Artykuły

Łubu-dubu, niech nam żyje Król Ubu

Jan Gondowicz prześmiesznie przetłumaczył i zebrał w jednym tomie lwią część dorobku Alfreda Jarry'ego. Ten smarkaty francuski awangardzista sztukami o Królu Ubu przetarł szlak, którym poszły teatry absurdu, z Monty Pythonem włącznie. To trzeba znać - pisze Jacek Szczerba w Gazecie Wyborczej.

Skąd w ogóle wziął się spaślak z wielką "kałdulią" i sadysta Ubu? Otóż w liceum w Rennes, gdzie uczył się Jarry (1873-1907), uczniowie pisywali żartobliwe poematy, których bohaterem był ich nauczyciel fizyki Félix-Frédéric Hébert, zwany Ojcem Hébert. Jeden z takich utworów - "Polaków" Charles'a Morina - 15-letni Jarry dostał od swego kumpla Henriego Morina, brata autora.

Jarry rozwinął go i przerobił na sztukę, która później przybrała tytuł "Ubu Król, czyli Polacy". Na przełomie lat 1888 i 1889 wystawiono ją w teatrzyku marionetek na strychu domu państwa Morinów, a potem w mieszkaniu Jarrych.

Do prawdziwego teatru (Théâtre de l'Oeuvre) trafiła 10 grudnia 1896 r. Grającego tytułową rolę Firmina Gémiera Jarry wyposażył w wielki kartonowy kałdun, dał mu jako berło szczotkę klozetową i kazał mówić mechanicznym głosem. Publiczności objaśnił natomiast: "dane będzie państwu dostrzec w imć Ubu mnogość dowolnych aluzji bądź też zwykłą kukłę, deformację, jakiej uczniak poddał jednego ze swych profesorów, ucieleśniającego dlań całą groteskę świata".

Dzieje Ubu

Tom "Teatr Ojca Ubu" - złożony przez Gondowicza - zawiera sztuki "Ubu Król", "Ubu skowany" i "Ubu rogacz" oraz różne drobiazgi Jarry'ego (w tym teoretyczne pisma o teatrze). Kim jest w nich Ubu? Poznajemy go jako rotmistrza dragonów, który morduje króla Polski Wacława - z rodziny tegoż ocaleje tylko syn Flaczysław. Wstąpiwszy na tron, Ubu zapowiada: "dla lepszego podreperowania królestwa zaraz zaszlachtuję całą szlachtę i capnę jej dobytek" - i dotrzymuje słowa. Gubi go (i jego małżonkę Ubicę) dopiero konflikt z Rosją - pobity przez cara pryska za granicę. We Francji egzystuje jako pucybut i lokaj, a gdy ryzykowna swoboda mu zbrzydnie, domaga się uwięzienia i skazania na galery. Tłum idzie za nim, uciekając od wolności.

Czy taki wredny typ ma w ogóle sumienie? Owszem, tyle że nosi je w walizce, którą rzadko otwiera. A jeśli już, to z sumieniem dyskutuje, odrzuca jego zarzuty.

A co z tą Polską?

"Ubu Król" był dziełem ożywczym. Dlaczego? Bo - jak pisze Gondowicz - Jarry "parodiuje dramat władzy, żongluje faktami historycznymi, epatuje językową brutalnością, komizmem prostackim i absurdalnym. Wymyśla syntetyczną scenografię, przywraca do łask maski. Operuje antypsychologicznym modelunkiem postaci, skrótami akcji, deformacją i gestem mimicznym, podsuwa nową dykcję, planuje abstrakcyjną ilustrację muzyczną".

Różnie jednak ten tekst odbierano. Tadeusz Boy-Żeleński, pierwszy (1936) polski tłumacz "Ubu Króla", widział w nim "sztubacką satyrę na dziewiętnastowieczne podręczniki historii". Dziś trudno nie dostrzec w dziele Jarry'ego farsowej zapowiedzi XX-wiecznych totalitaryzmów.

Dlaczego rzecz dzieje się w Polsce? Jarry tak to wyjaśnił w programie teatralnym: "Akcja toczy się w Polsce, krainie na tyle legendarnej i podległej rozbiorom, by móc stać się owym Nigdzie, a w każdym razie, wedle wiarygodnej franko-greckiej etymologii, wątpliwszej niż sam pytajnik".

Nie dziwmy się tej Polsce, młody Jarry był erudytą (filozofii uczył go Henri Bergson), bibliotecznym książkożercą. W przedmowie do jego sztuk Gondowicz sugeruje, że wiedzę o Polsce mógł czerpać z "Tableau historique et chronologique des révolutions nationales de Pologne" (Paryż, 1832).

W "Ubu Królu" aż kipi zresztą od literackich odniesień: specjaliści doliczyli się dziewięciu śladów "Makbeta", znaleźli cytaty z "Dwadzieścia lat później" Dumasa i "Horacjuszy" Corneille'a, sugerują wpływy Rabelais'go i francuskiego teatrzyku kukiełkowego (tzw. guignolu). Gondowicz pisze o tym z taką erudycyjną zajadłością, że aż chwilami miałem wrażenie, że to parodia uczonego wstępu (o Jarrym powiada np., że "ontogeneza powtarza w jego biografii twórczej filogenezę").

Zabawy z językiem

Teksty Jarry'ego to wyzwanie dla tłumacza. Boy-Żeleński słynne przekleństwo Ubu "merdre" (od "merde", czyli "gówno") oddał celnie jako "grówno". Ale całość jego przekładu, celowo stylizowanego na archaiczny, już się dziś nie broni.

Gondowicz Jarry'ego odświeżył, trochę w duchu Lewisa Carrolla z wiersza "Jabberwocky", dając przy tym dowody swej nadzwyczajnej słowotwórczej inwencji - wcześniej wykazał się nią, tłumacząc "Ćwiczenia stylistyczne" Raymonda Queneau, gdzie na 99 sposobów zostało opisane banalne zdarzenie w paryskim autobusie. Jakiś dowód? Niech będzie nim ta oto mordercza wyliczanka: "ukręcenie mu nosa i uszu z karczunkiem ozora oraz ekstyrpacją zębców, poszatkowanie zadka, obłupka szpikosłupa i częściowe lub kompletne drylowanie mózgu przez piętę. Przy tym ma być wpierw wbity na pal, następnie odszyjony, a wreszcie skrojony w drobną kostkę". Ciekawe, w jakim teatrze aktorzy poradziliby sobie dziś z takim tekstem?

Nie gorsze od przekładu, a może nawet lepsze, są komentarze Gondowicza tyczące jego warsztatu. Np. to, że stworzone przezeń nazwisko Szczawkucki po francusku brzmi "Pissembock - ten, co sika w kufel", a znowu Szczawgacki to w oryginale "Pissedoux - ten, co sika po cichu". Wyobrażam sobie, ile uciechy miał Gondowicz, tłumacząc "Kalendarz Ubu na rok 1901". Imię świętego, zgodnie z obyczajem, jest w nim przypisane do każdego dnia. I tak: 31 maja - św. Bryndzy, 29 września - św. Biustyny, 20 listopada - św. Ćwoka, 6 grudnia - św. Kichołaja.

Szalony smarkacz

Na koniec jeszcze słowo o ekstrawaganckim Jarrym. Ten facet uwielbiał prowokacje. Krawcowi Quinchonowi nie zapłacił za palto, które uznał za źle skrojone. Skończyło się procesem, który przegrał. Często kupował, nie płacąc, np. 525 franków za rower Clément lux 96. Jednak na mahoniową łódkę, którą pływał z przyjaciółmi na ryby, kasę wyłożył.

W 1897 r. podczas debaty literackiej pijany strzelał do poety belgijskiego Christiana Becka. Gdy roztrwonił pieniądze po rodzicach, dopadła go nędza - w swym ówczesnym lokum rower wieszał na haku wbitym w ścianę, żeby szczury nie zjadły opon. Z wojska zwolniono go z powodu kamicy żółciowej. Absynt pił na potęgę, nazywając go "świętym zielskiem". W 1906 r. był już w tak złym stanie, że udzielono mu ostatniego namaszczenia, jednak jakoś się wykaraskał. Umarł 1 listopada 1907 r. na gruźlicze zapalenie opon mózgowych. Miał 34 lata. Tuż przed śmiercią poprosił ponoć o wykałaczkę i podłubał nią w zębie.

"Teatr Ojca Ubu", Alfred Jarry, przeł. Jan Gondowicz, Wydawnictwo CiS, Warszawa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji