Artykuły

Jesteśmy Kordianami? Rozmowa z Anną Wakulik

- Słyszałam też o Kanadyjczyku - to historia sprzed kilkunastu lat - który wspinał się i miał połączenie telefoniczne ze swoją żoną w ciąży. Nie rozłączył się nawet, kiedy umierał - relacjonował jej własną śmierć, do ostatniego oddechu - Justynie Jaworskiej opowiada Anna Wakulik.

Justyna Jaworska: Zacznę od największej kontrowersji: czy Wanda z "Waszej wysokości" to Rutkiewicz?

Anna Wakulik: Zastanawiałam się, jaki jest status tej postaci i czy powinnam zmienić imię bohaterki. W obecnej wersji wykorzystuję elementy z życia Wandy Rutkiewicz, w pierwszej wersji tak nie było. Ale przyznaję, że zbierając materiały do sztuki sporo o niej czytałam, bo też niewiele informacji można znaleźć o innych kobietach, które się wspinały. O Rutkiewicz siłą rzeczy najwięcej wiadomo: są filmy, wywiady, rozmaite wspomnienia, jest też porządny wywiad-rzeka, który wchodzi głębiej w jej w psychikę i motywacje, mimo że nie była osobą skorą do wyznań - tak jak zresztą wszystkie osoby z tego środowiska. Rutkiewicz miała też pokomplikowane życie prywatne. Nie udały jej się dwa małżeństwa, potem była z Kurtem Lyncke-Krügerem, który zginął podczas ich wspólnej wyprawy. Dwa lata później zaatakowała Kanczendzongę właściwie samotnie, bez przygotowania, dlatego przekonuje mnie hipoteza o samobójstwie - nawet jeśli nie jest prawdą, to na pewno jest wodą na mój dramaturgiczny młyn. Moja Wanda to osobny byt, ale inspirowany prawdziwym życiorysem.

Po czytaniu twojego tekstu w TR protestowały obecne na sali osoby, które ją znały.

To spotkanie było hardkorowym przeżyciem - przyszli na nie alpiniści, wspominali papieżycę Wandę i dziwili się, że czytająca jej kwestie Jadwiga Jankowska-Cieślak mówi innym głosem i inaczej wygląda. Bronili postaci takiej, jaką zapamiętali: atrakcyjnej i szlachetnej kobiety. Nie brali jednak pod uwagę tego, że w swojej fantazji przedstawiam bohaterkę dziś, ponad dwadzieścia lat po jej śmierci. Zastanawiałam się w tekście, co by było, gdyby przeżyła i zetknęła się ze światem dzisiejszego himalaizmu - sportu uwikłanego w media, rozmaite relacje rynkowe i przeżartego przez komercję. Mimo że nadal jest to "inteligencka" dyscyplina sportowa, w której bardziej od osiągania granicy wytrzymałości fizycznej liczą się psychiczne i społeczne skutki wspinaczki, trochę zmieniły się reguły. Na pewno rywalizują ze sobą dwa światy, dwa czasy i dwa etosy. Czytałam wspomnienia wspinacza, który kilka dekad temu dostawał listy od młodzieży - chłopcy pisali, że dzięki niemu lepiej się uczą, że jest dla nich wzorcem moralnym. Że też chcą sięgnąć szczytów! Dziś to by chyba nie było możliwe.

A męski bohater, Jerzy, to Kukuczka?

Nie! Nawet mi to nie przyszło do głowy. To jest bardzo ładne, popularne imię męskie.

W marcu zeszłego roku zaczął się spektakl medialny po tragedii na Broad Peak, pisze o nim w tym numerze Przemysław Wilczyński. Twoja sztuka miała być na ten spektakl reakcją?

Z zamówieniem na tekst przyszła do mnie reżyserka Kasia Kalwat, rzeczywiście poruszona tym, co się wtedy działo w mediach. Też to zaczęłam śledzić, bo to jednak było dla polskiego himalaizmu najbardziej dramatyczne wydarzenie od lat. Ale i sposób, w jaki się teraz relacjonuje wyprawy, jest fascynujący. Niedawno Adam Bielecki wchodził na Kanczendzongę, nie udało mu się, ale tweetował stamtąd i instagramował, wszystkie nowe kanały komunikacyjne poszły w ruch. Słyszałam też o Kanadyjczyku - to historia sprzed kilkunastu lat - który wspinał się i miał połączenie telefoniczne ze swoją żoną w ciąży. Nie rozłączył się nawet, kiedy umierał - relacjonował jej własną śmierć, do ostatniego oddechu.

Podobno ostatniemu projektowi Wandy Rutkiewicz miała towarzyszyć kamera.

Tak, ona już miała zresztą świadomość, że trzeba pozyskać sponsorów i że te góry to jest w dużej mierze spektakl. Wyprawa to są ogromne koszta i wielka operacja logistyczna. Rutkiewicz czuła się też trochę ambasadorką polskiego himalaizmu: jeździła na spotkania z ludźmi, dobrze się ubierała, pozowała do zdjęć, trochę wchodziła w rolę gwiazdy, bo to ułatwiało kolejne wyprawy. I nie mówię o tym jako o czymś złym. Chciała osiągnąć cel, który był dla niej najważniejszy, a taka była tego cena. Ja to rozumiem.

Pokazujesz, co z himalaizmem robią media i jak etos ludzi gór zderza się ze współczesnością. Ale chyba chodziło ci o coś jeszcze?

Zastanawiam się, czy nie pisałam tego trochę z tezą: że sport wyczynowy czy podróżowanie to jednak rodzaj ucieczki. Interesowało mnie, co może być pociągającego w dziwnej przestrzeni gór, gdzie właściwie nie ma nic. I jak bezsensowne musi się wydawać codzienne życie ludziom, którzy idą w to "nic". Zastanawiające jest też dziwne fatum rodzinne...

No właśnie: himalaiści, którym pospadali w górach bliscy, idą potem i giną.

Maciej Berbeka był małym chłopcem, kiedy jego ojciec osierocił ich z bratem, po czym sam zginął, gdy najmłodszy z jego synów był w tym wieku. A jego brat wyruszył na Broad Peak szukać ciała. Dręczyło mnie oczywiście pytanie, dlaczego ludzie uprawiający sporty ekstremalne narażają swoje rodziny na osierocenie i trudną żałobę. Czy codzienność naprawdę nie jest sexy? Czy lepiej, żeby tata był martwym bohaterem, czy żywym przeciętniakiem? Bardzo polecam książkę Góry na opak, rozmowy Olgi Morawskiej, wdowy po himalaiście, z innymi krewnymi tych, którzy wspinali się albo wspinają się nadal. Z dołu, z zaplecza wygląda to trochę inaczej. Ciekawe swoją drogą, skąd się wziął fenomen chodzenia po górach właśnie w Polsce, w kraju nizinnym.

Ano właśnie. Jesteśmy Kordianami?

Też mi wyszło, że jesteśmy romantyczni, mamy tendencje samobójcze. Ale przecież wynikało to także z czasów, z sytuacji politycznej: wspinacze z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych to byli ludzie, którzy chcieli wyjechać, a można było wtedy wziąć urlop na rok bez wielkich konsekwencji... W krajach kapitalistycznych było mniej wspinaczy, bo nie mogli tak po prostu zwolnić się z pracy! No i w naszym przypadku była to jednak polska inteligencja, sporo naukowców, artystów. Umówmy się - to byli raczej filozofowie niż piłkarze. Do tego dochodziła sprawa narodowa: polska szkoła himalaizmu i jej sukcesy, którymi żył cały kraj.

A co znalazłaś teraz w internecie?

Bałagan. Nie czytałam zbyt wielu komentarzy, które zresztą, jak szybko się zorientowałam, ustawiły się biegunowo. Z jednej strony wymyślano himalaistom od idiotów, z drugiej padały głosy narodowej dumy: że może nie zeszli, ale weszli, że przynajmniej próbowali.

Z samymi himalaistami rozmawiałaś?

No wiesz, nie jest ich znowu tak wielu, ci najsłynniejsi spadli. Nie starałam się dotrzeć do żyjących gwiazd, bo nie chciałam mieć dla postaci zbyt wyraźnych pierwowzorów. Rozmawiałam natomiast z osobami, które wspinały się, ale przestały, kiedy na przykład urodziły się dzieci. Co najmniej dwie ważne w moim życiu osoby były też związane z wiecznie uciekającymi od świata nizin mężczyznami - i niech mi nikt nie mówi, że nie miało to na nie wpływu, że wspinanie nie kosztuje wszystkich pozostających w relacji z alpinistą osób. W tym środowisku sporo jest ambicji, rywalizacji, niewyjaśnionych spraw. Ciekawa byłaby pewnie rozmowa z Adamem Bieleckim. Został zlinczowany za to, że pozwolił kolegom zginąć na Broad Peak, tymczasem wcale nie wiemy, jaka jest prawda. Bo jak zapytać o te chwile, kiedy robisz jeden krok przez dziesięć minut i mózg odłącza ci się od wszystkiego?

A czy całe to łażenie po górach nie miota się trochę między pokorą a pychą?

Pycha - może to jest właściwe słowo. Fatum, pycha - dużo tu antycznych tematów! Mówiłam o ambicji, ale rzeczywiście trzeba się przecież uważać za kogoś wyjątkowego, żeby chcieć zdobyć koronę świata, wierzyć, że wygra się z naturą i przypadkiem. Jest w tym coś wstydliwego, jakiś narcyzm, może dlatego alpiniści niechętnie o tym mówią, a przynajmniej nie chcieli mówić po czytaniu mojej sztuki. Używają z kolei języka pokory: że trzeba się pokłonić górze, poczekać, aż nas wpuści, że jesteśmy niczym wobec potęgi natury. I znowu, jakie to polskie: mało racjonalne, raczej ze sfery magii i zaklęć.

Masz poczucie, że staż w Royal Court wpłynął na twoje pisanie?

Wpłynął i oceniam to tylko na plus. Niech mi nikt nie mówi, że im więcej w tekście na scenę bałaganu, fikołków językowych i puszczania oczka do widowni - patrz, jaki jestem inteligentny, ile znam słów i jak ci je teraz wszystkie powiem w dwustronnym monologu do mikrofonu - tym jest lepszy. Kolts jest super, ale mam też wielki szacunek do rzeczy la Pinter: im mniej, tym lepiej, wszystko dzieje się poza słowami, pisarz jest pokorny, a aktor ma niesamowite rzeczy do zagrania. W ogóle się nie wstydzę, że na przykład "Sierpień w hrabstwie Osage" uważam za tekst wybitny w przeciwieństwie do wielu pisanych na kolanie logorei. Royal Court pokazał mi, że ten straszny realizm wcale nie musi być taki straszny, betonowy i wsteczny. Zauważ, jak wielką radość daje oglądanie amerykańskich seriali - to oczywiście inne medium, ale inteligentny, sprawiający intelektualną frajdę dialog jest czymś wspaniałym. A napisać go tak, żeby był prawie niewidoczny, to wielka sztuka.

Za wystawienie "Waszej wysokości" trzymamy kciuki. Powiedz na zakończenie kilka słów o Tarnowie, gdzie byłaś do niedawna kierownikiem literackim.

Mam wiele refleksji na temat funkcjonowania instytucji kultury, całego biznesu, jaki jest z nimi związany, tysiąca struktur, które wewnątrz nich panują i nieuchronnego ich romansu z władzą i polityką. Otworzyły mi się też oczy na Polskę, której nie znałam: tę, która nie jest Warszawą ani Sopotem, tylko miastem, które zamiera po godzinie dziewiętnastej, a jedna czwarta mieszkańców to emigranci zarobkowi. Czy oni chodzą do teatru? I dlaczego odpowiedź brzmi "nie"? Zastanawiałam się, gdzie są ci pełni energii ludzie, których widzisz przy okazji imprez kulturalnych w Warszawie, gdzie są studenci, którym teatr rozpala coś ważnego w głowie? Gdzie jest teatr, z którego nie chce się wychodzić i o którym rozmawia się do późnej nocy? To była świetna przygoda i dużo spędzonych z Eweliną Pietrowiak godzin, w czasie których nauczyłyśmy się tyle, że ho ho.

Możesz powiedzieć sobie jak himalaistka: przynajmniej próbowałaś.

I teraz muszę odpocząć. Nawiasem mówiąc w górach Atlas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji