiów, nie tylko wczuli się w swoje postaci, ale są do nich bardzo podobni fizycznie. Coś tu się rzeczywiście wydarzyło.

No i dawno tak nie prowadziłeś dialogów!

Trochę mnie już znudziły długie, poetyckie monologi i piosenki, ale też zacząłem sam reżyserować, a to wpływa na pisanie. Gdy się ma do dyspozycji takich aktorów, to aż się prosi, by im budować dialogi. Starzeję się chyba.(śmiech)

Dojrzewasz.

To był rok jakiegoś dziwnego, przymusowego dojrzewania nie tylko dla mnie. Rodzice moich przyjaciół chorują i umierają na covid, dużo za wcześnie

Miejmy nadzieję, że szczepionka wreszcie pomoże nam z tego wyjść.

I że ta szczepionka nie podzieli nas na Lemów i Dicków

Fakt, Dick na pewno namawiałby swoich fanów, by się nie szczepili.(śmiech) A mówiąc serio, to był okropny rok, ale też coś się chyba przesila. Strajk Kobiet przywrócił mi nadzieję, a bardzo bym chciał, żeby do dyskusji o aborcji doszła też powszechna dyskusja o eutanazji. Naprawdę jest o co walczyć.

Wyszłabym w tej sprawie na ulicę. Masz hasło na karton?

"Chciałbym umrzeć przynajmniej jak pies". To z mojego ojca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji