Artykuły

Dobrobyt mentalny. Rozmowa z Maliną Prześlugą

- Mój widz idealny powinien sobie o tym przedstawieniu myśleć "nudne, małe, znowu psychologia, baba to pisała na pewno", a potem doświadczyć niespodziewanego zwrotu akcji. Najpierw uśpić, rozleniwić, a potem bez ostrzeżenia przypierdolić, to jeden z moich sposobów na to, by widz doświadczył teatru bardziej osobiście, kiedy już zdąży opuścić gardę - Justynie Jaworskiej opowiada Malina Prześluga.

"Wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi" ma właśnie premierę w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Zastanawialiśmy się, czy to nie jest przypadkiem najbrutalniejszy z twoich tekstów.

Na pewno jest w nim najmniej poczucia humoru. Aż mnie to zaniepokoiło, bo żart był w końcu jednym z moich znaków rozpoznawczych.

Chociaż na początku można się uśmiechnąć: kiedy widzimy postaci tak przeciętne, a tak zaabsorbowane sobą...

O to mi właśnie chodziło. Zależało mi na tym, żeby widza trochę oszukać: żeby po kilku pierwszych scenach zdążył się znudzić, a nawet zirytować postaciami skupionymi na sobie i na sprawach, które w tym momencie wydają im się najważniejsze. Te sprawy są do bólu zwyczajne, ale dla moich bohaterów stanowią oś wszechświata. Chciałam, żebyśmy zdali sobie sprawę, jakimi jesteśmy szczęściarzami, skoro stać nas na to, by absorbowały nas duperele. Oczywiście nie uważam, by ciąża albo remont mieszkania były niewarte uwagi, odwrotnie - nasze życie powinno się wokół takich spraw kręcić. Zwróćmy tylko uwagę, jaki mamy luksus, że w ogóle może. Mam znajomego, który często ironicznie powtarza: "problemy pierwszego świata". Wszystkie te zdarzenia dnia codziennego, które nam się wydają sprawami nie do przejścia, mogą przecież z dnia na dzień stracić znaczenie. I nagle cały ten nasz dobrobyt mentalny, ta beztroska, bezrefleksja, też skończą się ot, tak. Dlatego najpierw chciałam widza bezpiecznie osadzić w rzeczywistości, którą dobrze zna, a potem mu ją zabrać.

A zanim widzowie wszystko "stracą", wysyłają wesołe esemesy z propozycjami tego, co wzięliby na bezludną wyspę?

Zastanawiałam się nad tym zabiegiem, bo sama jako widz nie lubię wszelkiej aktywizacji, zwracania się do mnie bezpośrednio i przymuszania do czegokolwiek. Tu jest trochę inaczej, bo na nikogo nie rzucam punktowego światła, esemesa można wysłać lub nie. Jasne, to z mojej strony perfidna manipulacja, ale można nie dać się podpuścić, pozostać biernym odbiorcą. Pokusiłam się po prostu na mały formalny eksperymencik, z którego reżyser ma prawo w ogóle zrezygnować, bez strat w przebiegu.

W każdym razie nastrój sztuki nagle się przełamuje.

Pierwszą jej część pisałam w siódmym miesiącu ciąży. A potem urodziłam dziecko, które zaabsorbowało mnie w stu procentach i przez dobry rok nie miałam czasu ani głowy na powrót do tego tekstu. Dopiero po przerwie, kiedy wróciłam do żywych i do rozgrzebanych monologów, uderzyło mnie, jak bardzo pisane były na hormonach. Chciałam tekst skrócić, poprawić, powyrzucać te intymne wynurzenia i dodać jakąś ciętą ironię, cyniczny dystansik, powkładać rzeczy w nawias i inteligencko odciąć się od nich, ale potem doszłam do wniosku, że ten ciążowy monolog jest cholernie irytujący i dzięki temu prawdziwy. Bo umówmy się, że kobiety w ciąży i młode matki potrafią zaleźć za skórę.

Potrafią.

No właśnie, w imię czego mam więc swoją bohaterkę pozbawiać autentyzmu? Zależało mi na prezentacji mikroświatów moich postaci w takiej formie, w jakiej mogłyby funkcjonować w realnym życiu - autocentrycznych, przewidywalnych, będących lustrem naszej codzienności. Rozterki mężczyzny remontującego kuchnię też były mi niegdyś bliskie. Jak zresztą pewnie wszystkim - i o to szło.

W parę staruszków też się wczułaś.

Parę staruszków zainspirowały spacery po Jeżycach, poznańskiej dzielnicy, w której mieszkam i którą bardzo lubię. W sztuce zostawiłam zresztą kilka prawdziwych adresów.

Jeżyce rozsławiła Małgorzata Musierowicz, prawda?

Nie uwierzysz, ale nie znam żadnej jej książki. Nie przepadałam za nią w wieku, kiedy się takie rzeczy czytało, a potem już nie wróciłam. Wydawało mi się to zbyt dziewczyńskie jak na mnie.

To wróćmy do sztuki, która się przełamuje: twoje postaci ze swojego bezpiecznego świata trafiają na warsztaty dla uchodźców. O co chodzi?

Tu już nie mogłam czerpać z własnego doświadczenia, więc potrzebowałam metafory. I wymyśliłam sytuację, której z losem uchodźców raczej byśmy nie skojarzyli. Na warsztaty zapisujemy się świadomie i dobrowolnie, to proces, ustalony szereg działań służący temu, by się w czymś doskonalić, tymczasem wojennego losu nie można się przecież nauczyć, zostajemy w niego wrzuceni. Nigdy nie jesteśmy na takie okoliczności przygotowani. Zawsze zdają się niemożliwe, są absurdalne i chciałam podkreślić ten absurd.

Naprawdę absurdalne jest to, co w Polsce mówi się o uchodźcach.

Właśnie, to był jak wiadomo temat bardzo upolityczniony, służył za narzędzie do siania strachu, sterujące nastrojami społecznymi zwłaszcza w okresie okołowyborczym, a teraz - medialnie - jakby się już trochę zużył. Tymczasem narodowa reakcja na kryzys uchodźczy ("nie przyjmujemy wrogów ojczyzny, bo rozsieją zarazę i będą gwałcić nasze żony") jest nadal żywa i porażająco nieludzka, a przecież wystarczyłoby uruchomić wyobraźnię i pomyśleć, że wojna naprawdę może spotkać każdego. W sztuce staram się dość mocno podkreślać lokalność zdarzeń - kawa Astra, nazwy ulic, imiona bohaterów -to wszystko ma być jednoznacznie polskie, bomby spadają nie na Bliskim Wschodzie, nie w latach czterdziestych, ale tutaj i teraz. Uderza mnie nasza hipokryzja w formowaniu wszelkich tez o uchodźcach jako tych Innych, obcych, jakby byli dzikusami. Autor polskiego hymnu, Wybicki, i jego bohater Dąbrowski to byli uchodźcy. Obie wojny światowe skazały tysiące Polaków na ten los. Ale stwierdzam teraz oczywistości I prawdopodobnie w teatrze też będę przekonywać przekonanych, którzy myślą podobnie jak ja. Szkoda, że scena przestała już być forum wymiany poglądów. Ale uważam, że teatr jest doskonałym narzędziem (choć nie lubię myśleć o teatrze jako narzędziu) do uwrażliwiania na drugiego człowieka. Jakkolwiek górnolotnie czy staromodnie to brzmi, potrzebne nam są coraz to nowe pokłady wrażliwości.

Temat może nie jest już na topie, ale łodzie przypływają cały czas

Dlatego zależało mi na tym, żeby trochę publiczność poruszyć. Nie wolno nam zamykać oczu na fakty, takie zjawiska nie wysycają się z czasem, nie tracą na ważności. Mogę być posądzona o cynizm, ale temat uchodźców mnie osobiście bardzo boli i gniecie. Samo to słowo - uchodźca - działa jak zaklęcie. Pod wpływem narodowej narracji nie dostrzegamy w nim losu człowieka, pozbawionego wszystkiego, co znał i kochał, widzimy szereg wartościujących epitetów i uogólnień. W didaskaliach proszę, by w materiałach promocyjnych w miarę możliwości nie zdradzać, czego sztuka dotyczy. Co jest może naiwne, ale w Szczecinie na spektaklu przedpremierowym zadziałało: widownia była mocno zaskoczona tą przewrotką w środku spektaklu. Mój widz idealny powinien sobie o tym przedstawieniu myśleć "nudne, małe, znowu psychologia, baba to pisała na pewno", a potem doświadczyć niespodziewanego zwrotu akcji. Najpierw uśpić, rozleniwić, a potem bez ostrzeżenia przypierdolić, to jeden z moich sposobów na to, by widz doświadczył teatru bardziej osobiście, kiedy już zdąży opuścić gardę.

Sama właśnie wróciłaś z warsztatów, ale nie z uchodźstwa. Co robiłaś na Białorusi?

Byłam na warsztatach translatorskich, Instytut Adama Mickiewicza wraz z wydawnictwem Lohvinau wydaje antologię polskich dramatów i zostaliśmy zaproszeni do pracy z  tłumaczami. Wychodzi mój "Dziób w dziób" (druk. "Dialog" nr 7-8/2013), tekst dosyć stary, do którego sama mam już dystans, tymczasem on właśnie teraz robi międzynarodową karierę W każdym razie siedzieliśmy na wsi, właściwie w wiosce artystycznej w Kaptarunach, gdzie trwał także festiwal literatury. A już jutro ruszamy w drogę prywatnie, rodzinnie, kamperem.

Uchodźstwo kontrolowane?

Tak, to ten przyjemny rodzaj ucieczki, którego moi bohaterowie nie doświadczyli. Wesołe przygody uprzywilejowanych ludzi, co wojnę oglądają na filmach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji