Artykuły

Wacława dzieje

Jest to coś więcej niż tyl­ko wydarzenie teatralne. Adam Hanuszkiewicz wpra­wił w popłoch naszą poloni­stykę wystawiając poemat STEFANA GARCZYŃSKIEGO "Wacława dzieje". Zdarzyło się bowiem coś niezwykłego. Mieliśmy w naszej literaturze roman­tycznej poetę znakomitego, o którym Mickiewicz pisał: "Talent wielki i daleko pój­dzie, już teraz jest na stano­wisku, na którym ostatnie dzieła moje spoczęły", o któ­rym i Krasiński i Słowacki mówili z wielkim uznaniem - i który zapadł w zupełną niepamięć. Od 1900 r. nie została wznowiona ani je­dna jego rzecz. Nie upom­niał się o Garczyńskiego ża­den historyk literatury. A to, co o Garczyńskim pisa­no, świadczy niedwuznacz­nie, że nie był on po prostu czytany. Wtórny, epigoński, poeta niewielkiego lotu - a już same "Wacława dzie­je" świadczą o czymś aku­rat odwrotnym. Nie epigon, lecz raczej prekursor, przy­najmniej w stosunku do "Kordiana" Słowackiego. Wyładowany myślą, świetny poetycko. Hanuszkiewicz stawia "Wacława dzieje" w tym samym rzędzie co "Kordiana" i "Nieboską Ko­medię" i ma najzupełniejszą rację. Można to stwierdzić nie tylko słuchając przed­stawienia.

Teatr Narodowy spowo­dował ukazanie się książko­wego wydania poematu. Łącznie z programem tea­tralnym można sobie kupić PlW-owską edycję "Wacła­wa dziejów". Piękna to ro­bota!

Kilka słów o Garczyń­skim. Urodził się w 1805 r. do szkół chodził w Warsza­wie; w latach 1825-1829 studiował prawo i filozofię na Uniwersytecie w Berli­nie był uczniem Hegla i hi­storyka Edwarda Gansa. W Berlinie poznał Adama Mic­kiewicza, z którym później związała go serdeczna przy jaźń. Brał udział w powsta­niu listopadowym. Walczył w szeregach szwadronu Jaz­dy Poznańskiej, między in­nymi w bitwach pod Gro­chowem, Wawrem, Dębem, Ostrołęką. Pod koniec pow­stania mianowano go adiu­tantem generała Umińskie­go, który bronił Warszawy. Wiosną 1832 r. ujawniła się poważna choroba płuc. Gar­czyński gorączkowo pracu­jący miał już gotowy na­stępny po zbiorku "Poezje różnego rodzaju" wybór wierszy. Wydaniem "Poe­zji" zajął się w Paryżu A­dam Mickiewicz. Mickiewicz też, kiedy zdrowie Garczyń­skiego zaczęło się pogarszać, przerwał pisanie "Pana Ta­deusza" i pojechał do Szwaj­carii pielęgnować przyjacie­la. Z Szwajcarii beznadziej­nie już chorego autora "Wa­cława dziejów" wiózł Mic­kiewicz na południe do Włoch. W drodze, w Avignonie, Garczyński umarł 20 września 1833 r. mając lat 28.

"Niezawodnie pokazuję się - pisał Mickiewicz w liście do Garczyńskiego - że wię­cej przez głowę twoją prze­szło myśli niż przez moje... Ileż wierszy w "Wacławie", nad którymi dumam jak nad drogami Pompei, my­śląc o kołach, które musia­ły w tył i w przód przeje­chać tyle razy, nim tę ko­leinę wygryzły. Możesz być pewny, że to dzieło zupełnie leży w teraźniejszym czasie i dziwnie odbija stan duszy wielu ludzi".Słuchając tego poematu z Narodowej Sceny, w sto czterdzieści lat póź­niej, jesteśmy tego samego zdania. W poemacie Gar­czyńskiego czuje się przy­gotowanie filozoficzne, jest to nie tylko błyskotliwa poezja. Garczyński szuka sensu i celu życia, równo­wagi między entuzjazmem młodości a tym, co niesie dojrzałość, doświadczenie życiowe, wiedza.

Przedstawienie ADAMA HANUSZKIEWICZA ma wszystkie walory najlep­szych jego inscenizacji. Po­trafi on jak nikt inny insce­nizować poezję romantycz­ną. Jego "Norwid" czy "Be­niowski" są tego niepodwa­żalnymi dowodami. W tym cyklu trzeba umieścić i Gar­czyńskiego. W ascetycznej, tym razem, dekoracji MA­RIANA KOŁODZIEJA - pusta scena wybita czarnym aksamitem - w wirtuozow­ski sposób rozgrywa roman­tyczny poemat nie pisany z myślą o scenie. Płynnie, bez zgrzytów i pustych miejsc, wydobywając z "Wacława dziejów" wszystkie jego treści. Znakomita jest też obsada. Tytułowego bohate­ra gra młody, wybijający się aktor KRZYSZTOF KOL­BERGER. Jest autentycznie młodzieńczy i w naturalny sposób romantyczny; może tylko mniej intelektualnie dojrzały, niżby wymagał tekst Garczyńskiego. Matkę bardzo pięknie, stylowo, wydobywając całą gamę odcieni gra MIROSŁAWA DUBRAWSKA. Sam Ha­nuszkiewicz gra narratora ze swobodą i maestrią, jak zwykle. DANIEL OL­BRYCHSKI w roli Niezna­jomego stworzył jedną z ciekawszych kreacji w swo­im dorobku. Cienka ironia, pełna świadomość dwu­znaczności tej postaci, wy­rafinowane środki użyte dla jej pokazania - takiego Ol­brychskiego jeszcześmy nie widzieli. I jeszcze - śliczna i utalentowana BOŻENA DYKIEL jako Helena, bar­dzo dobry FRANCISZEK PIECZKA jako ksiądz, mło­dziutka SŁAWOMIRA ŁO­ZIŃSKA w roli Ludmiły.

Tak więc Teatr Narodo­wy sprawił nam podwójną przyjemność. Przywrócił polskiej literaturze świetne­go poetę niesłusznie zapom­nianego i dał przedstawie­nie, które jest radością dla oka i ucha.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji