Artykuły

Dulska bez rygorów

Pomysł jest prosty: "Moralność pani Dulskiej" pokazana zostaje we współczesnym wnętrzu i kostiumie. Decyzja ta oznacza, że teatr uważa dramat Gabrieli Zapolskiej za utwór zawierający współcześnie ważne myśli i znaczenia. I uważa tak słusznie, tyle że zamiast dramatu na toruńskiej scenie oglądamy plakat. Plakat z toksyczną rodziną w chorym świecie.

Publicystyczna aktualność niemal stuletniej "Dulskiej" jest oczywista, od aborcji zaczynając, a na problematyce spójności etosu mieszczańskiego kończąc. Ale tego właśnie starcza na plakat, bo dramat u Zapolskiej rozgrywa się (przepraszam za łopatologię) między tym, co deklarowane a tym, co rzeczywiste, no i przede wszystkim między postaciami.

Zamiast manifestacyjnie uporządkowanego salonu mamy eklektyczną dekorację z nowoczesną kanapą, starym stołem i przezroczystym ekranem ze świecącymi dookoła modnymi lampkami. Zamiast plisowanych spódniczek panienki noszą bojówki i pokazują sporo ślicznego ciałka. Publiczność na ogół lubi ciałko, więc grzechu nie ma, tyle że nie ma również suspensu, nie ma problemu: rewolucja już się dokonała, rygory mieszczańskie prawie zapomniane, wszystkiego można

się spodziewać, więc po erotycznych ewolucjach na elektrycznym grzejniku spodziewamy się raczej dalszych atrakcji niż dyskusji o wartościach i podwójnej moralności.

Prostota założenia odbija się negatywnie na grze aktorów. Wystarcza kilka scen, by wyczerpali możliwości. W największym stopniu dotyczy to Dulskiej w wykonaniu Jolanty Teski. Aktorka daje bohaterce wyraźny charakter, tworzy świetną sylwetkę - i na tym koniec. Stara się przed tym bronić Małgorzata Chojnowska, która po początkowych przydługich pantomimach buduje postać Hanki wręcz surowymi środkami, stopniowo dodając wzbogacające ją cechy. Ucieczką od jednowymiarowości ratuje się też Maria Kierzkowska jako Mela.

Najlepiej w tej sylwetkowej, plakatowej konwencji zmieścił się Niko Niakas jako Dulski. Do hip-hopowego salonu nowomieszczańskiego wniósł tradycyjny, elegancki dystans, spokój i rzetelny rys komizmu. Tylko jego relacje z pozostałymi postaciami mają cechy dobrej roboty teatralnej - bo po prostu istnieją. Scena porozumiewania się z Dulską poprzez pisanie kartek, znana m.in. z "rozwodowych" reportaży, Jest jedną z najlepszych. Ale Dulski jest na scenie parę minut - więc Niakas miał fory.

Niebagatelnym problemem do rozwiązania było pogodzenie współczesnego języka znaku z dziewiętnastowiecznym (z ducha) językiem tekstu. Trzeba przyznać, że prawie się to udało i ponowne, krytyczne przyjrzenie się przedstawieniu pozwoliłoby wyeliminować kilka pozostałych jeszcze, a nieuzasadnionych archaizmów. Ale nade wszystko kilka scen wymagałoby skrótów, gdyż długie gadanie - gdy wszystko jasne -jest grzechem.

Reżyserem "Moralności" jest Andrzej Bubień, dyrektor artystyczny toruńskiego teatru. Szkoda, że dramat Zapolskiej wydaje się od tej inscenizacji i mądrzejszy, i dojrzalszy. Z jednym wyjątkiem: przestrzeni scenicznej. Aleksandra Semenowicz (przyznająca Bubieniowi współautorstwo koncepcji) umieściła nowomodną kanapę na przecięciu dróg z barwnej wykładziny. Scenę podzieliła półprzeźroczystym ekranem, za którym widać postacie wchodzące i wychodzące z kamienicy. Ekran nie jest dobrze wyzyskany, bo ilustrowanie napięć dramatycznych zmianą światła z ciepłego na zimne to chyba efekt zbyt oczywisty.

Inaczej z kanapą: odczytałem jej ustawienie jednoznacznie: wszyscy trafimy kiedyś do salonu Dulskich. I będziemy musieli zachować czujność, by nie dać się zmylić, co tu walorem jest, a co pozorem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji