Artykuły

Coś się musi dziać

- Swoje pierwsze kroki w Warszawie stawiałam ponad dziesięć lat temu, a sukces przyszedł dopiero dzisiaj. Zdarzały się sytuacje, kiedy musiałam dokonywać wyboru: czy pojechać na casting, czy zapłacić rachunek. To nie były łatwe początki. Ale zawsze wierzyłam, że ten "mój" moment nadejdzie - opowiada ANNA GUZIK z Teatru Polskiego w Bielsku Białej, popularna aktorka serialowa.

Ciągle na walizkach. ciągle żyje w biegu, czasami na parę razy w tygodniu przemierza pociągiem trasę Warszawa-Bielsko-Biała-Warszawa. - Mam, "niestety, parę domów, ale takie są realia tego zawodu, że nie należy się przyzwyczajać do jednego miejsca - mówi. Właśnie skończyła 30 lat i chociaż bez wątpienia przeżywa właśnie swoje "pięć minut" jako aktorka, nie zapomina, że kobieta jest również tą, która buduje domowe ognisko.

Karolina Morelowska: Pokochaliśmy już Helę?

Anna Guzik: Do tej pory byłam kojarzona wyłącznie z moją postacią z serialu "Na Wspólnej", Żanetą. Teraz to się zmieniło. Widzowie może niekoniecznie wiedzą, kto to jest Anna Guzik, ale doskonale widzą, kim jest Hela! Chociaż obydwie postaci są dość barwne i charakterystyczne, ta druga zdecydowanie zwycięża. I to się czuje. Kiedy słyszę na ulicy: "Helu", już wiem, że to do mnie (śmiech). Nie dołuje mnie to ani nie myślę: "Wow, nareszcie zostałam gwiazdą". Śmieję się, że to syndrom "Szarika", ludzie zżywają się ze swoimi bohaterami, wiem, że tak jest - to naturalne.

Masz poczucie, że odniosłaś sukces?

- Na pewno przestałam być anonimowa. Poza tym wiem, że rozśmieszanie ludzi, znalezienie haczyka, który spowoduje, że widzowie kupią dany humor, to bardzo trudne zadanie. Rozbawić ludzi, jak robi to choćby Rowan Atkinson, czyli Jaś Fasola, to wyższa szkoła jazdy, a nade wszystko wyższa szkoła warsztatu aktorskiego. Przygotowania do komedii trwają o wiele dłużej niż do każdego innego gatunku. Czułam, że spoczywa na mnie olbrzymia odpowiedzialność za Helę. Na szczęście udało się, serial ma dużą oglądalność, zyskał sporą sympatię widzów. A sukces Heli to także mój sukces. Nie powiem dzisiaj z fałszywą skromnością, że czuję się tą samą Anią Guzik, co wcześniej, przed rozpoczęciem serialu, bo tak nie jest! W moim życiu wiele się zmieniło.

Zawsze marzyłaś, żeby zostać aktorką?

- W dzieciństwie marzyłam o bardzo wielu rzeczach, które nie miały nic wspólnego z aktorstwem. Przez długi czas byłam pewna, że zostanę lekarzem i żeby było ekstremalnie, tak jak lubię, chirurgiem. Następnie nie wykluczałam możliwości zostania popularną piosenkarką (śmiech), aż w końcu dosyć poważnie myślałam o tym, by zostać pilotem (śmiech). Spełniałam wszystkie warunki - miałam matematyczno-fizyczne zdolności, odpowiednią sprawność fizyczną, dobry wzrok, ciśnienie... i żadnych wahań nastrojów! Byłam idealnym kandydatem. Widocznie jednak pisane mi było aktorstwo.

To znaczy, że nie jesteś typową kobietą? Nie miewasz zmiennych nastrojów?

- Oczywiście, że miewam jak każda stuprocentowa kobieta, ale w granicach normy. A tak poważnie, dzisiaj z perspektywy czasu widzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Aktorstwo idealnie odpowiada mojemu charakterowi, temperamentowi, bo przede wszystkim nie ma w nim miejsca na nudę, której nie znoszę. To praca, która daje dużą satysfakcję, ale również zawód, do którego trzeba mieć ogromny dystans. Dzisiaj jesteś na billboardach, w serialach, grasz na deskach najlepszych teatrów, a jutro? Jutro może się okazać, że nie ma już tego świata, że jesteś poza. O tym warto pamiętać. Tu trzeba często ryzykować, grać va banque. I wiedzieć, że raz takim zagraniem robisz krok do przodu, innym razem dostajesz po tyłku. Masz za sobą gorzkie chwile związane z tym zawodem. Byłaś kiedyś w opałach? .: - Wystarczy powiedzieć, że swoje pierwsze kroki w Warszawie stawiałam ponad dziesięć lat temu, a sukces przyszedł dopiero dzisiaj. To wymagało cierpliwości i pokory. Małymi kroczkami, czasami z trudem, bo bywało ciężko, zdarzały się sytuacje, kiedy musiałam dokonywać wyboru: czy pojechać na casting, czy zapłacić rachunek. To nie były łatwe początki. Ale zawsze wierzyłam, że ten "mój" moment nadejdzie. I tak się stało. Dzisiaj nie mogę narzekać na brak pracy, jestem ciągle w ruchu, a telefony nie milkną. Ten medal ma naturalnie dwie strony, dużo podróżuję, mieszkam równocześnie w kilku miejscach, ale takie są realia tego zawodu. Nie wolno się przyzwyczajać. Wychodzę z założenia, że tam jest miejsce aktora, gdzie jego praca.

Jesteś pracoholiczką?

- Absolutnie nie! Fakt, że teraz tyle pracuję, nie wynika z mojego uzależnienia. Przemawia przeze mnie racjonalność, wiem, że muszę wykorzystać szansę, którą zsyła mi los. Pamiętam sytuację, kiedy zrezygnowałam z zagrania w Teatrze Telewizji, bo nie chciałam odwoływać zaplanowanych wcześniej wakacji z przyjaciółmi. Było cudownie, to był najlepszy urlop w moim życiu, ale nigdy nie zapomnę momentu, kiedy zobaczyłam tę sztukę w telewizji i tego, jak bardzo żałowałam, że nie wzięłam w niej udziału. Od tamtej pory raczej podejmuję decyzje zawodowe kosztem spraw prywatnych. Życie to sztuka wyboru.

Pochodzisz ze Śląska, wychowałaś się w typowym śląskim domu? ->

- Na pewno mam w sobie śląskie korzenie i ogromny sentyment do wszystkiego, co śląskie, filmy Kutza oglądam z łezką w oku. Mam w pamięci obrazy, kiedy z moim dziadkiem górnikiem, komendantem Straży Pożarnej i puzonistą w kopalnianej orkiestrze, poznawałam różne magiczne zakątki. Uwielbiałam ten świat. To często wspomnienia miejsc, które już nie istnieją, które dla pokolenia współczesnych nastolatków są kompletną abstrakcją. Tym, co mnie bez wątpienia ukształtowało, był dom rodzinny. Miałam beztroskie dzieciństwo, a moje pomysły na życie zazwyczaj spotykały się z pełną akceptacją rodziców.

Masz o rok starszego brata. Trzymaliście sztamę czy walczyliście ze sobą?

- Oboje mamy tak zwane trudne charaktery. To była ciągła walka, śmieję się, że posiadanie rodzeństwa to poligon, świetne przygotowanie do życia w społeczeństwie. Opanowanie sztuki kompromisu i świadomość, że nie jest się centrum świata, że wszystko dzieli się przynajmniej, na pół (śmiech). W najlepszym razie na pół, bo miałam też wielu kuzynów... Świat twojego dzieciństwa, zresztą w ogóle Śląsk, to raczej męski świat...

- Śledziłam każdy krok mojego brata i jego kolegów. Bardzo tego nie lubili. Kiedy brat stał na bramce, ja byłam obok słupka, kiedy chodził po drzewach, ja zawsze wisiałam gdzieś obok. Miałam czasem jakieś przyjaciółki, z którymi bawiłam się lalkami, ale zawsze łatwiej było mi znaleźć wspólny język z chłopakami. 1 tak zostało do dzisiaj, nadal obracam się raczej w męskim gronie.

Często wracasz do domu rodzinnego? Czy dla ciebie jest to także miejsce, w którym można się wypłakać?

- Człowiek zawsze najswobodniej i najpewniej czuje się wśród ludzi, którzy go znają. To jest chyba dla każdego, kto ma ze swoimi najbliższymi zdrowe relacje, jedyne miejsce, w którym nie trzeba niczego grać, niczego udawać. Lubię wracać do domu, choćby na moment. Wiem, że czas upływa i należy cieszyć się z tego, że mamy bliskich obok siebie. W rodzinnych stronach jestem częstym gościem, tym bardziej że jest mi tam zawsze po drodze. W przenośni, ale i dosłownie, bo teraz, kiedy ciągle krążę między Bielskiem a Warszawą, mijam przecież Katowice.

Skończyłaś niedawno 30 lat. To jest jedna z tych magicznych granic dla kobiety? To czas pierwszych ważnych podsumowań, bilansów?

- Swoją trzydziestkę obchodziłam wyjątkowo, bo trzy razy, więc wspominam ten czas bardzo dobrze (śmiech). To na pewno dobry okres dla kobiety. Moment, kiedy trochę inaczej zaczyna patrzeć na świat, nabiera dystansu do siebie i otoczenia. To oczywiście nie dzieje się z dnia na dzień. Rzeczywiście zrobiłam sobie takie małe podsumowanie i... wypadłam całkiem nieźle (śmiech)! Przede wszystkim czuję, że w moim życiu dużo się dzieje, a to jest dla mnie najważniejsze. Głębsze refleksje gdzieś tam się we mnie oczywiście tlą, ale zostawiam je na czterdziestkę!

Czego w sobie nie lubisz?

- Jestem strasznie drobiazgowa. Głupstwa, które powinno się zostawiać, przechodzić obok nich obojętnie, powodują, że się rozkręcam, poświęcając im czas, a wtedy umykają mi rzeczy ważne. Bywam histeryczna, nerwowa. Ale myślę, że to wynika po części z intensywności życia. Kiedy wchodzę do sklepu, wiedząc, że załatwiłam już dzisiaj tysiąc spraw, przemierzyłam 300 kilometrów, a tu kasjerka zaczyna w żółwim tempie, rozglądając się na boki, liczyć mój rachunek, dostaję szału. Ja muszę działać szybko. W moim życiu nie ma miejsca na pustą przestrzeń. Coś się zawsze musi dziać, jeśli coś się kończy, zaraz musi na to miejsce pojawić się coś nowego.

Uważasz, że możemy wpływać na swój los, powiedziałaś, że aktorstwo było ci pisane?

- Może było, ale uważam, że w życiu trzeba walczyć! O swoje marzenia, o to, co się kocha. Można oczywiście machnąć ręką, bo po co ten cały stres, można działać przecież mniejszym kosztem, ale moim zdaniem to nie jest właściwa droga. Gramy, ryzykujemy, żeby coś osiągnąć. Żyjemy po to, żeby temu życiu coś wyrwać! Raz się udaje, innym razem nie, ale każde starcie daje świadomość i doświadczenie na przyszłość.

Podobno czasami nadmierna samodzielność i siła pozbawia nas w męskich oczach kobiecości.

- Myślę, że na każdą kobietę spełnioną zawodowo przychodzi w końcu czas dopełnienia swojej kobiecości w innym wymiarze. Mam na myśli rodzinę. To jest jednak niełatwy wybór, który zawsze odbywa się kosztem czegoś. Dlatego wciąż warto w tej codziennej pogoni za swoimi zawodowymi marzeniami uświadamiać sobie fakt, że my, kobiety, mamy w życiu różne role do spełnienia. Wiem jedno, poznałam wiele nowoczesnych kobiet i nie odpowiada mi model rodziny, w którym dziecko jest jedynie dodatkiem do kariery.

Jesteś silną kobietą. A.G.: Podobno tak (śmiech). Taką mam opinię i pewnie coś w tym jest. Choćby ten mój silnie rozwinięty instynkt walki.

Mężczyźni boją się silnych kobiet?

- Oj, bardzo się boją (śmiech)! Wiesz, silna kobieta potrzebuje silnego mężczyzny. Jej wymagania automatycznie wzrastają i tu zaczyna się problem. Bo nie wystarczy wyglądać jak mężczyzna, trzeba coś sobą reprezentować, mieć własne zdanie i umieć je rzeczowo i zdecydowanie wygłaszać. Mężczyzna musi mieć poczucie humoru, w tej kwestii jestem typową Ślązaczką! Musi je mieć i umieć je w sobie pielęgnować. Im lepiej mi się z kimś żartuje, tym bliższy ten ktoś mi się staje. A poza tym musi oczywiście mieć to "coś"...

GALA: Jesteś blisko podjęcia decyzji o sprawdzeniu się na innym polu? A.G.: Wolałabym o tym nie mówić, to bardzo osobista sprawa. Ale skoro doszłam do takich konkluzji, to pewnie jestem bliżej tej decyzji niż kiedyś. Aczkolwiek życie toczy się swoim torem i zdaję sobie sprawę z tego, że wpadłam w pewne tryby. Oczywiście zawsze można powiedzieć "stop", tylko czasem trudno to zrobić, kiedy się o coś tak długo walczyło. Nie chciałabym po prostu przegapić życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji