Artykuły

Między Brookiem i Grotowskim

- Jeszcze nie jest jasne, co wyjdzie z młodych, jakie będzie ich ostateczne słowo. Ale moje pokolenie reżyserskie się skompromitowało. I wciąż to robi. Ja staram się trzymać - mówi reżyser Krzysztof Warlikowski w wywiadzie dla "Niezawisimoj Gazety".

Niezawisimaja Gazeta: Krzysztof, był pan reżyserem - asystentem Petera Brooka w trakcie realizacji opery "Peleas i Melizanda" Debussy'ego. Jak wyglądała pańska współpraca z wielkim reżyserem? Krzysztof Warlikowski: Styl pracy nad spektaklem u Brooka kardynalnie różni się od prób mojego nauczyciela Krystiana Lupy. To były dwa bardzo różne teatry. Ich konfrontację można byłoby nazwać konfliktem Zachodu i Wschodu. Krystian Lupa jest irracjonalny, jak większość słowiańskich reżyserów - rosyjskich, czy polskich. Z drugiej strony - Peter Brook, który jest zafascynowany Wschodem, i który odkrył, pokazał Zachodowi Grotowskiego. Ale mimo wszystko jest stworzony przez tę cywilizację, jest bardzo racjonalny. A ja w tym momencie "zawisłem" między Polską i Francją. Szczególnie pociągający był dla mnie racjonalizm Brooka, którego tak brakowało w polskim teatrze. Po tym, jak już minęły próby, na pierwszy pokaz spektaklu Brook zaprosił widzów. Jeśli rozległ się śmiech w momencie, kiedy według Brooka, nie powinno być śmiesznie, zaczynał nad tym fragmentem pracować. A jeśli uważał, że w jakiejś scenie śmiech publiczności jest konieczny, a ten się nie pojawiał, to on inaczej budował dany epizod. To znaczy, mówiąc skrótowo, "ucho" Brooka nastawione jest na publiczność - i to była dla mnie największa lekcja. Przestały mnie interesować kwestie estetyczne, to, co wniosę do sztuki, jak ją zmienię. Moja droga do teatru stała się racjonalna, logiczna, klarowna. Uświadomiłem sobie, że moim głównym zadaniem jest powiedzenie tego, co absolutnie koniecznie powinno być zrozumiałe. A to bardzo trudne, to o wiele bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Szczególnie ciężko było to zrobić w Polsce końca lat osiemdziesiątych, początku dziewięćdziesiątych, kiedy był to okres wielkiego fałszu.

Niezawisimaja Gazeta: Fałszu w czym? W polityce, w teatrze, w życiu społecznym?

Krzysztof Warlikowski: We wszystkim. Nasze państwo nie było racjonalne, nie opierało się na logicznym myśleniu. To, co słyszeliśmy w szkole, w telewizji, co było w gazetach Zewsząd sączył się fałsz. Ale w końcu rozpadł się system, upadł reżim i trzeba było zracjonalizować miejsce, które do tej pory było pozbawione jakiejkolwiek logiki. Tylko artyści - mistycy byli doskonali jedynie w twórczości takiego rodzaju: jak się wypowiedzieć, żeby mi nikt nie zakleił ust. A ja zacząłem się wypowiadać wprost, zacząłem mówić o problemach politycznych, o Holokauście, o tożsamości seksualnej Polaków, jako pierwszy poruszyłem kwestię homoseksualizmu, kazirodztwa. Robiłem to, zaprzeczając przez długie lata budowanej w Polsce mistycznej tradycji teatralnej. Ale na Zachodzie jestem przyjmowany jako mistyczny polski reżyser, natomiast w Polsce - jako niemiecki, zimny, mało emocjonalny myśliciel.

Niezawisimaja Gazeta: Jak teraz, w świetle tego konfliktu, o którym pan mówi, reaguje na pańskie spektakle pana nauczyciel Krystian Lupa?

Krzysztof Warlikowski: Wydaje mi się, że we współczesnej Polsce Lupa czuje się trochę zagrożony. W Polsce, tak samo jak w Rosji, na początku lat dziewięćdziesiątych zrodził się nowy teatr. Nowy - w tym sensie, że przyszli nowi reżyserzy. To młode pokolenie, które wspierali młodzi krytycy, bardzo szybko osiągnęło szczyty, dzięki nader intensywnej promocji. Wydaje mi się, że dla Lupy to było nawet przykre, bo całe swoje życie walczył o to, żeby stworzyć swój teatr, a kiedy go stworzył - walczył o jego przetrwanie. A ja, jego uczeń, też byłem wśród tych młodych ludzi, którzy bardzo szybko osiągnęli bardzo dużo. I wkrótce krytycy zaczęli mnie z nim porównywać. Oczywiście, błędy, potknięcia tak zwanego nowego teatru na razie nie zostały wyciągnięte na wierzch, dopóki jest jeszcze entuzjazm, panuje ogólny zachwyt nad nim.

Niezawisimaja Gazeta: Co przeżyje, co pozostanie w historii teatru?

Krzysztof Warlikowski: Można powiedzieć, że Lupa w historii teatru już pozostał. Jeszcze nie jest jasne, co wyjdzie z młodych, jakie będzie ich ostateczne słowo. Ale moje pokolenie reżyserskie się skompromitowało. I wciąż to robi. Ja staram się trzymać.

Niezawisimaja Gazeta: W jaki sposób skompromitowało się pańskie pokolenie?

Krzysztof Warlikowski: Bardzo wielu reżyserów - gwiazd kompromituje się tym, że z wiekiem zaczyna się interesować tylko formą. Po prostu nie mają teraz nic do powiedzenia. Odznaczają się wysokim mistrzostwem, operują interesującą formą, którą najczęściej zapożyczają z teatru zachodniego. A Polska, która znajduje się miedzy Rosją i Niemcami, oczywiście, "przetrawia" niemieckie i rosyjskie tradycje teatralne. Stale zmieniająca się sytuacja Polski stale zmusza do poddawania w wątpliwość naszych poglądów na teatr. Przecież ona się zmienia w bardzo przyspieszonym tempie. Wydaje mi się, że teraz w Polsce następuje moment pewnego zatrzymania, wyhamowania.

***

Dwa wieczory z rzędu w Centrum im. Wsiewołoda Meyerholda można było zobaczyć spektakl znakomitego polskiego reżysera Krzysztofa Warlikowskiego "Krum" według sztuki Hanocha Levina. Rewolucjonista, europejska znakomitość, przyjechał do Moskwy po raz pierwszy i od razu otrzymał nagrodę ufundowaną przez Centrum imienia Meyerholda. Nagrodę za minione dokonania, chociaż wielkiego wyróżnienia godzien był też zaprezentowany w Moskwie spektakl, niezwykle misternie zbudowana psychologiczna gra całego zespołu, z którego trudno wyodrębnić jedną osobę. Mówiąc po rosyjsku, to był najprawdziwszy teatr psychologiczny, repertuarowy - z uwzględnieniem zgrania aktorów, chociaż doświadczenie Warlikowskiego obejmuje nie tylko osiągnięcia rosyjskiej aktorskiej i reżyserskiej szkoły. Wyraziste posunięcia fabularne przewidziane przez Levina nie wzbudzają wątpliwości: inaczej nie mogło się zdarzyć w wyjątkowo skomplikowanych stosunkach bohatera z matką, z byłą kochanką, a kochanki - z nowym mężem, który w końcu zostaje transwestytą. Szmer zdartej płyty, towarzyszący przedstawieniu brzmi jak szmer samego życia. U bohaterów Warlikowskiego tak właśnie się toczy to życie, w kółko bez pożytku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji