Artykuły

Brakuje nam ryzykantów

- W ofercie warszawskich scen generalnie brakuje mi ryzyka artystycznego. Refleksji, że teatr jest instytucją artystyczną, a nie wyłącznie miejscem wyrafinowanej rozrywki - mówi MACIEJ NOWAK, dyrektor Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.

Jacek Cieślak: Bohaterką rozpoczynającego się dziś w Warszawie MKFest jest Maja Kleczewska. Dlaczego ona?

Maciej Nowak: Jej wrażliwość można zawrzeć w słowach: jestem człowiekiem i czuję się odpowiedzialna za nasz świat. Mieliśmy w przeszłości teatr aluzji czy psychologiczny, a Kleczewska odnajduje współczesne znaczenia w klasyce, przekłada ją na bliskie nam sytuacje. Najlepszym przykładem jest "Sen nocy letniej" i scena między rzemieślnikiem a królową. W tym, co napisał Szekspir - w grze osoby z najwyższych sfer z prostaczkiem - reżyserka rozpoznała dzisiejszą relację starzejącej się kobiety i callboya, którego może kupić. Szekspir dzięki takiej interpretacji brzmi oskarżycielsko i dziś.

W zeszłym roku oglądaliśmy spektakle Jana Klaty. Czy ławka młodych zdolnych reżyserów nie jest zbyt krótka - nie będzie problemu z wybraniem bohatera przyszłorocznego Festu?

- Przyglądamy się z uwagą twórczości Michała Zadary, Wiktora Rubina, Moniki Pęcikiewicz, Agnieszki Olsten. Jest Natalia Korczakowska. Ale nie można też wykluczyć, że bohaterem będzie aktor albo scenograf, na którego warto zwrócić uwagę.

Fest uzupełnia teatralną ofertę stolicy. Czego miastu brakuje najbardziej?

- Miejsca, w którym można pokazywać spektakle pozawarszawskich teatrów. Prawie nieznana jest formuła występów gościnnych. Kiedy przyjeżdża do stolicy przedstawienie z zagranicy czy z kraju, jest pokazywane raz, góra dwa i nie ma szans zaistnieć w Warszawie na dłużej.

A co można by dodać do oferty warszawskich scen?

- Generalnie brakuje mi ryzyka artystycznego. Refleksji, że teatr jest instytucją artystyczną, a nie wyłącznie miejscem wyrafinowanej rozrywki.

Nie ma w Warszawie operetki.

- Stolica powinna stwarzać warunki do pracy artystom reprezentującym wszystkie gatunki. Nie ma operetki, brakuje też teatru tańca. Tymczasem taniec współczesny rozwija się na świecie niezwykle żywiołowo zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Był w Warszawie międzynarodowy festiwal ciało_umysł, teraz jego organizatorka Edyta Kozak nie jest pewna, czy odbędzie się następna edycja. Myślę też, że zagwarantowaną pomoc miasta powinny mieć grupy poszukujące. Takie zespoły jak Laboratorium Dramatu Tadeusza Słobodzianka zamiast tworzyć - walczą o przetrwanie.

Jak teatralna Warszawa wypada na tle innych stolic w naszej części Europy?

- Trzeba powiedzieć o pewnym paradoksie. Szczycimy się, że mamy największą liczbę teatrów, statystycznie bijemy na głowę nawet Berlin, ale Niemcy nie przyjeżdżają do Warszawy, żeby zobaczyć, co nowego się dzieje, tylko my jeździmy na nowości do stolicy Niemiec. Każda z berlińskich scen jest bardzo wyrazista i podejmuje ryzyko zarówno jeśli chodzi o rozmach inscenizacyjny, jak w i kwestiach politycznych.

A Praga, Budapeszt?

- Warszawa nie powinna się z nimi porównywać, bo w kulturze naszych południowych sąsiadów teatr nigdy nie był tak ważny jak w Polsce. W obu metropoliach do końca XIX wieku dominowały sceny niemieckie. Narodowe zaczęły się rozwijać dopiero na przełomie wieków. Tymczasem Warszawa ma 250-letnią tradycję teatrów publicznych i jej musi sprostać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji