Studiowałem dla ryzyka
- Ludzie po szkole lepiej improwizują, łatwiej wymienia się z nimi energię i dlatego lepiej się z nimi gra. Szczególnie w teatrze - mówi MARCIN BOSAK, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.
Przystojny ambitny wykształcony a na dodatek sławny dzięki superserialowi. Czego może chcieć więcej młody aktor? Marcin Bosak chce być aktorem dobrym.
Co kombinuje popularny aktor, który miał dość popularnego serialu?
- Mam co robić. Gram w filmie "Tajemnica twierdzy szyfrów", w "Pitbulu 2", w "Odwróconych". Czekają mnie rozmowy o dwóch kolejnych produkcjach, ale o tym na razie - sza! A na deskach zaczynam pracę nad sztuką "Kraniec" w Teatrze Wytwórnia i w macierzystym Dramatycznym nad "Widzialną ciemnością". Sporo roboty...
Sporo. To wymaga wiedzy. Myślisz, że można ją zdobyć na studiach?
- To sprawa indywidualna... Możliwości mają wszyscy. Od ciebie zależy, ile wyciągniesz ze spotkań z profesorami i z samego siebie. Bo to ty kształtujesz siebie i nikt cię w tym nie wyręczy. W każdej nowej sytuacji jesteśmy na początku zagubieni. Ale próbujesz i idziesz naprzód. To tak jak z pływaniem - najpierw się nie umie, a potem się umie.
Nauczyłeś się "pływać" w Akademii?
- Studia w moim przypadku były spełnieniem marzeń. To był wspaniały czas. Właściwie wszystko, co sobie wyobrażałem przed studiami, spełniło się i potwierdziło. Więc mam tylko dobre wspomnienia i o niczym nie chcę zapominać! Czułem się jak dziecko, świetnie się bawiłem, ale też wiele się o sobie dowiedziałem. I tego też nie chcę zapomnieć.
Ale co Ci w ogóle strzeliło do głowy, żeby studiować aktorstwo?
- To chyba z zamiłowania do... ryzyka. Lubię łamać bariery, wyrywać się z codzienności. No i poznawać ludzi.
Utrzymujesz kontakt z ludźmi, których poznałeś w Akademii?
- Poznałem takich ludzi, którym mogę zaufać. I nie tylko na swoim roku, ale w szkole w ogóle. Zresztą - w zasadzie z wszystkimi kolegami utrzymuję kontakt. Z niektórymi spotykam się od czasu do czasu, a z innymi często, bardzo często. Nawet razem wyjeżdżamy na wakacje.
Czy Wy, artyści z papierami, nie boicie się konkurencji naturszczyków?
- Nie. I to nie chodzi o to, że ktokolwiek z absolwentów Akademii czuje się lepszy. Nie lubię tak określać ludzi. Różnice często polegają na podejściu do pracy. To jest istota profesjonalizmu. Ludzie po szkole lepiej improwizują, łatwiej wymienia się z nimi energię i dlatego lepiej się z nimi gra. Szczególnie w teatrze. Ale od tej reguły, jak od każdej, są wyjątki.
Wyjątkiem też są wielkie gaże, jakie otrzymują aktorzy. Nie myślałeś nigdy o tym, żeby wybrać sobie tzw. pewny chleb?
- Absolutnie nie! Jestem zadowolony z miejsca, w którym jestem. Aktorstwo daje mi ogromną frajdę!
Frajda frajdą. Ale czy z grania da się u nas wyżyć?
- Za mało jeszcze o tym wszystkim wiem... Sądzę, że jeśli poważnie traktuje się ten zawód, trudno jest liczyć na stabilizację. Jasne - można iść do serialu i przez pewien czas mieć finansową swobodę. Tyle że wtedy grozi ci, że zostaniesz aktorem jednej roli. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czego oczekuje od tego zawodu i podjąć decyzję, co robić. Ja chcę być dobrym aktorem.
Dobrym aktorem, takim jak kto?
- Pan Janusz Gajos. Dla mnie jest wzorem aktorskiego kunsztu.
Masz wzór wśród reżyserów teatralnych?
- Oczywiście. Jest nim Krystian Lupa.
A sam nie zamierzasz być wzorem dla młodych adeptów szkoły teatralnej? Może chcesz ich przed czymś przestrzec?
- Swoich błędów nie pamiętam... A poza tym, czy ja się zaliczam do starych?! Nie będę prawił nikomu morałów. Nie chcę i chyba nie umiem. Każdy człowiek na swoich błędach uczy się najwięcej.