Artykuły

W świecie mężczyzn

W serialu "Oficerowie" gra główną rolę kobiecą. Zobaczymy ją także w serialu "Fałszerze - powrót Sfory". Na co dzień z aktorką spotykamy się w Teatrze Nowym w Łodzi. Rozmowa z KATARZYNĄ CYNKE.

Bohdan Gadomski: Przeżyła pani wielką przygodę - zagrała główną rolę w serialu o policjantach i gangsterach, czyli w "Oficerach" [na zdjęciu]. Podobno kobieta w takim środowisku musi być czasami bardziej męska od mężczyzny?

- Moja bohaterka Alicja trafia do świata zdominowanego przez mężczyzn

i żeby przyswoić sobie prawidła nim sterujące, musi zacząć myśleć jak facet, aby go zrozumieć. Alicja przechodzi transformację, staje się dojrzałą kobietą. Podobne doświadczenie miałam ja, czyli Kasia Cynke wchodząca w świat filmu, w którym rządzą w przeważającym stopniu mężczyźni.

A jak czuła się pani na planie filmowym w tym bardzo męskim gronie?

- Dobrze. Okazuje się, że w spotkaniu z drugim człowiekiem nie liczy się, czy jest on mężczyzną, czy kobietą. Dlatego czułam się tam jak wśród rodziny, przyjaciół. Zdjęcia trwały prawie 6 miesięcy, codziennie przebywaliśmy ze sobą, wspólnie przeżywając wzloty

i upadki. Gdy teraz oglądam tamtych ludzi na ekranie, to odbieram ich tak, jak spotkanie z rodziną w czasie świąt.

W 80 dni zdjęciowych. To tak, jakby zagrała pani w 4 filmach fabularnych jednocześnie.

- Dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę. To była bardzo ciężka praca, w czasie której zdarzało się, że nie wiedziałam, jak się nazywam. Wstawałam o 6 nad ranem, bo plan zdjęciowy zaczynał się o 6.30 i trwał często do 21.30.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że jest teraz inną osobą aniżeli na początku zdjęć. Jaka była pani przed "Oficerami", jaka jest obecnie?

- Każde poważne doświadczenie zmienia człowieka. Przecież w sumie jesteśmy zlepkiem różnych doświadczeń. Przed serialem byłam trochę zahukana i mniej pewna swoich racji. Teraz mam większą swobodę w wyrażaniu myśli i stałam się asertywniesza, potrafię odmówić. Zmiany są pozytywne i praca w "Oficerach" wyszła mi na dobre.

Mężczyznom jest chyba łatwiej grać w sensacyjnych filmach i serialach?

- Z pewnością. Sensacyjny film znajduje się w kręgu męskich zainteresowań. Kobiety traktowane są w nich po macoszemu. Wydaje mi się, że odbiorcami takich seriali są przede wszystkim mężczyźni. Mnie było trudno tworzyć rolę policjantki, bo gdzieś tam musiałam stać się po trosze mężczyzną. Rękami i nogami broniłam swojej kobiecości. Okazało się, że wcale nie trzeba mieć zarostu i nosić spodni, żeby być człowiekiem odważnym, prawym, sprawiedliwym, silnym.

Zauważyłem, że Alicja Szymczyszyn używa języka, którym posługują się tylko mężczyźni...

- Kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Alicja musiała się przystosować. Wkradła się w świat męski, nałożyła maskę, używając fortelu, żeby jak najbardziej zbliżyć się do wroga. Ułatwiło jej to wykształcenie, bo jest psychologiem...

Czy pewne zachowania serialowej postaci przeniknęły do pani życia prywatnego?

- Już się tak bardzo nie kontroluję jak dawniej. Nie kalkuluję swoich działań i wypowiedzi. Bardziej zaczęłam dbać o swoje zdrowie psychicznie.

Pani chłopak, świetnie zapowiadający się aktor Mariusz Ostrowski, też to zauważył?

- Mariusz jest zadowolony z tej przemiany, bo mnie jest łatwiej funkcjonować w dzisiejszych trudnych czasach.

Będąc aktorem mógł panią lepiej zrozumieć niż ktoś spoza branży?

- Gdy miałam trudne momenty, bardzo mnie wspierał. Podobnie jak moja mama.

Podobno aktorskie pary rzadko się sprawdzają w życiu i dość często rozstają.

- W aktorskim zawodzie nie można uniknąć pewnej egzotyczności i próżności. Aktorzy ciągle muszą zastanawiać się nad sobą, towarzyszą nam nieustanne oceny, bo na tym polega "wymierność" naszego zawodu. Z Mariuszem dużo rozmawiamy... i bardzo dbamy o higienę zawodową. Robimy swoje, ja wspieram Mariusza, on mnie. Ja traktuję swój zawód jak misję. Mariusz myśli podobnie.

Jak czujecie się, gdy gracie razem, np. w sztuce "Kac"?

- Bardzo dobrze. Wcześniej mieliśmy dużo wspólnych scen w szkole teatralnej. Mariusz jest aktorem bardzo świadomym, ambitnym, sprawiedliwym i dociekliwym. Dobrze na siebie oddziałujemy. Zawodowo szanujemy się.

Którą z dotychczas zagranych ról ceni pani najbardziej?

- Największy sentyment mam do Konstancji z "Amadeusza", którą zagrałam będąc na I roku studiów na scenie Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi. Wtedy przekonałam się, jaką świątynią jest teatr. Cieszę się, że wystąpię tam niebawem gościnnie.

A przecież wcale nie miała być pani aktorką, bo przygotowywała się do studiów medycznych i zamierzała zostać lekarzem?

- Będąc aktorką po części czuję się lekarzem, bo przecież leczę duszę. Aktorstwo to postawa życiowa, która niewiele różni się od postawy człowieka wykonującego zawód lekarza.

Dlaczego wybrała pani aktorstwo, a nie medycynę?

- W momencie wyboru czułam silną potrzebę wcielania się w kogoś innego. Moja wyobraźnia aż krzyczała, żeby to zrobić. Już jako małe dziecko deklamowałam wiersze.

Mało kto wie, że w wolnych chwilach pani maluje. Czy to rodzaj autoterapii?

- Maluję od zawsze. Może niezbyt dobrze, ale z uczuciem. Robię to, bo to autentycznie lubię i daje mi to olbrzymią satysfakcję. W domu mam cały sprzęt malarski. Maluję zazwyczaj z wyobraźni. Na koncie mam kilkanaście prac. Dominują twarze i martwa natura.

Co jeszcze panią odpręża?

- Czytanie, jazda na nartach, tenis.

Jaka będzie Ala z kolejnego serialu "Fałszerze - powrót Sfory"?

- Wraz z Magdą Mielcarz gramy przyjaciółki głównego bohatera, którego odtwarza Artur Żmijewski. To dziwny trójkąt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji