Artykuły

Tu nie ma przypadku

- Przyznam się, że nie wierzyłem w sukces frekwencyjny Becketta, bo moje doświadczenie wskazuje na to, że trudne przedstawienia nie mają długiego żywota - mówi ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ.

- Nie tak dawno słuchaliśmy w Krakowie utworów Herberta w Pańskim wykonaniu, a teraz, w ramach Festiwalu Dedykacje: Beckett zobaczymy spektakl "Zapasiewicz gra Becketta". To nie pierwsze Pańskie aktorskie spotkanie z tekstami autora "Końcówki"...

- W 1971 roku grałem Vładi-mira w "Czekając na Godota", spektaklu telewizyjnym reżyserowanym przez Macieja Prusa, później przeniesionym do teatru Ateneum. Grali też Wiesiek Michnikowski, Romek Wil-helmi i Marian Kociniak. Natomiast w Krakowie zrobiliśmy dla Teatru Telewizji jednoaktówki Becketta z Jurkiem Trelą i Jurkiem Radziwiłowiczem w reżyserii Antoniego Libery.

Nie było zatem w Pańskiej karierze spotkań z Beckettem zbyt wiele, niemniej na jubileusz 50-lecia pracy wybrał Pan właśnie jego jednoaktówki...

- To nie ja wybrałem, ale Antek Libera, który jest moim serdecznym kolegą. Znamy się jeszcze z czasów młodości, z warszawskiego Żoliborza. Jego matka i ojciec uczyli mnie w gimnazjum. Już dawno mówił mi, że nosi się z zamiarem zrobienia tych trzech jednoaktówek ze mną. I tak wodziliśmy się z tym pomysłem, aż nadeszła ta nieszczęsna rocznica i Libera wyreżyserował ten spektakl w warszawskim Teatrze Powszechnym.

Recenzje zbiera Pan fantastyczne, wszyscy podkreślają Pańską wirtuozerską grę.

- Nie wiem, jakie są recenzje, bo ich nie czytam, ale rzeczywiście przedstawienie cieszy się powodzeniem. Co najciekawsze, gramy ten spektakl od dwóch lat, mamy za sobą prawie sto przedstawień, a wciąż są widzowie. Przyznam się, że nie wierzyłem w sukces frekwencyjny Becketta, bo moje doświadczenie wskazuje na to, że trudne przedstawienia nie mają długiego żywota.

Co łączy, Pańskim zdaniem, te trzy jednoaktówki: "Katastrofę", "Impromptu Ohio" i "Ostatnią taśmę"?

- Tu nie ma jednego wspólnego motywu. W pierwszej jednoaktówce gram człowieka, a właściwie jestem kukłą kształtowaną dość przedmiotowo przez kreatorów. "Katastrofa" wprowadza nas w rzeczywistość teatru, ale utwór jest wieloznaczny i prowokuje wiele interpretacji. Natomiast "Impromptu Ohio" opowiada o słowie, a "Ostatnia taśma" o losie rozczarowanego człowieka.

Nie przeraża Pana świat Becketta, pełen lęków, śmierci i braku nadziei?

- Ale jest w nim też ogromny ładunek poczucia humoru autora, sporo dowcipu, choć niewątpliwie są to teksty gorzkie, bo mówiące o sprawach ostatecznych. Rodząc się, godzimy się na śmierć, więc nie ma powodu, aby ten temat nas przerażał.

Czy znajomość legendarnego już spektaklu "Ostatniej taśmy Krappa" w wykonaniu Tadeusza Łomnickiego pomogła Panu w pracy, czy raczej stanowiła jakąś barierę?

- Jeśli gram rolę, którą wcześniej wykonywał ktoś inny, cały mój wysiłek idzie w kierunku zapomnienia tego, co wiem na ten temat. Zapomnieć, odciąć się. Nie ma mowy o żadnych wpływach. Dopiero po zrobieniu przedstawienia oglądałem jakieś strzępy taśm u Libery z nagraniami spektakli w wykonaniu różnych aktorów, nie tylko polskich. Łomnicki - fantastycznie, ale zupełnie inaczej prowadził tę rolę. To był inny czas i inne sprawy były ważne.

A co dla Pana stanowi największą trudność w pracy nad Beckettem?

- On wciąż przypomina, że na scenie nie można robić nic przypadkowego. Jego zapis tekstów jest szalenie precyzyjny. Nie tylko w tym, co aktor mówi, ale też, jak się zachowuje i jakie wykonuje zadania. Pod tym względem jest to unikatowy pisarz. Trzeba dokładnie trzymać się tego zapisu, gdyż odejście od niego burzy całą strukturę. Problem polega fia tym, aby w ramach restrykcyjnej struktury odnaleźć własną treść. Widziałem na kasecie Jeremy'ego Ironsa w "Impromptu Ohio". Mimo wielkości tego aktora był niedobry, bo złamał cały rytm i zapis Becketta.

Kogo, oprócz Pana, zobaczymy w spektaklu?

- Olgę Sawicką, Sławka Packa i Antka Liberę, który w drugiej jednoaktówce słucha tego, co czytam.

Z jakimi reakcjami publiczności spotyka się to przedstawienie?

- Bardzo różnymi. Młodzież reaguje bardzo żywo. Ludzie starsi, przyzwyczajeni do teatru fabularnego, nieznający Becketta są trochę zadziwieni. Każdego wieczoru jest inaczej. I na tym polega uroda teatru.

Rozmawiała:

Spektakl "Zapasiewicz gra Becketta" zostanie zaprezentowany dziś o godz. 20 i jutro o godz. 19 w teatrze Groteska.

/

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji