Artykuły

Wacław,Konrad,Kordian

NAJWIĘKSZĄ zasługą Adama Hanuszkiewicza jest przypomnienie i pełna rehabilitacja dzieła za­pomnianego poety Stefana Garczyńskiego.

Po przeczytania "Wacława dziejów" (wydanych z inicja­tywy Adama Hanuszkiewicza w związku z premierą w Tea­trze Narodowym przez PIW po raz pierwszy w XX wieku) i po zapoznaniu się z tym, co pisał i mówił o Garczyńskim Mic­kiewicz, z tym większym zain­teresowaniem oczekiwaliśmy inscenizacji poematu. Pamiętać należy, że "Wacława dzieje" nie są dramatem, aczkolwiek zawierają kilka scen pisanych w formie dialogowej. Zadawa­łem więc sobie pytanie, jak u­da się Hanuszkiewiczowi prze­nieść cały ten utwór na scenę, jak wypadnie jego konfronta­cja ze współczesnym widzem?

Wypadła nadspodziewanie dobrze. Słucha się tej poezji z ogromnym zainteresowaniem. Dociera do nas przede wszyst­kim śmiała i mądra myśl pol­skiego heglisty poety-filozofa, którego pasjonowały nie tylko sprawy narodu, lecz także problemy społeczne i rozmyślania nad przyszłością i dalszym roz­wojem świata.

Narzucają się oczywiście skojarzenia z "Dziadami", "Kordianem", "Nieboską ko­medią" Niektóre sceny przypo­minają żywcem dzieła naszych największych poetów romanty­cznych. Jest więc jakby w za­lążku "Bal u Senatora" i "Sa­lon Warszawski", jest scena przypominająca spisek korona­cyjny z "Kordiana" i śmierć żony, uderzająco podobna do śmierci żony hrabiego Henry­ka z "Nieboskiej komedii".

Byłaby jałowym trudem próba udowodnienia, że Mic­kiewicz, Słowacki i Krasiński popełnili plagiat w stosunku do dzieła Garczyńskiego; pozo­stawmy te spory polonistom.

Adam Hanuszkiewicz po­traktował swe zadania insce­nizacyjne z wielką skromnoś­cią i szacunkiem wobec dzieła zapomnianego poety. Starał się dać prawie cały tekst "Wacła­wa dziejów", niewiele "insce­nizował", nic nie dodawał od siebie. Szedł drogą, która przy­niosła mu tak piękny sukces w przedstawieniu "Norwida". Przedstawienie "Wacława dzie­jów" zaczyna się jak spektakl teatru rapsodycznego. Jest w nim tylko kilka scen prawdzi­wie teatralnych i te działają przez kontrast z ascezą scen rapsodycznych szczególnie mocno. Więc scena w karczmie, wspaniały "Bal w zamku", gdzie raz tylko Marian Kołodziej mógł popuścić wodze swej barokowej, wspaniałej wyobraźni w pięknych kostiu­mach, kontrastujących z nie­zmiennie czarnym, jakby wy­bitym kirem tłem, towarzy­szącym całemu przedstawie­niu, przypominająca do złudze­nia spisek koronacyjny z "Kor­diana" scena pt. "Związek" i scena gry w karty wyższych oficerów, którą Hanuszkiewicz przeniósł z pokoju na biwak.

Nie mniej ważną od efek­townych scen zbiorowych jest jednak w tym przedstawieniu wielka rozmowa Wacława z Nieznajomym, a szczególnie monolog Nieznajomego, wypo­wiedziany niezwykle przeko­nująco przez Daniela Olbrych­skiego. Przedstawienie jest także pięknym sukcesem mło­dziutkiego Krzysztofa Kolber­gera w roli Wacława. Oddaje on wrażliwość i inteligencję poety, jest szczery, żarliwy, pełen szlachetnych porywów, a przy tym ma wdzięk, bez które­go trudno sobie wyobrazić ro­mantycznego bohatera.

Spektakl prowadzi mądrze i z epickim dystansem sam Adam Hanuszkiewicz, mając w zespole tak wytrawnych akto­rów (nawet w niewielkich ro­lach), jak Franciszek Pieczka, Aleksander Dzwonkowski, Krzysztof Chamiec, Kazimierz Wichniarz, Włodzimierz Bed­narski i Mirosława Dubraw­ska.

Najsłabiej wypadła w przed­stawieniu poprzedzająca za­kończenie scena Wacława z siostrą Heleną. Bożena Dykiel przekrzyczała tę rolę, tak, właściwie bez tej sceny przed­stawienie zyskałoby na warto­ści.

Jedną z najmocniejszych części spektaklu stała się mu­zyka Andrzeja Kurylewicza. Stopiła się tak organicznie z poezją, iż trudno sobie bez niej wyobrazić to widowisko. Bar­dzo dobrym pomysłem Hanu­szkiewicza było podawanie niektórych wierszy Garczyń­skiego w formie songów i bal­lad, śpiewanych przez aktorów przy dźwiękach romantycznej, a jednocześnie bardzo współ­cześnie brzmiącej muzyki.

Przywracając świadomości narodowej dzieło Garczyńskie­go wywiązał się Teatr Narodo­wy chwalebnie z jednego ze swych najważniejszych zadań, twórczej pielęgnacji najlep­szych tradycji naszej literatu­ry. Dostrzegamy w tym utwo­rze, jakby w zalążku kiełki pol­skiego romantyzmu. "Wacława dzieje", to jakby pierwszy rzut dziejów Konrada i Kor­diana, dziejów hrabiego Hen­ryka i Mak Yksa, całego ciągu postaci - sięgających aż po Konrada z "Wyzwolenia".

Jest to może przedstawienie dla smakoszów, miłośników i znawców naszej literatury, ale na szczęście jest ich coraz wię­cej. Nie będzie to więc spek­takl elitarny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji