Artykuły

To żaden wstyd

- Po zmianach rynkowych w Polsce każda oferta stałej pracy dla aktora nabrała atrakcyjnego charakteru. Atrakcyjnego z wielu względów, w tym finansowych. Minęły już czasy, kiedy człowiek wstydził się mówić, że zarabia pieniądze - mówi aktor i prezenter telewizyjny KAROL STRASBURGER.

Emitowany od wielu lat na antenie telewizyjnej Dwójki teleturniej "Familiada" cieszy się nieustanną sympatią widzów. Gospodarz programu, Karol Strasburger [na zdjęciu], obchodził w tym roku 35-lecie pracy artystycznej.

Wystąpił pan m.in. w "Agencie nr 1", "Polskich drogach", "Ekstradycji", "Kameleonie". Popularność przyniosły panu role postaci pozytywnych, dzielnych i heroicznych. Czy czuje się pan zaszufladkowany?

- Zaszufladkowany? W pewnym sensie tak. Zwłaszcza jeśli chodzi o kategorię człowieka reprezentującego jakąś pozytywną formę działania, bez względu na gatunek filmu - czy to kryminału, czy dramatu wojennego. Takie role nie do końca mi odpowiadają, gdyż wolałem zawsze grać postaci negatywne. Pozytyw są nieciekawe, jednowymiarowe. Ale tak to wyszło. Nie chciałem buntować się przeciwko temu wizerunkowi. Postaci dwuznaczne są dla aktora bardziej interesujące podczas pracy nad nimi. Aktor konstruuje sobie bohatera w głowie, w wyobraźni, na papierze. Rola mająca więcej odcieni jest bardziej ciekawa niż taka, która ma tylko jeden wymiar. Skoro wiadomo, że facet od początku do końca jest porządny, to dla mnie jest to kiepski materiał do grania. Bo co tu grać?

Ale zagrał Pan przecież kilka negatywnych postaci...

- 'Tak-W jednym z odcinków serialu "07 zgłoś się", zatytułowanym "Skok śmierci", zagrałem cyrkowca, złodzieja i mordercę. Z kolei w filmie " Wielki Szu" wcieliłem się w szulera i cwaniaczka.

I z niezłym rezultatem, jak sądzę. Pomówmy teraz o "Familiadzie". Jest Pan prezenterem tego teleturnieju już od wielu lat, a program cieszy się niesłabnącą popularnością i wciąż pojawia się na antenie Dwójki w soboty i niedziele. Jak to się stało, że tak popularny aktor jak Pan został prezenterem teleturnieju?

- Na całym świecie aktorzy prowadzą tego typu turnieje, realizują się w innych formach niż teatr i film. Programy te, najczęściej na licencji amerykańskiej, są komercyjne i ich producenci szukają kandydatów na prowadzących właśnie w środowiskach aktorskich, najlepiej ze znaną twarzą. Na tej zasadzie i ja otrzymałem propozycję. Przyjąłem ją, chociaż miałem dylemat. Zdawałem sobie sprawę, że podjęcie przez aktora tego typu działalności może zostać źle przyjęte w środowisku artystycznym.

Dlaczego?

- Jako zajęcie za mato ambitne, za mało aktorskie. W czasie studiów w szkole teatralnej moi wykładowcy, między innymi Jan Kreczmar i Marian Wyrzykowski, wpajali nam do głów, że miejsce aktora jest na scenie, a film i telewizja to instytucje obniżające prestiż naszej profesji. Co powiedzieliby w takim razie, gdyby żyli, dowiedziawszy się, że któryś z ich wychowanków został prezenterem telewizyjnego quizu?!

Skoro przyjął Pan propozycję, to zapewne nie podzielał Pan tego rozumowania?

- Nie podzielałem. To przecież nie jest żaden wstyd robić coś dobrze i uczciwie. Jeśli gram na przykład Hamleta na scenie, a następnego dnia prowadzę program telewizyjny, to moje role teatralne nic na tym nie tracą, a ja jestem bogatszy o nowe doświadczenia. Ponadto po zmianie rynku w Polsce każda oferta stałej pracy dla aktora nabrała atrakcyjnego charakteru. Atrakcyjnego z wielu względów, w tym finansowych. Minęły już czasy, kiedy człowiek wstydził się mówić, że zarabia pieniądze. Trzeba przecież z czegoś żyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji