Artykuły

Za smutno i zbyt uroczyście

"A wszystko to ty..." w reż. Jerzego Satanowskiego w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Dorota Żuberek w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

Aktorzy zielonogórskiego teatru śpiewają piosenki Marka Grechuty w hołdzie niedawno zmarłemu artyście. Może dlatego tak bardzo poważnie. A szkoda, bo mogło być dynamicznie i... wiosennie.

Grechuta to jeden z niewielu piosenkarzy, którzy potrafili zaśpiewać poezję tak, żeby słuchały go tłumy. Bez kompromisów czy pójścia na łatwiznę. Doskonały zespół Anawa towarzyszył mu dziesiątki lat na scenie i pomagał w wyśpiewywaniu wierszy, m.in. Mickiewicza czy Leśmiana. Grechuta był szczery i prawdziwy.

Spektakl muzyczny "A wszystko to ty", w reżyserii Jerzego Satanowskiego, to piosenki artysty zaśpiewane lepiej lub gorzej w starych nowych aranżacjach przez jedenastu naszych aktorów. Choć może śpiew to za duże słowo.

Niektórzy melorecytują, inni nadrabiają poważną miną, bo skoro prezentujemy poezję, to musi być poważnie, oczy zaszklone łzawą mgłą, a spojrzenie hen, hen za horyzont... Denerwować może powtarzany jak mantra fragment utworu "Chcę być pomylony". Rację ma Wojciech Czarnota, który powtarzał, że jest tu cokolwiek zbyt uroczyście.

To, że Grechuta zmarł przed kilkunastoma tygodniami, nie każe robić żałobnej wieczornicy - widać to było po publiczności, która najlepiej reagowała na dynamiczne i z pomysłem przygotowane piosenki, jak "Nie dokazuj", "Wiosna, ach to ty" czy "Hop! Szklanka piwa". Grechutę melancholijnego i bez zadęcia pamiętamy, radosnego chcemy wspominać.

Aktorzy zielonogórskiego teatru udowodnili niejednokrotnie, że śpiewać lubią. Jacek Zienkiewicz występował na wrocławskim Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, jednak bez większych sukcesów. Potem razem z Martą Artymiak i Wojciechem Czarnotą przygotował program m.in. z piosenkami francuskimi.

Nie wszystkim aktorom śpiew wychodzi. Mogliby wykorzystać patent Janusza Młyńskiego, który zamiast potykać się na frazach, utwór "Będziesz moją panią" potraktował jak małą rólkę. I zamiast obietnic czułego kochanka, co będzie "słońce z pomarańczy w twoje dłonie składał", zaśpiewał tak, że zabrzmiało to jak groźba. Kobiety na widowni modliły się, żeby nie śpiewał "będziesz moją panią" do nich. A aktorki ze sceny uciekły. Została jedynie Marta Artymiak, i to chyba tylko dlatego, że śpiewała następny utwór.

Scenografia idealnie ilustruje piosenki. Kiedy jest o róży, to na ekranie pojawia się piękna, czerwona róża. Kiedy jest o poezji, z sufitu zjeżdża krzak, a kiedy o jesieni - po plastikowej szybie zaczyna spływać deszcz, a co bardziej spostrzegawczy widz zobaczy, jak zza kulis tajemnicza ręka raz po raz zrzuca po jednym liściu. Nie trzeba nawet słuchać, a wiadomo, o co chodzi.

Wielkim plusem spektaklu jest zespół muzyczny Krzysztofa Mrozińskiego. Waldemar Goliński, Dariusz Jaros, Edward Piniuta, Paweł Słoniowski, Tomasz Szczepaniak grają doskonale.

Ponadgodzinne przedstawienie spodoba się widzom dojrzałym, którzy repertuar Grechuty znają z czasów młodości. Ciekawe, jak zareagują na niego młodsi. We wtorek o godz. 19 w Teatrze Lubuskim premiera studencka spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji