Artykuły

Andrzej Szalawski. Wspomnienie

Na kilka lat przed śmiercią spotkałem Andrzeja w kinie Iluzjon. Przywitaliśmy się serdecznie, bo lubiliśmy się, mimo że nigdy nie byliśmy w jednym teatrze. Andrzej był człowiekiem sympatycznym o wielkiej kulturze i wrażliwości. Znakomitym aktorem. Jednym z tych, którzy wchodząc na scenę, wypełniali ją całkowicie swoją osobowością. Przed rozpoczęciem filmu ucięliśmy sobie krótką koleżeńską rozmowę na tematy zawodowe. W pewnym momencie spytałem Andrzeja o jakieś sprawy związane z ZASP-em. Spoważniał i odrzekł: "Nie jestem członkiem ZASP-u i nie mam z tą instytucją nic wspólnego. Wyrządzono mi krzywdę. Od lat czekam na oczyszczenie z zarzutów kolaboracji". Jak wiadomo, Andrzej Szalawski w czasie okupacji niemieckiej grał w teatrze i czytał kronikę filmową redagowaną przez Niemców, ale przeznaczoną dla polskiego odbiorcy. Wprawdzie w czasie okupacji mówiono, że do teatrów nie należy chodzić, ale niektórzy chodzili. Ja też chodziłem i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Dzięki temu, że w tamtych czasach byłem nieposłuszny, widziałem znakomite przedstawienia i prawdziwie wielkich aktorów. To nieprawda, że były to sztuki propagandowe. Czy "Śluby panieńskie", "Dama kameliowa", w której zobaczyłem wielką Marię Malicką i genialnego Józefa Węgrzyna, "Król włóczęgów" z młodym Andrzejem Szalawskim jako Franciszkiem Villonem czy też "Krakowiacy i Górale" w teatrze Jar, pod zmienionym tytułem "Czar nocy lipcowej", aby zmylić okupanta - to były sztuki propagandowe?

Po wojnie Andrzej poddał się weryfikacji. Mimo niezbitych dowodów i świadków w osobach Kazimierza Moczarskiego i Romana Niewiarowicza, którzy stwierdzili, że robił to na polecenie swoich zwierzchników z Armii Krajowej, sprawy nie wyjaśniono do końca i nie oczyszczono go z zarzutów. Dziś Andrzeja nie ma wśród nas. Odszedł 20 lat temu z poczuciem krzywdy i niesprawiedliwości.

Andrzej Szalawski urodził się w Warszawie 4 grudnia 1911 roku. W roku 1937 ukończył Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej w Warszawie. Jego mistrzem i wychowawcą był wielki Aleksander Zelwerowicz. Wybitnie utalentowany, o pięknych warunkach zewnętrznych, predestynowany do ról amantów, już jako student odkryty został dla filmu i obsadzony w roli Ignasia Pędzickiego w filmie Józefa Lejtesa "Dziewczęta z Nowolipek" wg powieści Poli Gojawiczyńskiej. Rola ta przyniosła Mu pierwszy poważny sukces i znakomite prognozy na przyszłość. Pierwsze kroki na scenie stawiał w Teatrze Wielkim we Lwowie, a następnie w Teatrze Polskim w Poznaniu. Tam w roku 1938 odkrył Go wielki znawca talentów Arnold Szyfman, dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie, i zaangażował Go do siebie na sezon 1939-40. Niestety, wybuchła wojna i Andrzej nie mógł się zaprezentować warszawskiej publiczności. Zgodnie z rozkazem gen. Stawskiego, podążając na wschód, znalazł się w okupowanym przez Sowietów Białymstoku. Dostał się tam do działającego Teatru Polskiego Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, którym kierował również uciekinier z Warszawy, znakomity aktor i reżyser Teatru Polskiego w Warszawie Aleksander Węgierko. Spędził w tym teatrze pod okupacją sowiecką lata 1939-1941. Po wkroczeniu wojsk niemieckich na tereny wschodnie przedostał się do Warszawy. Wtedy właśnie przyczepili się do niego Niemcy. Na polecenie władz podziemnych przyjął propozycję czytania owej nieszczęsnej kroniki filmowej, która przyniosła Mu tyle przykrości i upokorzeń.

Po wojnie zaczął znowu grać w teatrze. Początkowo w Jeleniej Górze, a potem w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi, Teatrze Stefana Jaracza i Teatrze Nowym Kazimierza Dejmka. Do Warszawy przyjechał w roku 1957 wraz z Dejmkiem, którego mianowano dyrektorem Teatru Narodowego. W Teatrze Narodowym pracował przez kilka lat, będąc czołowym aktorem tej sceny. Również za dyrekcji Wilama Horzycy. Następnie przeniósł się wraz z drugą żoną Izabellą Wilczyńską nad morze, do Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Ostatnie lata to powrót do Warszawy. Tym razem do Teatru Powszechnego, do dyrektora Zygmunta Hübnera.

Jego wybitne role z okresu łódzkiego to m.in. znakomity Bryndas w "Krakowiakach i Góralach" Wojciecha Bogusławskiego i Dożaw"Otellu" Szekspira w Teatrze Wojska Polskiego, a potem Karol Moor w "Zbójcach" Fryderyka Schillera na scenie Teatru im. Stefana Jaracza oraz Burmistrz w "Święcie Winkelrieda" Andrzejewskiego i Zagórskiego i Ferdynand Koki w "Henryku IV na łowach" Wojciecha Bogusławskiego w Teatrze Nowym, a w Warszawie w Teatrze Narodowym między innymi Kucharz w "Matce Courage" Bertolta Brechta z Ireną Eichlerówna w roli tytułowej, Fryderyk Wilhelm w "Księciu Homburgu" Kleista, Grigorij Smirnow w "Niedźwiedziu" Czechowa, Eddie w sztuce Arthura Millera "Widok z mostu", Szewc i Judasz w "Historyi o chwalebnym zmartwychwstaniu" u Dejmka, Edmund w "Ryszardzie II" Szekspira, Łopachin w "Wiśniowym sadzie" Czechowa. Świetny okres miał w Gdańsku. Grał mnóstwo ról, wśród nich Mendela Krzyka w "Zmierzchu" Babla, Prospera w "Burzy" Szekspira, Horodniczego w "Rewizorze" Gogola, Ojca w "Braciach Karamazow" Dostojewskiego i Edgara w "Tańcu śmierci" Strindberga. Spektakl ten pokazano w TV. Była to wielka kreacja.

Po powrocie do Warszawy do Teatru Powszechnego widziałem Go jako Agamemnona w "Orestei" Ajschylosa i Fonquiera w "Sprawie Dantona" Przybyszewskiej. Cała Polska oglądała Go wielokrotnie w licznych spektaklach telewizyjnych, serialach i w filmach. Tworzył postacie żywe, bogate wewnętrznie, godne zapamiętania. Przypomnijmy chociażby postać Chłapowskiego w serialu "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" czy też Juranda w firnie Aleksandra Forda "Krzyżacy" wg Henryka Sienkiewicza oraz Bucholtza w "Ziemi obiecanej" u Andrzeja Wajdy. Ilość ról filmowych, radiowych i telewizyjnych jest równie imponująca jak ról teatralnych. Zmarł, mając lat 75.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji